Taksówkarz z Wrocławia wjechał w przechodzącą przez przejście dla pieszych parę. Kobieta zginęła na miejscu, jej mąż trafił do szpitala. Okazuje się, że 34-latek był wielokrotnie karany za wykroczenia drogowe i tracił prawo jazdy. W 2011 roku także potrącił pieszego na pasach i był za to skazany. Prokuratorzy chcieli, by najbliższe 3 miesiące spędził w areszcie. Sąd wypuścił go za kaucją.
Do wypadku doszło w nocy z 23 na 24 kwietnia na wrocławskim Sępolnie. W przechodzące przez przejście dla pieszych małżeństwo uderzyła pędząca taksówka. 42-letnia kobieta zginęła na miejscu. Jej mąż trafił do szpitala.
- Z ustaleń policjantów wynika, że kierowca osobowego BMW, jadąc od mostu Swojczyckiego w kierunku miasta nie ustąpił pierwszeństwa i potrącił dwie osoby przechodzące przez przejście dla pieszych - relacjonuje asp. sztab. Łukasz Dutkowiak z biura prasowego dolnośląskiej policji.
34-letni kierowca taksówki został zatrzymany. Okazuje się, że w 2011 roku także potrącił przechodzącego przez pasy człowieka. Jak informuje prokuratura poszkodowany miał obrażenia, które spowodowały "chorobę realnie zagrażającą życiu". Dwa lata później został za to ukarany przez sąd. Dostał wyrok w zawieszeniu na trzy lata.
Twierdzi, że przechodzącej pary nie widział
Teraz mężczyzna przyznał śledczym, że w weekendową noc jechał z prędkością między 60 a 70 km/h, czyli szybciej niż dopuszczały ustawione w tym miejscu znaki.
- Podejrzany twierdzi, że w chwili zdarzenia panowały złe warunki atmosferyczne, bo była to pora nocna i padał wtedy deszcz. Nie przyznaje się jednak do spowodowania wypadku, bo nie widział pieszych i dopiero, gdy usłyszał uderzenie w samochód zorientował się co się stało - informuje Karolina Stocka-Mycek, szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław Śródmieście.
Trzy razy tracił prawo jazdy, areszt śledczy opuścił za kaucją
34-latek powiedział śledczym, że trzykrotnie stracił uprawnienia do kierowania pojazdami mechanicznymi.
- Miało się tak dziać na skutek przekroczenia liczby punktów karnych. Ostatnia decyzja o odebraniu mu uprawnień jest z sierpnia 2015 roku. Zwróciliśmy się z zapytaniem do magistratu, by sprawdzić czy podejrzany jeździł bez uprawnień - wyjaśnia prokurator.
Wersję mężczyzny potwierdzają policjanci: mężczyzna był wielokrotnie zatrzymywany za wykroczenia w ruchu drogowym.
Po spowodowaniu wypadku ze skutkiem śmiertelnym 34-latkowi zatrzymano prawo jazdy. Prokuratorzy wystąpili do sądu o tymczasowe aresztowanie taksówkarza. - Sąd zastosował tymczasowe aresztowanie na okres 3 miesięcy, ale zastrzegł możliwość zmiany tego środka na te o charakterze wolnościowym, gdy podejrzany wpłaci 20 tys. złotych poręczenia majątkowego - wyjaśnia Marek Poteralski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu. I dodaje, że sąd ocenił, że środki, które zastosowano, będą w stanie zabezpieczyć prawidłowy tok postępowania.
Taksówkarz miał na to czas do 13 maja, ale już po kilku godzinach u śledczych zjawił się ojciec mężczyzny z dowodem wpłaty.
Będzie zażalenie na decyzję sądu
34-latek ma też dozór policyjny (musi stawiać się dwa razy w tygodniu we właściwej dla swojego miejsca zamieszkania jednostce policji) i zakaz opuszczania kraju, ale prokuratorom decyzja sądu się nie podoba.
- Będziemy składać zażalenie w tej sprawie. Moim zdaniem nieizolacyjne środki zastosowane przez sąd nie spełniają żadnych przesłanek. Biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie podejrzanego i ostatnie zdarzenie można stwierdzić, że to osoba niebezpieczna dla uczestników ruchu drogowego - słyszymy od prokurator.
Licencje na prowadzenie taksówki wydaje wrocławski urząd miejski. Nie wiadomo jednak, czy ta którą posiadał 34-latek była ważna. Jak informuje "Gazeta Wrocławska" urzędnicy nie mogą tego zweryfikować, zasłaniając się ochroną danych osobowych.
Do wypadku doszło na ulicy Mickiewicza we Wrocławiu:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24