- Nie trzymam się władzy - oświadczył prezydent Kirgistanu Suronbaj Dżinbekow ogłaszając decyzję o dymisji. Jak wyjaśnił, odchodzi, by "uniknąć rozlewu krwi i dalszej destabilizacji sytuacji w kraju".
- Nie chcę zostać zapamiętany w historii Kirgistanu jako prezydent, który przelał krew i strzelał do swoich obywateli - wyjaśnił powody swojej decyzji Suronbaj Dżinbekow, zwracając się w czwartek do rodaków.
Prezydent już wcześniej zapowiadał, że zrezygnuje po tym, gdy utworzony zostanie nowy rząd. W środę zatwierdził wybór na urząd premiera Sadyra Dżeparowa, uwolnionego z więzienia przez demonstrantów podczas protestów, które wybuchły na początku października.
Jak oświadczył w czwartek, powołanie nowego rządu nie zmniejszyło napięć i "agresji" ze strony opozycji, a sytuacja "jest bliska wojny". - Dla mnie pokój w Kirgistanie, integralność kraju, jedność naszego narodu i pokój w społeczeństwie jest ponad wszystkim. Nie ma dla mnie nic droższego niż życie każdego z moich rodaków - stwierdził Dżinbekow.
Zaapelował także do Dżarapowa i innych polityków, by "wycofali swoich zwolenników z ulic Biszkeku i przywrócili pokojowe życie", podkreślając, że "żadna władza nie jest warta integralności kirgiskiego państwa i harmonii społecznej".
Anulowane wyniki wyborów
Kryzys polityczny w Kirgistanie trwa od 5 października, po wyborach parlamentarnych, w których zwyciężyły partie kojarzone z prezydentem i rządzącym establishmentem. W kraju wybuchły protesty, a ich uczestnicy zarzucali prezydentowi fałszerstwa wyborcze i kupowanie głosów. Po protestach Centralna Komisja Wyborcza w Biszkeku anulowała wyniki wyborów.
Pełniącym obowiązki prezydenta zostanie przewodniczący parlamentu Kanat Isajew.
Źródło: RIA Nowosti, 24.kg, PAP