Kropka nad i
Gen. Mieczysław Bieniek, Mykoła Kniażycki
Władimir Putin ogłasza mobilizację. Czy to jest początek kryzysu, czy nowej wojny? Między innymi o to swoich gości w "Kropce nad i" pytała Monika Olejnik. - To bardzo poważna sprawa. Długo się nad tym zastanawiał (Putin - red.), przekonali go do tego jego trwadogłowi. Po szczycie w Samarkandzie, gdzie wyczuł wyraźne lekceważenie przywódców innych państw, takich jak Indie i Turcja, gdzie kazali mu na siebie czekać, Putin doszedł do wniosku, że musi wykonać jakiś twardy ruch - ocenił gen. Mieczysław Bieniek. Były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji zwrócił uwagę, że zmobilizowanie nawet 300 tys. żołnierzy to nie jest taki prosty proces. - W tym bałaganie administracyjno-logistycznym i tej olbrzymiej korupcji, którą charakteryzuje się Federacja Rosyjska, ten proces będzie trwał od dwóch do trzech miesięcy. Chyba że rzucą ich nieprzygotowanych do walki - stwierdził Bieniek. Generał dodał, że według niego aktem mobilizacji Putin dąży do eskalasji wojny w Ukrainie, "ale jednocześnie może się to obrócić przeciwko niemu". Zdaniem Mykoły Kniażyckiego, deputowanego do Rady Najwyższej Ukrainy, decyzja prezydenta Rosji to po prostu reakcja na ukraińską kontrofensywę. - To, co Putin robi teraz, to nie jest jakaś częściowa mobilizacja. To jest totalna mobilizacja. To jest podobne do tego, co Hitler robił 1944 roku - powiedział Kniażycki. Dodał, że Rosjanie zbierają teraz do wojska nie tylko doświadczonych żołnierzy, ale też "młodych ludzi", którzy są od razu po szkole. - Putin nie walczy za Rosję i jej bezpieczeństwo, a za swoją władzę i przyszłość, żeby nie być pod Trybunałem - mówił deputowany. Ocenił też, że zmobilizowani żołnierze rosyjscy dotrą pewnie na front w grudniu, więc do tego czasu Ukraina potrzebuje jeszcze większego wsparcia, żeby stawić czoła wrogowi.