Gerard Depardieu - niegdyś poważany aktor, a obecnie m.in. właściciel restauracji, biznesmen próbujący produkować biowódkę, rosyjski obywatel - powiedział w wywiadzie dla czerwcowego numeru magazynu "Vanity Fair", że "przeżył w życiu już wszystko" i "jest gotów umrzeć". "Ale nie za Francję, a za Rosję" - dodał.
"Jestem gotów umrzeć za Rosję, bo tutaj żyją silni ludzie. Nie chciałbym umrzeć we Francji, pośród głupców" - dodał. Wyjaśnił też, że „nie ma pewności siebie, bo został wychowany (we Francji) na wartościach, których nie podziela” i "nigdy nie czuł się Francuzem".
Pogodził się już ze śmiercią?
Depardieu dodał też, że nie oczekuje już od życia wiele, bo "wszystko przeżył" i jest w dużej mierze pogodzony ze śmiercią.
Gerard Depardieu uciekający ponad dwa lata temu przed wysokimi podatkami we Francji został przyjęty przez Władimira Putina. Ten 3 stycznia 2013 roku nadał mu obywatelstwo w zamian za "zasługi dla kultury i kinematografii rosyjskiej".
Od tego momentu francuski aktor stał się piewcą Rosji, mówiąc m.in. w ostatnich latach o Putinie jako "uosobieniu skomplikowanego i fascynującego charakteru rosyjskiego". Zdążył przyrównać też Putina do Jana Pawła II, spowodować wypadek samochodowy w Moskwie, dostać mieszkanie w Groznym i zatańczyć kilka razy z prezydentem Czeczenii, zdecydować o zainwestowaniu pieniędzy w produkcję wódki, a potem również otworzyć restaurację w swej nowej ojczyźnie.
W czerwcu 2013 r. - zaledwie pół roku po przyjęciu obywatelstwa - aktor stwierdził nawet, że "czuje się już Rosjaninem". Nie wiadomo jednak, czy nauczył się języka w choć niewielkim stopniu.
Autor: adso//gak / Źródło: RIA Nowosti
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org