W wyborach do parlamentu Holandii zwycięży po raz czwarty partia urzędującego od dekady premiera Marka Ruttego - komentują eksperci w Amsterdamie. Z powodu pandemii głosowanie zostało rozłożone na trzy dni.
Mark Rutte nieprzerwanie kieruje krajem od 2010 roku. W latach 2010-2012 jego Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji współrządziła z chadekami z CDA przy poparciu antyimigranckiej Partii na rzecz Wolności Geerta Wildersa, a następnie, po przyspieszonych wyborach w 2012 roku, z Partią Pracy, wówczas pod przywództwem Fransa Timmermansa.
W 2017 roku wahadło wyborcze wychyliło się w prawo i Partia Pracy straciła 29 z 38 mandatów. Rutte zbudował wówczas koalicję, z CDA, a także nową partią – socjalliberalną D66. Ugrupowania te dysponowały 71 mandatami w 150-osobowej izbie niższej parlamentu (Tweede Kamer). Do koalicji dołączyła konserwatywna chadecja Christien Unie z pięcioma mandatami, dając premierowi większość.
- Wszyscy spodziewają się czwartej kadencji Ruttego. Konkurenci, którzy chcieliby zająć jego miejsce, na przykład (lider chadecji) Wopke Hoekstra czy (szefowa socjaliberałów) Sigrid Kaag, nawet nie zbliżają się do niego w obecnych sondażach - tłumaczy Fons Lambie, komentator polityczny stacji RTL Nieuws.
Słowa Lambie potwierdza ostatni sondaż pracowni IPSOS przeprowadzony 5-8 marca. Wynika z niego, że w odbywających się 15-17 marca wyborach do Tweede Kamer po raz czwarty zwycięży ugrupowanie Ruttego, zdobywając 39 mandatów.
Opinie o wysokiej pozycji Ruttego potwierdza niedawny sondaż przygotowany na zlecenie EenVandaag, programu publicystycznego telewizji NPO1. Zapytano w nim, jak Holendrzy postrzegają poszczególnych liderów partyjnych. Prawie we wszystkich kategoriach – najbardziej sympatyczny, najlepszy polemista, najbardziej kompetentny i inteligentny - zwyciężył Rutte.
Eksperci przypomnieli, że afera z zasiłkami, w wyniku której w styczniu rząd podał się do dymisji, nie zaszkodziła liderowi Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji. Stanowisko stracił wówczas szef socjaldemokratów, który w poprzednim gabinecie odpowiadał za sprawę zasiłków. Rutte ma pełnić funkcję premiera do czasu wyłonienia nowego rządu po wyborach parlamentarnych.
Unieważnione głosy
Do ubiegłego piątku można było oddać głos korespondencyjnie w trwających od poniedziałku trzydniowych wyborach parlamentarnych w Holandii. Miało to być ułatwienie dla osób powyżej 70 lat, wprowadzone ze względu na pandemię COVID-19. W ten sposób głos mogło oddać 2,4 mln wyborców.
Dziennik "Algemeen Dagbled" informuje we wtorkowym wydaniu, że w gminie Bernheze w Brabancji, aż 8,5 procent oddanych w ten sposób głosów zostało unieważnionych. W przypadku tradycyjnego głosowania cztery lata temu, było to jedynie 0,3 procent głosów.
Holenderska Agencja Prasowa (ANP) podała natomiast, że w gminach Roermond i Bergen op Zoom liczba nieważnych głosów oscyluje wokół 5-8 procent.
Według doniesień "Algemeen Dagbled" najczęstsze powody nieprawidłowości to: włożenie kart do głosowania do niewłaściwej koperty, brak samej karty lub brak podpisanej deklaracji o głosowaniu korespondencyjnym.
Zmiana zasad
Rząd postanowił zmienić obowiązujące zasady. Wicepremier i minister spraw wewnętrznych Kajsa Ollongren poinformowała we wtorek izbę niższą parlamentu, że "w niektórych przypadkach głosy przekazane pocztą, które nie zostały doręczone zgodnie z przepisami, mogą nadal być liczone przez lokale wyborcze".
Kajsa Ollongren wskazuje, że "jeżeli karta do głosowania jest ważna, pracownik lokalu wyborczego może włożyć kartę do urny".
Szef komisji wyborczej w Bernheze powiedział portalowi NOS, że panuje chaos. - Ciągle coś się zmienia, za każdym razem zmieniają instrukcje.
Osoby starsze, które podejrzewają, że zagłosowały nieprawidłowo, nie mogą już tego nadrobić. Jeszcze w ubiegły piątek, do godziny 17 można było zwrócić się do gminy o nową kartę do głosowania i koperty.
Źródło: PAP