Premier Łotwy alarmuje, że w jej kraju widać już "oznaki wojny hybrydowej". To kolejny w ostatnich miesiącach sygnał ze strony Rygi świadczący o rosnącym poczuciu zagrożenia ze strony Rosji. Łotwa jest dziś chyba najsłabszym ogniwem wschodniej rubieży NATO i UE - krajem, w którym wybory wygrywa partia fana Putina, co czwarty mieszkaniec jest Rosjaninem, a siły pancerne to... trzy czołgi T-55.
Słabe punkty Łotwy? Po pierwsze, demografia. Po drugie, Łatgalia. Po trzecie, potencjał obronny.
Blisko 40 proc. ludności kraju mówi po rosyjsku, a co czwarty mieszkaniec Łotwy to etniczny Rosjanin. Wielu z nich ma paszporty Federacji Rosyjskiej lub jest tzw. bezpaństwowcami. Na Łotwie po upadku ZSRR pozostały na stałe tysiące emerytowanych oficerów sowieckiej armii. I jeszcze jedno: Rosjanie i bezpaństwowcy koncentrują się w dużych miastach, w niektórych stanowiąc nawet większość.
Drugim obok Rygi największym skupiskiem tej ludności jest Łatgalia, południowo-wschodni region graniczący z Rosją, a przy tym najbiedniejszy w kraju. To powoduje, że jest "miękkim podbrzuszem" Łotwy w ewentualnej konfrontacji z Rosją.
Trzeci słaby punkt Łotwy to potencjał obronny, a właściwie jego brak. Wojsko jest nieliczne, słabo uzbrojone, a w przypadku wielu żołnierzy można mieć wątpliwości co do ich lojalności wobec państwa. Duża część kontraktowych żołnierzy pochodzi bowiem z Łatgalii, a do wojska poszli tylko dlatego, że nie mogli znaleźć pracy. Na dodatek w ostatnich latach z armii odeszło wielu oficerów - najgorszy był 2012 rok, gdy z powodów finansowych służbę porzuciła niemal połowa kadry.
W cieniu Ostrowa
Tymczasem tuż za granicą Rosjanie mają bazę, której siły same poradziłyby sobie z Łotyszami. W grudniu 2013 r., a więc jeszcze przed konfliktem Rosji z Ukrainą, w bazie lotniczej Ostrow, 32 km od granicy z Łotwą, została sformowana 15. Brygada Lotnictwa. Docelowo ma tam stacjonować ok. 100 helikopterów, już jest ich 70. Od maja stacjonują w Ostrowie trzy eskadry śmigłowców: szturmowych Mi-28N Nocny Łowca, szturmowych Ka-52 Aligator, transportowych Mi-26T i Mi-8MTV-5.
Ka-52 to dziś jeden z najszybszych helikopterów na świecie (osiąga prędkość ponad 300 km/h). Uzbrojony w pociski mogące niszczyć czołgi i pojazdy opancerzone, ma zasięg ok. 500 km. Rocznie wojsko rosyjskie dostaje 20 takich maszyn. Część z nich ma trafiać do Ostrowa. Startując z tej bazy rosyjskie śmigłowce mogą osiągnąć stolicę Łotwy Rygę w godzinę. W zasięgu są też Tallin i Wilno, a nawet południowy brzeg Finlandii. Do stolicy Łatgalii Daugavpils jest zaledwie kilkanaście minut.
Co ważne, łotewska obrona przeciwlotnicza jest bezradna wobec tego zagrożenia - śmigłowce rosyjskie lecą zbyt nisko, aby być namierzonymi przez radary. Najbliższy jest w Audrini (Łatgalia). Zbudowano go 11 lat temu. To oznacza, że Rosjanie mogą wlecieć w łotewską przestrzeń powietrzną i zaatakować cele, zanim poderwane zostaną w powietrze myśliwce NATO z bazy w Szawlach. Teoretycznie więc rosyjskie helikoptery z Ostrowa mogą pod osłoną nocą bezkarnie przylecieć do Daugavpils, wylądować i wysadzić desant. I nikt tego nie zauważy do momentu, w którym rosyjscy komandosi zaatakują cele naziemne.
