- Rada Powiatu Leskiego zdecydowała o skierowaniu do konsultacji projektu uchwały, który zakłada likwidację oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Powiatowym w Lesku. To ostatni taki oddział w Bieszczadach. Jeśli zostanie zlikwidowany, ciężarne będą musiały rodzić nawet ponad sto kilometrów od miejsca zamieszkania.
- Powodem likwidacji oddziału są pieniądze, a raczej ich brak. - Brakuje nam środków na bieżące funkcjonowanie. Jeżeli nie podejmiemy żadnych działań, zagrożone będzie istnienie całej placówki - powiedziała Małgorzata Bryndza, dyrektorka Szpitala Powiatowego w Lesku.
- Ratunkiem dla oddziału i szpitala mógł być innowacyjny projekt Ministerstwa Zdrowia zakładający połączenie trzech szpitali w Lesku, Sanoku i Ustrzykach Dolnych, ale nie wiadomo, czy zostanie wdrożony. - Rozwiązanie podaliśmy na talerzu, trzeba było dać nam tylko szansę - skomentował starosta leski, Wojciech Stelmach.
- - Tutaj też żyją ludzie. I oni również zasługują na to, by być traktowani równo. Nie powinni przy podejmowaniu decyzji o swoim życiu - o tym, czy chcą tu zostać, czy muszą wyjechać - kalkulować, czy będą musieli ryzykować swoim zdrowiem lub życiem - zwraca uwagę Duszan Augustyn, przedstawiciel "strony społecznej".
Uchwała w sprawie zmiany w statucie Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Lesku zakłada likwidację oddziału ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego i utworzenie w jego miejsce oddziału ginekologicznego. Pierwotnie uchwała miała być procedowana 30 maja, ale decyzją radnych została wówczas ściągnięta z obrad.
Głosowanie nad uchwałą odbyło się 23 czerwca. Poprzedziła je blisko trzygodzinna dyskusja. I nie da się ukryć, że rada powiatu jest w tym temacie podzielona. Utrzymanie leskiej porodówki - ostatniego takiego oddziału w tej części Podkarpacia - ma bowiem ogromny wymiar społeczny. Ale powiat, który zarządza leskim szpitalem, musi patrzeć też na wyniki finansowe, a liczby nie kłamią - finansowanie z NFZ nie pokrywa kosztów funkcjonowania oddziału.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
"Brakuje nam środków na bieżące funkcjonowanie"
- 30 kwietnia zadłużenie szpitala przekroczyło 111 milionów złotych. Sytuacja jest dramatyczna. Szpital nie ma środków na dalsze funkcjonowanie - mówiła podczas sesji Małgorzata Bryndza, dyrektorka szpitala w Lesku.
Oddziałem, który - jak wskazała dyrektor Bryndza - generuje największe koszty, jest oddział ginekologiczno-położniczy. NFZ płaci za porody, a ich liczba spada. Sęk w tym, że szpital musi utrzymać oddział w gotowości przez cały czas, a to generuje wysokie koszty utrzymania, za którymi nie idzie odpowiednie państwowe finansowanie.
W ubiegłym roku na leskiej porodówce przyszło na świat 197 dzieci. W tym samym czasie szpital obsłużył ponad 10 tysięcy osób. - Jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Pracuję w tym szpitalu 15 lat. Jako dyrektor musiałam myśleć o sytuacji ekonomicznej szpitala. Mając świadomość, że uderzy ona w określoną grupę pacjentów podjęłam decyzję o zamknięciu oddziału neonatologicznego i ginekologiczno-położniczego, które generują największe straty finansowe - mówiła dyrektorka leskiego szpitala.
Jak zaznaczyła, dalsze utrzymywanie "porodówki" może doprowadzić do sytuacji, w której zagrożone będzie funkcjonowanie całego szpitala. - Tak naprawdę decyzja o zmianie w statucie powinna zapaść już trzy, cztery miesiące temu. Czekaliśmy jednak na pomoc i odwlekaliśmy ją tak długo, jak tylko się dało. Dziś jesteśmy w punkcie, w którym nie jestem w stanie wypłacić wynagrodzeń pracownikom. Brakuje nam środków na bieżące funkcjonowanie. Jeżeli nie podejmiemy żadnych działań, zagrożone będzie istnienie całej placówki - mówiła dyrektor szpitala.
"Rozwiązanie podaliśmy na talerzu, trzeba było dać nam tylko szansę"
Starosta leski Wojciech Stelmach w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że w ciągu roku dług szpitala urósł o ponad 20 mln zł. - Kiedy obejmowaliśmy władzę w powiecie w maju ubiegłego roku dług wynosił 90 milionów złotych. Teraz 110 milionów i co miesiąc rośnie. Ten szpital jest bankrutem. Nikt nie chce zamykać oddziałów, ale my nie jesteśmy w stanie dokładać do szpitala, bo nie mamy pieniędzy. Wycena świadczeń, sposób finansowania szpitali powiatowych musi się zmienić - podkreślił starosta.
Dodał, że zarówno on, jak i starostowie ościennych powiatów: sanockiego i bieszczadzkiego, bardzo liczyli na pilotażowy program Ministerstwa Zdrowia, który miał ruszyć w związku z reformą szpitalnictwa. Zakładał połączenie szpitali w Lesku, Sanoku i Ustrzykach Dolnych w jeden podmiot przy jednoczesnym zachowaniu funkcjonowania wszystkich istniejących placówek. Szpitale miały tak podzielić się zadaniami, aby zaspokoić potrzeby zdrowotne mieszkańców trzech powiatów i funkcjonować bardziej efektywnie przy mniejszych kosztach. Dzięki temu udałoby się ocalić porodówkę, która - ze względu na świetnie prosperujący oddział dziecięcy - po konsolidacji miałaby funkcjonować w szpitalu w Sanoku.
