Protest przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia rozpoczął się we wtorek około godziny 15. W tym samym czasie w siedzibie resortu doszło do spotkania ministry Izabeli Leszczyny z dyrektorką szpitala w Lesku i starostą leskim.
Jak tłumaczyli przed rozpoczęciem manifestacji jej organizatorzy, "zamknięcie porodówki w Lesku to zagrożenie zdrowia i życia – porody w drodze, brak szybkiego dostępu do pomocy, brak poczucia bezpieczeństwa". W ich ocenie oznacza to "de facto ewakuację opieki okołoporodowej z całego regionu".
Na proteście pojawiło się kilkadziesiąt osób. Na transparentach mieli hasła takie jak: "mamy prawo do porodu blisko domu", "ratujcie rodzące z Bieszczad" czy "nie każcie kobietom rodzić w karetkach". W grupie przeciwników likwidacji oddziału znalazły się między innymi posłanki - Joanna Wicha z Nowej Lewicy i Marcelina Zawisza z Razem.
Protestujący domagają się "ochrony oddziałów szpitalnych w Lesku przed likwidacją, zapewnienia ich trwałego finansowania i odpowiedzialności państwa za szpitale powiatowe na obszarach o niskiej gęstości zaludnienia". Jak argumentują, likwidacja oddziału utrudni młodym ludziom zakładanie rodzin w regionie, co "pogłębi kryzys demograficzny zamiast mu zapobiegać".
Ministra wyszła do protestujących, jest nowa decyzja
W czasie protestu do osób biorących udział w manifestacji wyszła ministra zdrowia Izabela Leszczyna, która podziękowała samorządowcom i dyrekcji szpitala za "walkę o pacjentów".
- Ustaliliśmy dzisiaj, że porodówka w Lesku w lipcu i sierpniu jest w remoncie. Od września będzie funkcjonować. Mamy pomysł, który kończymy (...). Na zasadzie pilotażu ta porodówka zostanie - zapowiedziała ministra.
Szefowa resortu podkreśliła, że sytuacja zadłużonego szpitala jest bardzo trudna. - Dzisiaj Rada Ministrów przyjęła ustawę, która pozwala na konsolidację szpitali. Pomysłem pod egidą pani wojewody (podkarpackiej Teresy Kubas-Hul - red.), ale też trzech starostów: ustrzyckiego, sanockiego i leskiego, jest stworzenie szpitala bieszczadzkiego w trzech lokalizacjach, ale musi nastąpić pewna wymiana oddziałów, profili. Tak żeby to wszystko się trochę kręciło na jakichś zasadach ekonomicznych - wyjaśniła Izabela Leszczyna, wyrażając nadzieję, że wspomniana przez nią ustawa zostanie szybko przyjęta przez Sejm i podpisana przez prezydenta.
Ostatnia porodówka w Bieszczadach
Oddział ginekologiczno-położniczy w leskim szpitalu to ostatni taki oddział w tej części Podkarpacia. Przyjmuje ciężarne i pacjentki ginekologiczne z trzech powiatów: leskiego, sanockiego i bieszczadzkiego. Z powodów finansowych w 2017 roku zlikwidowana została porodówka w Sanoku, a trzy lata później w Ustrzykach Dolnych.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2023 roku te trzy powiaty zamieszkiwało nieco ponad 136 tysięcy mieszkańców. Blisko 70 tysięcy to kobiety. Jeśli oddział ginekologiczno-położniczy w leskim szpitalu zostanie zlikwidowany, ciężarne i pacjentki ginekologii, będą musiały jeździć do innych szpitali. Najbliższe oddziały ginekologiczno-położnicze znajdują się w szpitalu w Brzozowie, Krośnie i Przemyślu. Z Ustrzyk Górnych to czasem grubo ponad sto kilometrów. W przypadku nagłych sytuacji, takich jak przedwczesny poród, silny krwotok czy inne powikłania, tak długi dojazd może stanowić realne zagrożenie dla życia matki i dziecka.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Radni za likwidacją
23 czerwca radni powiatu leskiego przegłosowali uchwałę w sprawie zmiany w statucie Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Lesku, która zakłada likwidację oddziału ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego i utworzenie w jego miejsce oddziału ginekologicznego. Pierwotnie uchwała miała być debatowana 30 maja, ale decyzją radnych została wówczas ściągnięta z obrad.
Głosowanie poprzedziła dyskusja, podczas której dyrektorka SP ZOZ w Lesku Małgorzata Bryndza poinformowała, że dług szpitala na 30 kwietnia wynosił już ponad 111 milionów złotych, a oddziałem, który przynosi największe straty, jest oddział ginekologiczno-położniczy. NFZ płaci za porody, a ich liczba spada. Problem w tym, że szpital musi utrzymać oddział w gotowości przez cały czas, a to generuje wysokie koszty, za którymi nie idzie odpowiednie państwowe finansowanie, a powiatu nie stać na dokładanie do placówki.
W ubiegłym roku na leskiej porodówce przyszło na świat 197 dzieci. Jak obliczyło Ministerstwo Zdrowia, aby praca oddziału się bilansowała, musi być ich co najmniej dwa razy więcej.
Autorka/Autor: ms, bp/gp
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24