Prawdopodobnie taki scenariusz ćwiczono w sierpniu 2014 podczas manewrów wojsk powietrznodesantowych i lotnictwa w obwodzie pskowskim. W ćwiczeniach wzięło udział 3 tys. spadochroniarzy z elitarnej 76. Gwardyjskiej Dywizji Desantowo-Szturmowej, maszyny transportowe Ił-76 oraz znaczna liczba śmigłowców i samolotów bojowych. Ćwiczenia były prowadzone także w nocy. Główny nacisk położono na działania w trudnym, nieznanym terenie i współpracę różnych rodzajów sił zbrojnych.
A przecież baza w Ostrowie to nie wszystko, co ze strony Rosji grozi Łotwie. Naprzeciwko stoją oddziały całego Zachodniego Okręgu Wojskowego: 6. Armii i 20. Armii Gwardyjskiej. Dywizja zmechanizowana, brygada zmechanizowana, dywizja piechoty, pięć brygad piechoty zmechanizowanej, trzy dywizje powietrzno-desantowe, 12 jednostek wsparcia bojowego. W powietrzu 180 myśliwców, 98 bombowców, ponad 40 maszyn rozpoznania, 12 transportowych, ponad 120 helikopterów. A od strony morza Flota Bałtycka: trzy okręty podwodne, pięć fregat, dwa niszczyciele, 20 łodzi patrolowych, 15 stawiaczy min, 11 jednostek desantowych.
T-55 i pojazdy z demobilu
Co mogą im przeciwstawić Łotysze?
Łotewskie wojsko (NAF - Nacionālie Bruņotie Spēki, pol. Narodowe Siły Zbrojne) to zaledwie 5,3 tys. żołnierzy. Do tego dochodzi Gwardia Narodowa (Zemessardze) z 11 tys. ludzi (w tym 7,8 tys. rezerwistów wojska). Cała infrastruktura to jedynie baza sił lądowych w Adazi, baza powietrzna w Lielvarde, morska w Liepai oraz szkoła piechoty w Aluksne. Do tego 15 obiektów wsparcia i Gwardii Narodowej.
Siły Lądowe (Sauszemes Spēki) składają się z jednej brygady i 11 batalionów piechoty, siedmiu batalionów wsparcia bojowego oraz sił Połączonego Sztabu: jednostki żandarmerii (Militārā Policija) i sił specjalnych (Speciālo uzdevumu vienība - SUV). Siły Lądowe mają na uzbrojeniu trzy czołgi T-55 (służą bardziej do celów szkoleniowych niż bojowych), osiem wozów opancerzonych oraz ponad 200 sztuk artylerii. Siły Powietrzne (Latvijas Gaisa spēki) to cztery samoloty transportowe i sześć helikopterów (cztery Mi-17 i dwa Mi-2). Łotewskie Siły Morskie (Latvijas Jūras Spēki) to pięć łodzi patrolowych, sześć stawiaczy min oraz dwie jednostki wsparcia. Straż Wybrzeża używa sześciu łodzi patrolowych.
W Europie tylko Luksemburg i Litwa wydają mniej na obronę niż Łotwa. Obecnie to tylko 0,9 proc. PKB. W 2012 r. przełożyło się to na zaledwie 344 mln dolarów. Ale rosyjskie zagrożenie podziałało jak zimny prysznic - i na Litwinów, i na Łotyszy. Parlament uchwalił zmiany, zgodnie z którymi w 2015 r. udział wydatków obronnych w PKB Łotwy wyniesie 1 proc. i potem też będzie rósł z roku na rok, by w 2020 r. osiągnąć zalecany przez NATO poziom 2 proc.
Większe środki pójdą przede wszystkim na zakup uzbrojenia. Łotwa chce się skupić na poprawie obrony przeciwlotniczej, ale też myśli o zakupie broni przeciwpancernej. Uzgodniono także zakup od Wielkiej Brytanii 123 pojazdów opancerzonych CVR(T). Londyn właśnie się ich pozbywa w związku z wycofaniem z Niemiec i ogólnie redukcją armii. Choć to stare konstrukcje (produkcję rozpoczęto ponad 40 lat temu), to zyskały dużą popularność. Według ich obecnego producenta - BAE Systems, od 1972 r. 23 kraje kupiły w sumie 3,5 tys. tych pojazdów.
