Sąd Okręgowy w Szczecinie wydał prawomocny wyrok na Patryka M., który bestialsko znęcał się nad pupilami znajomych. 20-latek ma spędzić w więzieniu 5 lat, z czego 3,5 roku to wyrok za przestępstwa przeciw zwierzętom. - Trzeba się z tego wyroku cieszyć - uważają obrońcy praw zwierząt.
- Sąd uwzględnił apelację oskarżycieli i podwyższył karę jednostkową orzeczoną wobec oskarżonego za przestępstwa kwalifikowane z artykułu 35 ustęp 2 ustawy o ochronie zwierząt do 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W konsekwencji skutkowało to uchyleniem orzeczenia o karze łącznej wymierzonej przez Sąd Rejonowy w wysokości 4 lat i jej podwyższeniem do lat 5 – przekazał nam Michał Tomala, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie. Pozostałe półtora roku to kara za rozbój, groźby karalne oraz zniszczenie mienia, których miał dopuścić się skazany.
Jak podkreślił Tomala, wobec oskarżonego został orzeczony także 10-letni zakaz posiadania wszelkich zwierząt oraz nawiązka na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w wysokości 3000 zł. Wyrok jest prawomocny.
Drugi najwyższy wyrok
- Ogromnie się cieszymy! To najwyższy wyrok, jaki zapadł w Polsce za przestępstwa na szkodę zwierząt – skomentowali nam Paulina Dobrzańska-Kalbarczyk oraz Hubert Dobrzański z Fundacji Pso-TY i Koty, którzy od początku nagłaśniali i monitorowali sprawę Patryka M.
Wyrok nie jest co prawda najwyższy – w grudniu 2018 roku w Tychach zapadł wyrok 4,5 lata więzienia dla Łukasza N., który zasztyletował psa swojej partnerki, ale, jak podkreślają obrońcy praw zwierząt, i tak jest zaskakujący.
- Jak na warunki polskie to bardzo wysoki wyrok. Trzeba się nim cieszyć. Mam nadzieję, że to znak, że orzecznictwo w tego typu sprawach się zmieni – uważa Katarzyna Topczewska, adwokat, która od kilkunastu lat reprezentuje przed sądem fundacje zajmujące się prawami zwierząt. Mecenas była między innymi pełnomocnikiem w głośnej sprawie skatowania psa Fijo, któremu oprawca między innymi trwale złamał kręgosłup. Tam zapadł dużo niższy wyrok, jak przypomina Topczewska – 1,5 roku więzienia dla sprawcy.
Nieuchronność kary, jej wymiar i bezzwłoczność. "Krok w dobrym kierunku"
Podobnie uważa Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva!. – Niedawno taka sprawa prawdopodobnie byłaby umorzona. Generalnie jeszcze parę lat temu mieliśmy do czynienia z dużo niższymi wyrokami – ocenia Wyszyński.
Prezes Fundacji Viva! uważa, że można się cieszyć z tego wyroku, ponieważ spełnia on trzy ważne elementy – nieuchronność kary, jej wymiar i bezzwłoczność. – To jest dobry znak, biorąc pod uwagę, że kary często wydawane są w zawieszeniu, a niektóre prowadzone przez nas sprawy ciągną się 5 czy nawet 8 lat – mówi obrońca praw zwierząt.
Zarówno Topczewska, jak i Wyszyński podkreślają, że, choć jest to krok w dobrym kierunku, to według nich kary powinny być wyższe. - Jakby pan zapytał rodzinę tego psa, to nie jest to adekwatna kara. Żadna nie jest wystarczająca wysoka, bo żadna nie wróci mu życia – uważa Wyszyński.
Wyrzucił psa na śmietnik
Sprawa Patryka M. ujrzała światło dzienne w marcu ubiegłego roku. 15-letnia mieszkanka Szczecina we wtorek 19 marca otrzymała telefon od swojego znajomego 19-letniego Patryka. Mężczyzna miał włamać się do jej mieszkania, wiedząc, że nikogo nie będzie w domu. Powiedział dziewczynie, że jej pies Junior jest "poj…ny" i coś się z nim dzieje.
Dziewczyna wraz z 16-letnią przyjaciółką pobiegły do mieszkania. Na miejscu zastały plamy krwi i ani śladu po psie. Po chwili sąsiad znalazł go na pobliskim śmietniku. Nie żył. Nagrania z kamer monitoringu potwierdziły, że psa podrzucił tam znajomy nastolatek.
Obrażenia psa były przerażające i wskazywały, że 19-latek wcześniej brutalnie się nad nim znęcał – między innymi miał pociąć go ostrym przedmiotem i dusić. Sprawa została zgłoszona na policję i jeszcze tego samego dnia wieczorem Patryk M. został zatrzymany.
"Chciałam chłopakowi pomóc, a skończyło się tragicznie"
Rodzina 16-letniej przyjaciółki dziewczyny, która była opiekunką psa Juniora, w grudniu 2018 roku przygarnęła Patryka pod swój dach, gdy ten zwrócił się do nich o pomoc, bo nie miał gdzie mieszkać.
- Znalazłam mu pracę, nakarmiłam, dałam dach nad głową. Chciałam chłopakowi pomóc, a skończyło się to dla nas tragicznie - uważa teraz pani Agnieszka, mama 16-latki. Kobieta pomaga też Fundacji Pso-ty i Koty, która opiekuje się zwierzętami. W tym czasie pod jej opieką znajdowały się dwa perskie koty – Stefan i Jadzia.
Od momentu, gdy Patryk M. zamieszkał w domu, zaczęły podupadać na zdrowiu – tajemnicze rany, stłuczenia, wycofanie. W styczniu kot Stefan został znaleziony w kałuży krwi. Obok leżało żelazko, a w mieszkaniu był tylko Patryk M. Tym razem wszyscy uwierzyli w jego wersję o nieszczęśliwym wypadku.
Miesiąc później weterynarz stwierdził u Jadzi złamaną miednicę i zaznaczył, że nie ma możliwości, by zrobiła to sobie sama. Tym razem rodzina nie miała wątpliwości, że to 19-latek znęca się nad kotami - matka 16-latki złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Na to, co zrobił, nie ma wytłumaczenia. Powinien dostać najwyższy wymiar kary - komentuje pani Agnieszka, opiekunka kotów.
Oszustwa, rozboje, znęcanie nad zwierzętami
Gdy Fundacja Pso-Ty i Koty nagłośniła sprawę, wyszły na jaw kolejne informacje dotyczące Patryka M. Jak przekazują przedstawiciele Fundacji, okazuje się, że 20-latek z domu rodzinnego również został wyrzucony za podejrzenie zabicia w niezwykle brutalny sposób psa.
- Udało nam się ustalić, że mężczyzna miał dopuścić się rozboju, który miał miejsce 17 marca. Postępowanie dotyczy także tego przestępstwa – przekazywała nam Justyna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Z kolei starszysierżant Ewelina Sierzchuła, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie powiedziała nam, że 20-latek był już wcześniej znany funkcjonariuszom. – To mieszkaniec Szczecina, który wcześniej był karany za oszustwa – powiedziała nam.
Źródło: TVN24 Pomorze