Ukraińcy w niedzielę ruszyli do lokali wyborczych, by oddać głos w wyborach samorządowych. Ekipa prezydenta Petra Poroszenki traktuje je jako sprawdzian poparcia dla swojej polityki, zaś jej przeciwnicy liczą, iż otworzą one drogę do wcześniejszych wyborów parlamentarnych.
W kampanii, która poprzedzała wybory, hasła związane z planami działalności polityków na szczeblu lokalnym przyćmiła debata o charakterze ogólnonarodowym. Główni kandydaci więcej mówili w niej o obronności, integracji z UE i NATO, opłatach komunalnych i płacach niż o problemach konkretnej dzielnicy czy wsi.
Wcześniejsze wybory?
- Te wybory nie są dyskusją na temat samorządu lokalnego. Kampania skoncentrowała się przede wszystkim na problemach rozwoju państwa, a nie na tym, co dotyczy ścisłych kompetencji samorządów - mówi PAP kijowski politolog Wołodymyr Horbacz.
Obserwatorzy wskazują, że choć w obecnych wyborach zdarzają się przypadki "kupowania" głosów m.in. za pomocą wręczanych wyborcom paczek żywnościowych, nie widać w nich, jak w poprzednich latach, wykorzystywania aparatu państwowego. Dwie zeszłoroczne kampanie wyborcze na Ukrainie toczyły się w cieniu wojny z prorosyjskimi separatystami w Donbasie i obaw przed otwartą agresją Rosji. Dotyczyło to zarówno wyborów prezydenckich, jak i parlamentarnych. Obecna kampania odbywa się w bardziej komfortowych warunkach, jednak i ona jest pełna emocji.
- Dzisiejsze wybory lokalne przez wielu traktowane są jako wotum nieufności wobec obecnych władz. Jeśli Poroszenko odniesie w nich porażkę, to inne siły, nawet te, które są dziś z nimi w koalicji, a za którymi często stoją interesy klanów oligarchicznych, będą żądały nowych wyborów parlamentarnych na wiosnę. Jeśli Poroszenko zdobędzie przewagę, wcześniejszych wyborów nie będzie - podkreśla Horbacz.
Kluczowe miasta
Jedną z głównych obaw jest strach przed powrotem do władzy ludzi związanych z byłym, zbiegłym z kraju do Rosji, prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Ubiegają się oni o mandaty na szczeblu lokalnym pod flagami Bloku Opozycyjnego, który jest spadkobiercą Partii Regionów Janukowycza. Startują jednak także w barwach mniejszych, często zupełnie nowych ugrupowań. - Politycy, którzy wywodzą się z Partii Regionów mają dużą bazę elektoratu na wschodzie i południu kraju, gdzie są miejsca, w których zajmą oni pierwsze miejsca, ale Blok Opozycyjny nie może liczyć na samodzielne rządzenie. Władze jednak dobrze przygotowały się do przejęcia głosów Bloku poprzez tworzenie projektów, w których uczestniczą byli "regionałowie", ale ci, którzy nie są dziś członkami tego ugrupowania - wyjaśnia Horbacz.
Eksperci przewidują, że jednym z najbardziej gorących momentów tych wyborów będzie walka o stanowiska merów największych miast, którzy zgodnie z przyjętym w lipcu nowym prawem wyborczym będą wybierani w dwóch turach.
W Kijowie o reelekcję ubiega się Witalij Kliczko, który należy do obozu prezydenta Poroszenki i który, jak wskazują sondaże, może zachować swój gabinet w ratuszu. Jednym z tych jego konkurentów, którzy są najbardziej widoczni na bilboardach i w reklamach jest Serhij Dumczew, człowiek kojarzony z ekipą Janukowycza.
Zacięta walka o fotel mera oczekiwana jest w Dniepropietrowsku, którym nieformalnie rządzi skłócony z Poroszenką oligarcha Igor Kołomojski. Jego kandydatem na mera jest Borys Fiłatow, który konkuruje tu z również wywodzącym się z Partii Regionów Ołeksandrem Wiłkułem. Oddzielnym problemem jest to, że wybory nie odbędą się na terenach zajętych przez separatystów w Donbasie. Władze ukraińskie wyjaśniają, że nie można tam przeprowadzić głosowania, gdyż terytoria te nie znajdują się pod kontrolą Kijowa. Oświadczają, że zgodzą się na wybory jedynie pod warunkiem, że Donbas opuszczą rosyjskie wojska i że wybory odbędą się w zgodzie z ukraińskim prawem. Separatyści z tzw. republik ludowych, donieckiej i ługańskiej, na razie się na to nie zgadzają, jednak twierdzą, że gotowi są do wyborów samorządowych w przyszłym roku.
W oczekiwaniu na decentralizację
Wybory samorządowe na Ukrainie odbywają się w atmosferze wyczekiwania na reformę konstytucji, która przewiduje szeroką decentralizację władzy w państwie. Jej projekt został wstępnie zaakceptowany przez parlament w lipcu i skierowany do Trybunału Konstytucyjnego.
Zgodnie z nim istniejące obecnie na Ukrainie władze obwodowe, rejonowe, miejskie i wiejskie zostaną odpowiednio zastąpione przez władze: regionalne, powiatowe i gminne, czyli tzw. hromady. Decentralizacja będzie polegała przede wszystkim na przekazaniu wspólnotom lokalnym ogromnego obszaru kompetencji i środków finansowych, którymi dysponuje urząd prezydencki oraz rząd.
Znany publicysta Witalij Portnikow zachęca Ukraińców, by głosując w niedzielnych wyborach pamiętali, iż po decentralizacji to oni będą wpływali na to, jak będzie wyglądało życie w ich mieście i regionie. - W nowych warunkach to właśnie samorządy powinny stać się najważniejszą władzą i ponosić odpowiedzialność za rozwój każdego regionu, każdego miasta i wsi. Los ludzi nie będzie kształtował się w Kijowie, lecz na prowincji - przekonuje.
Nowa ustawa o wyborach
W wyborach samorządowych startuje ogółem ponad 130 ugrupowań, jednak według różnych sondaży na pierwsze miejsca może liczyć partia Solidarność Poroszenki, Batkiwszczyna (Ojczyzna) byłej premier Julii Tymoszenko oraz Samopomoc mera Lwowa Andrija Sadowego. Na początku października w badaniu przeprowadzonym przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii pierwszą pozycję zdobyła Batkiwszczyna, na którą gotowych było głosować 19,5 proc. respondentów. Ugrupowanie Poroszenki cieszyło się wówczas 18-procentowym poparciem, zaś Samopomoc zdobyła 14,9 proc. głosów. Wysoko uplasował się Blok Opozycyjny, na który chciało głosować 11,6 procent. Niedzielne wybory odbywają się zgodnie z przyjętą w lipcu nową ustawą o wyborach samorządowych. Przewiduje ona m.in., że wybory deputowanych (radnych) rad wiejskich zostaną przeprowadzone w systemie większościowym. Rady obwodowe, miejskie i rejonowe (powiatowe) będą wyłaniane w systemie proporcjonalnym.
Pod koniec sierpnia Ukraińcy obchodzili Dzień Niepodległości:
Autor: mb//gak / Źródło: PAP