Na Łotwę trafi kilka wariantów CVR(T): lekkie czołgi rozpoznawcze (Scimitar), transportery opancerzone (Spartan), wozy dowodzenia (Sultan) oraz wozy zabezpieczenia technicznego (Samson) i medycznego (Samaritan). Cały kontrakt jest wart 64,6 mln dolarów. Pierwsze pojazdy powinny pojawić się w łotewskim wojsku w 2016 r. Wszystkie powinny być w służbie najpóźniej do 2019 r.
NATO symbolicznie
Łotwa jest faktycznie bezbronna w obliczu Rosji, a sojusznicy z NATO są daleko. Na dodatek nie wiadomo, czy chętnie przyszliby z pomocą w ramach art. 5. Na razie mamy uspokajające zapewnienia zachodnich polityków i przysyłanie na ćwiczenia niewielkich oddziałów. Być może ostatnie deklaracje amerykańskich generałów o rozmieszczeniu oddziałów i sprzętu wojskowego na wschodniej rubieży NATO nieco uspokoją Rygę.
We wrześniu 2014 r., w ramach ćwiczeń Wytrzymały Oszczep II, około 500 spadochroniarzy wraz z setkami pojazdów przetransportowano drogą powietrzną do bazy w Lielvarde. To była symulacja przerzutu żołnierzy i sprzętu NATO do innego państwa w sytuacji kryzysowej.
W ćwiczeniach Srebrna Strzała (29 września - 6 października) wzięło z kolei udział ok. 1,1 tys. żołnierzy łotewskiej piechoty, rezerwistów i Gwardii Narodowej oraz ok. 1 tys. żołnierzy USA, Wielkiej Brytanii, Grecji, Estonii, i Norwegii. Na poligonie Adazi ćwiczyły norweskie bojowe wozy piechoty CV-90, a siły sojusznicze były wspierane przez śmigłowce Black Hawk, Apache i Chinook.
Oprócz tego na Łotwie rozlokowano na jesieni pancerny pododdział US Army, wyposażony w czołgi Abrams i wozy Bradley. Zastąpił on kompanię ze składu 173. Brygady Powietrznodesantowej.
Nie wszystkim podoba się obecność żołnierzy NATO. Burzę wywołały słowa mera nadmorskiego Ventspils, Aivarsa Lembergsa, który krytykował marynarzy z okrętów NATO, że piją w miejscach publicznych, załatwiają na ulicy naturalne potrzeby i zrywają kwiatki z klombów, żeby je wręczać... prostytutkom. Z pewnością nie jest to godne pochwały, ale żeby od razu, jak zrobił to Lembergs, mówić, że "zachowywali się, jak okupanci, którzy nie uznają suwerenności Łotwy i jej prawa"?
Lembergsa ostro skrytykowali politycy rządzącej koalicji. Trzeba pamiętać, że Lembergs od dwóch dekad jest jednym z najpotężniejszych oligarchów łotewskich, który zbudował fortunę na biznesie z Rosjanami.
Piąta kolumna?
Zasadniczo jednak wśród polityków łotewskich opcja prorosyjska jest słabo reprezentowana. W przeciwieństwie choćby do Partii Centrum w Estonii. Zapewne dlatego, że działa bardzo silna partia łotewskich Rosjan. Tak silna, że 4 października wygrała, po raz drugi z rzędu, wybory parlamentarne. Socjaldemokratyczna Partia Zgoda zdobyła 23,26 proc. głosów. Z powodu braku koalicjanta nie utworzyła jednak rządu. Tak jak poprzednio koalicję rządzącą utworzyły partie centroprawicowe.
Zgoda rządzi od dawna w Rydze. Merem stolicy jest lider partii Nils Usakovs. Zmienił w 2009 r. swoje dane (był wcześniej Nilem Uszakowem), by objąć najważniejsze stanowisko w mieście, gdzie żyje ok. 700 tys. ludzi, czyli 1/3 całej populacji Łotwy.
