Zerwane dachy, zniszczone budynki, obrażenia fizyczne, brak prądu. Trąba powietrzna, która w czwartek przeszła przez południe Czech, dokonała wielu zniszczeń. - Jak popatrzymy na to wszystko, to po prostu widzimy, że nie da się teraz żyć. Nasze miasteczka po prostu zniknęły - mówi jeden z mieszkańców jednej z dotkniętych przez kataklizm miejscowości.
W czwartek przez położone w pobliżu granicy ze Słowacją rejony Brzecławia i Hodonina w kraju (województwie) południowomorawskim przeszła trąba powietrzna i burze z gradem wielkości piłek tenisowych. Bardzo silny wiatr pozrywał dachy, połamał drzewa i poniszczył samochody. Bilans ofiar śmiertelnych wzrósł w piątek do pięciu. Około 200 kolejnych osób odniosło obrażenia. Poszkodowani mieli stłuczenia, złamania otwarte i urazy głowy.
Jedną z miejscowości, która najbardziej ucierpiała na skutek niszczycielskiego żywiołu, jest Moravská Nová Ves. Jak relacjonowała reporterka TVN24 Małgorzata Marczok, trudno doszukać się tam budynku, który nie uległ poważnym uszkodzeniom. Z lokalnego kościoła został zerwany dach.
- Proszę zobaczyć, to jest jak apokalipsa. Kiedy przyjechałem tu wczoraj, po prostu zacząłem płakać, to jest ogromne nieszczęście. To straszna katastrofa. Jesteśmy tu jako wolontariusze, chcemy pomóc mieszkańcom - mówił jeden z mężczyzn, z którym na miejscu rozmawiała reporterka.
- Tutaj są trzy miasteczka zrównane z ziemią. Nie ma prądu, ciężko cokolwiek powiedzieć. Wydaje mi się, że jak popatrzymy na to wszystko, to po prostu widzimy, że nie da się teraz żyć. Tydzień, dwa, miesiąc będziemy tutaj porządkować. Może (zajmie to - red.) lata. Nasze miasteczka po prostu zniknęły - mówił mieszkaniec miasteczka Moravská Nová Ves.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24