- Będzie budowała markę, która nazywa się Polska - tak o Polskiej Fundacji Narodowej w 2016 roku mówiła ówczesna premier Beata Szydło. Na scenie w siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych podczas konferencji inaugurującej PFN towarzyszyli jej członkowie zarządów 17 spółek z udziałem Skarbu Państwa. To one założyły fundację i zobowiązały się do przekazywania jej milionów. Łącznie na dekadę funkcjonowania ówczesna władza zapewniła aż 633 miliony złotych.
I choć PFN to organizacja, która powstała i działa dzięki pieniądzom ze spółek, które częściowo należą do każdego z nas, niemal zawsze próba zapytania o konkretne wydatki kończyła się podobnie - brakiem odpowiedzi. Nawet wyroki sądów przyznające rację obywatelom i dziennikarzom, którzy pytali o finanse PFN, nie robiły na poprzednim zarządzie wrażenia. Kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli w 2021 roku nie wpuszczono do środka.
- A w sensie ogólnym to przecież nasze pieniądze - zaznacza dr Grzegorz Makowski, ekspert Instytutu Spraw Publicznych. Działalność PFN śledzi od początku. - Powinny być pod naszą lupą. Mamy więc legitymację jako społeczeństwo, żeby się temu przyglądać. I pilnować standardów - dodaje.
Dziś już wiemy, jak za poprzedniej władzy wyglądały te standardy. I czego tak pilnie strzeżono w siedzibie PFN. W trakcie kilkumiesięcznego dziennikarskiego śledztwa dotarliśmy do umów, faktur, zestawienia z karty służbowej, rachunków, biletów i relacji świadków, które dowodzą, że ludzie związani z Prawem i Sprawiedliwością w Polskiej Fundacji Narodowej pławili się w luksusie.
Cztery gwiazdki i biznes klasa
Old City, historyczna dzielnica Filadelfii. Pamięta jeszcze epokę kolonialną. Postindustrialny, czterogwiazdkowy hotel dzieli zaledwie dziesięciominutowy spacer od Independence Hall, zabytkowego budynku, w którym podpisano Deklarację Niepodległości.
W hotelu całodobowa siłownia, w pokojach 55-calowe telewizory. W takich warunkach Maciej Świrski, pełnomocnik ds. międzynarodowych w Polskiej Fundacji Narodowej, w listopadzie 2021 roku spędza cztery dni. Płaci za to służbową kartą fundacji 1014 dolarów i 93 centy (4,2 tys. zł). Po wymeldowaniu razem z Leszkiem Sielukiem, dyrektorem finansowym PFN, jedzie do Waszyngtonu. Podróż mija im komfortowo, bo korzystają z superszybkiego pociągu firmy Amtrak, a bilety mają w najwyższej, pierwszej klasie (klasa wyżej niż biznes). W cenie jest m.in. posiłek serwowany do miejsca pasażera, wygodne fotele z regulowanymi zagłówkami, podnóżkami i podparciem lędźwiowym. Koszt dwóch biletów to 346 dolarów (1,4 tys. zł). Choć, jak sprawdzamy dziś, tę trasę podobnym pociągiem można pokonać już za 20 dolarów.