Choć Zgoda powtórzyła sukces z 2011 r., to jednak dostała o 5 punktów procentowych głosów mniej niż wtedy, zaś partie łotewskiej koalicji o 14 punktów procentowych więcej. Nic w tym zaskakującego, jeśli wziąć pod uwagę, że najwyższa frekwencja (70 proc.) była w rejonie Rygi, zaś najniższa w Łatgalii (47 proc.). Usakovsowi zaszkodziła wizyta w Moskwie i stwierdzenie, że Putin to "teraz najlepsza możliwa rzecz" dla Rosji. Zrobione podczas tej wizyty zdjęcia uśmiechniętego Usakovsa z premierem Dmitrijem Miedwiediewem i patriarchą Cyrylem zmobilizowały Łotyszy, by pójść i zagłosować przeciwko Zgodzie. Partia ma zresztą formalną umowę o współpracy z putinowską Jedną Rosją.
Z kolei radykalny Rosyjski Związek Łotwy - sowiecki, lewicowy, nacjonalistyczny - podpisał w sierpniu umowę o współpracy z partią Siergieja Aksjonowa, "premiera" Krymu, który odegrał ważną rolę w aneksji półwyspu przez Rosję. Rosyjscy radykałowie na Łotwie już porównują Łatgalię do Krymu. Choć w eurowyborach dostali ponad 6 proc., to jednak do parlamentu nie wejdą: w tych wyborach dostali zaledwie 1,58 proc.
Zarówno Zgoda, jak i Rosyjski Związek Łotwy bazują na elektoracie rosyjskojęzycznym. Niedawny sondaż ośrodka SKDS pokazał, że 64 proc. etnicznych Łotyszy postrzega Rosję jako zagrożenie dla ich państwa. Wśród rosyjskojęzycznych to zaledwie 8 proc. Aż 36 proc. rosyjskojęzycznych poparło aneksję Krymu.
Za ojczysty uznaje rosyjski język aż 37 proc. dwumilionowej populacji Łotwy. 26 proc. mieszkańców Łotwy to etniczni Rosjanie, kolejne 11 proc. to zrusyfikowani Białorusini czy Ukraińcy. Dwa główne ośrodki tej ludności to Ryga i Łatgalia.
W Rydze Rosjanie stanowią prawie 40 proc. mieszkańców, a wszyscy rosyjskojęzyczni - to już prawie 48 proc. W Łatgalii liczby te wyglądają następująco: 39 proc. Rosjanie, 44 proc. rosyjskojęzyczni. W głównym mieście regionu Daugavpils (Dyneburgu) etnicznych Łotyszy jest zaledwie 17 proc., niewiele więcej niż Polaków (15 proc.).
Potencjalnym punktem zapalnym jest to, że aż ponad 300 tys. mieszkańców nie ma żadnego obywatelstwa. W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że gdy Łotwa odzyskała niepodległość, obywatelstwo przyznała automatycznie tylko tym osobom, które miały obywatelstwo 17 czerwca 1940 r. oraz ich potomkom. Takiego warunku nie spełniała ludność napływowa z czasów sowieckiej okupacji. Wielu Rosjan nie chciało w ogóle poddać się procesom naturalizacji (m.in. egzamin z języka i historii), dla starszego pokolenia dużą barierą jest język łotewski.
W efekcie dziś 13 proc. mieszkańców Łotwy ma szare paszporty bezpaństwowców. "Apatrydzi", jak określa ich terminologia ONZ, nie mają czynnego i biernego prawa wyborczego. Nie mogą pracować jako sędziowie, policjanci, dyplomaci, strażacy, duchowni itd. Mogą za to jeździć swobodnie po strefie schengeńskiej. Co też istotne, ich dzieci urodzone na niepodległej Łotwie już automatycznie dostają miejscowe obywatelstwo.
- Duża mniejszość rosyjska na Łotwie i ostatnie działania Rosji na Ukrainie wywołują obawy u Łotyszy - przyznawała w rozmowie w programie "Tu Europa" dr Monika Michaliszyn z Zakładu Bałtystyki UW (maj 2014).
Ostrzeżenie z Rosji
Prawa i obowiązki "bezpaństwowców" oraz status języka rosyjskiego to ulubione tematy rosyjskich polityków, gdy przychodzi im wspomnieć o Łotwie. Rzecz jasna tradycyjnie Moskwa oskarża Rygę o prześladowania mniejszości.
We wrześniu 2014 r. w Rydze odbył się zjazd organizacji Rosjan z Litwy, Łotwy i Estonii. Najważniejszym gościem był przedstawiciel MSZ Rosji Konstantin Dołgow. Dyplomata grzmiał, że kwestia bezpaństwowców to "wielkie naruszenie praw człowieka w samym sercu cywilizowanej Europy". Na dodatek kłamał, mówiąc, że łotewski rząd planuje zlikwidować rosyjskojęzyczne szkoły (państwo finansuje 99 szkół z dwujęzycznym systemem nauczania, gdzie 40 proc. przedmiotów wykłada się w językach mniejszości etnicznych, głównie rosyjskim).
Tekst całego wystąpienia 17 września pojawił się na stronie MSZ Rosji. "Nie pogodzimy się z pełzającą agresją na rosyjski język, którą obserwujemy w krajach bałtyckich. Uważamy znane kroki władz estońskich i łotewskich, ukierunkowane na pomniejszenie statusu i położenia języka rosyjskiego, za poważne naruszenie praw człowieka" - zaznaczono. Dołgow powiedział też w Rydze, że MSZ nie akceptuje faktu, iż przedstawiciele mniejszości narodowych w krajach bałtyckich nie mają możliwości kontaktowania się z władzami w ojczystym języku, a także wykorzystywania rodzimego języka w nazwach topograficznych.
W ten sposób rosyjski dyplomata de facto stwierdził, że MSZ Rosji oczekuje wprowadzenia dwujęzyczności w Estonii i na Łotwie. Warto zwrócić uwagę na ważną zmianę w retoryce, gdy Moskwa oskarża Łotwę o dyskryminowanie Rosjan. Do niedawna za takimi słowami szły apele do UE, aby nacisnęła na Rygę w tej sprawie. Teraz Moskwa obiecuje, że sama załatwi ten problem.
Dołgow mówiąc o krajach bałtyckich, bardzo często odnosił się też do Ukrainy. W Rydze odebrano to jako świadomą groźbę powtórzenia scenariusza z Krymu i Donbasu. Wystąpienie Dołgowa ostatecznie wyjaśnia też, że Moskwa uznaje kraje bałtyckie za część "rosyjskiego świata" - rodzaju cywilizacyjnej wspólnoty, której bronić ma Rosja.
Mówiąc o rzekomych prześladowaniach Rosjan na Łotwie Moskwa uderza w wizerunek tego kraju na Zachodzie. Taka propaganda sprzyja unijnym i natowskim przeciwnikom zwiększania obecności NATO nad Bałtykiem. Podobnie Kreml oskarżał Ukrainę o dyskryminowanie Rosjan i języka rosyjskiego, zanim przeszedł do czynów. To też powinien być alarmujący sygnał dla Bałtów.
Wreszcie Dołgow wezwał Rosjan i ludność rosyjskojęzyczną na Łotwie do większej aktywności, obiecując, że Moskwa ich poprze. To zwyczajne zachęcanie do działalności wywrotowej z ukrytą obietnicą pomocy wojskowej. Wszystko to przećwiczono wcześniej na Ukrainie.
Widmo "zielonych ludzików"
W momencie największego napięcia, w marcu i kwietniu, media rosyjskie pełne były antyłotewskiej propagandy - a trzeba pamiętać, że ludność rosyjskojęzyczna na Łotwie, podobnie jak w np. w Estonii, informacje czerpie nie z mediów lokalnych, łotewskich, ale z tych nadających z Rosji. Na wiosnę pojawiły się doniesienia, że wśród mieszkańców Łatgalii prowadzone są przez Rosję sondaże nt. oceny aneksji Krymu i polityki Kremla. W tym też czasie podczas prokremlowskich demonstracji w Moskwie pojawiło się hasło "Łatgalia to rosyjska ziemia". Minister obrony Raimonds Vejonis ostrzegał wtedy w parlamencie, że istnieje poważne ryzyko destabilizacji Łotwy przez Rosję. Minister twierdził, że przy granicach kraju widać coraz większą aktywność rosyjskich wojsk, a w regionie działają prowokatorzy, starający się wywołać w społeczeństwie nastrój nostalgii za ZSRR.
W lipcu 2014 r. burzę wywołał Andrij Neronskij, dyrektor moskiewskiego Centrum Kultury Rosyjskiej na Łotwie, twierdząc, że ukraiński scenariusz jest całkiem możliwy na Łotwie i, że wystarczy 500 prorosyjskich rebeliantów podobnych do tych z Donbasu, aby położyć kres Łotwie jako zjednoczonemu państwu. Jak powiedział, warunki do zastosowania scenariusza już są: "Dyskryminacja rosyjskiej społeczności nasila się w ostatnich miesiącach. Zachód zamyka na to oczy, cierpliwość Rosjan nie jest niewyczerpana, a przykład Krymu i Donbasu może popchnąć ich do decydujących działań". Neronskij zwrócił też uwagę, że na Łotwie nie ma sił dla stłumienia powstania. Jej armia "jest mała, słabo uzbrojona, niezdolna do prowadzenia operacji karnych na dużą skalę", zaś policja w Rydze i Łatgalii mogłaby nawet przejść na stronę Rosji, tak jak milicja w Donbasie i na Krymie.
W Rydze nie lekceważą takich sygnałów, bo już przykład Ukrainy pokazał, że to, co wcześniej mówili różni prokremlowscy politolodzy, później było przekuwane w czyn. Łotewscy analitycy wciąż biorą pod uwagę scenariusz rosyjskiej agresji w celu zajęcia części terytorium i zmuszenia przez to Łotwy do opuszczenia NATO. Operacja Rosji mogłaby się zacząć od masowego wydawania rosyjskich paszportów bezpaństwowcom, wspierania ruchów "obrony praw człowieka", organizacji referendum ws. uczynienia rosyjskiego drugim językiem urzędowym. Cytowane wystąpienie Dołgowa można wręcz traktować jako wezwanie do podjęcia takich działań przez miejscowych Rosjan. Podgrzewaniu prorosyjskich nastrojów wewnątrz kraju pomagać ma budowa poczucia zagrożenia Łotwy z zewnątrz. 17 września dowódca armii, gen. Raimonds Graube oświadczył w parlamencie, że od początku 2014 roku rosyjskie samoloty i śmigłowce zbliżały się prowokacyjnie do łotewskich granic już ponad 140 razy.
Najważniejsza w takich sytuacjach jest jednak skuteczność wywiadu. Z raportu Biura Ochrony Konstytucji (SAB) za 2013 rok wynika, że nawet co trzeci pracownik rosyjskich przedstawicielstw dyplomatycznych na Łotwie to oficer wywiadu. Kontrwywiad zwraca uwagę, iż rosyjskie służby są bardzo aktywne w próbach werbunku mieszkańców Łotwy studiujących na rosyjskich uczelniach. SAB ostrzega też, że zaktywizowały się, związane z rosyjskim wywiadem, takie "społeczne" i "pozarządowe" instytucje, jak kaliningradzkie Centrum Badań Społeczno-Politycznych "Russkaja Bałtika", petersburskie Centrum Polityki Międzynarodowej i Regionalnej oraz Rosyjsko-Bałtyckie Centrum Medialne. Część pracowników tych instytucji ma już zakaz wjazdu na Łotwę. Działalność organizacji realizujących politykę Kremla na Łotwie finansują takie instytucje, jak: Fundusz Rosyjski Świat, Fundusz im. A.M. Gorczakowa, Fundusz Pomocy i Obrony Żyjących za Granicą Rodaków.
Łotewscy politycy obawiają się, że mogą paść ofiarą zmasowanych prowokacji i wywrotowych działań podczas półrocznej prezydencji Łotwy w Unii Europejskiej, która rozpoczęła się 1 stycznia 2015 r. We wspomnianym raporcie Biuro Ochrony Konstytucji ostrzega: "Możliwy jest cały kompleks dyskredytujących działań, które będą dotyczyły tematyki praw człowieka i Łotwy jako słabego z politycznego i ekonomicznego punktu widzenia państwa. Prowokacje mogą być skierowane przeciwko wysokim urzędnikom i politykom, a także przeciwko państwowym instytucjom i łotewskim organom bezpieczeństwa".
Magazyn "Tu Europa" o Łotwie (10 maja 2014)
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia (CC BY-SA 2.0) | Yevgeny Volkov