W jeden dług połączone miały zostać zobowiązania trzech szpitali, a zadłużenie przejęte przez Bank Gospodarstwa Krajowego i rozłożone na raty. W przypadku systematycznego spłacania rat istniała też możliwość umorzenia 10 procent zadłużenia.
- Jako starostowie byliśmy naprawdę zadowoleni z tego projektu. Wierzyliśmy, że działając wspólnie, wejdziemy do pilotażu i otrzymamy potrzebne środki. Rozwiązanie podaliśmy na talerzu, trzeba było dać nam tylko szansę, bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innym miejscu - mówi starosta Wojciech Stelmach. - A tak czekając na odpowiednią ustawę uciekał nam dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, a długi rosły. W końcu dyrektorzy pojechali do Ministerstwa Zdrowia i wrócili z niczym. A wcześniej słyszeliśmy, że to jest kierunek, w którym powinniśmy iść - dodał.
Reforma szpitalnictwa zapowiadania przez Ministerstwo Zdrowia miała wejść w życie w lipcu. Na początku czerwca wiceminister zdrowia Jerzy Szafranowicz z sejmowej mównicy informował, że "projekt reformujący szpitalnictwo jest gotowy i MZ chce go w ciągu dwóch tygodni przedstawić na Stałym Komitecie Rady Ministrów".
W swoim wystąpieniu wiceminister opowiedział o pilotażowym projekcie konsolidacji szpitali w Lesku, Sanoku i Ustrzykach Dolnych, ale zabrakło informacji, czy pilotaż faktycznie zostanie przez resort zdrowia wdrożony.
Odniósł się też do słów ministry Izabeli Leszczyny, która na platformie X napisała, że "od roku usiłuje pomóc szpitalowi w Lesku". - Otrzymaliśmy informację od ekspertów pani minister, że po przeanalizowaniu sytuacji finansowej szpitala należałoby zmniejszyć zatrudnienie o sto etatów. To oznacza likwidację nie tylko oddziału ginekologiczno-położniczego, ale także kilku innych oddziałów. I to była jedyna pomoc - wyciąć jedną trzecią szpitala. To nie była pomoc. Nikt z nas nie podjąłby takiej decyzji, bo likwidacja stu etatów zaburzyłaby funkcjonowanie naszego szpitala - wyjaśnił.
Podkreślił, że bez zmian systemowych powiat nie będzie w stanie utrzymać szpitala. - Nie jesteśmy w stanie dokładać większych ilości pieniędzy do szpitala, w którym za samą porodówkę w ubiegłym roku mieliśmy blisko sześć milionów złotych straty. Sześć milionów to jest mnóstwo innych inwestycji, które można zrealizować - powiedział.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
W swoim wystąpieniu zaapelował też do rządu o pomoc i wsparcie. - Apeluję dzisiaj do osób, które mają wpływ na zmianę tej sytuacji: drogi rządzie, drodzy parlamentarzyści, droga pani minister - przez dwa lata dla naszego szpitala nie zrobiliście nic. Jesteśmy bezsilni w bronieniu interesu naszych mieszkańców. Nie mamy pieniędzy, aby dokładać do szpitala. Rolą państwa jest zadbanie o obywatela, to jest nasze konstytucyjne prawo, a dzisiaj to my - samorządy - przejmujemy rolę państwa. Wyceny usług są nieproporcjonalne do kosztów ich realizacji. Bez zmian systemowych nie jesteśmy w stanie utrzymać naszego szpitala - podkreślił starosta Stelmach.
O pilotażowy program konsolidacji szpitali w Sanoku, Lesku i Ustrzykach Dolnych oraz wsparcie porodówki w leskim szpitalu 16 czerwca zapytaliśmy drogą mailową Ministerstwo Zdrowia. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy w tej sprawie odpowiedzi.
"Jeżeli zlikwidujemy oddział, nie będzie tu ludzi"
W trakcie dyskusji głos zabrał także Duszan Augustyn, przedstawiciel "strony społecznej".
- To fałszywa alternatywa: szpital albo oddziały. Jeżeli zlikwidujemy oddział, nie będzie tu ludzi - nikt nie będzie chciał tu rodzić dzieci ani się osiedlać - mówił, zwracając się do radnych. - Wszystkie inwestycje, o których wspominał pan starosta, będą po nic. Bo w co inwestować, jeśli nie będzie dla kogo? - dopytywał.
Zwrócił uwagę, że kłopoty finansowe szpitala są efektem narastających od lat problemów systemowych w polskiej ochronie zdrowia, ale to powiat jest od "zarządzania tymi problemami". Zaapelował do radnych o odrzucenie uchwały i "podjęcie walki tam, gdzie źródło tych problemów wypływa", czyli - jak podkreślił - w Ministerstwie Zdrowia i Ministerstwie Finansów.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
- Potraktujmy ochronę zdrowia tak, jak traktujemy straż pożarną, nikt nie liczy, ile jest pożarów, żeby utrzymać jednostkę straży pożarnej. Nikt nie analizuje, ilu mieszkańców przypada na dany teren, żeby utrzymać straż graniczną czy wojsko. Tutaj też żyją ludzie. I oni również zasługują na to, by być traktowani równo. Nie powinni przy podejmowaniu decyzji o swoim życiu - o tym, czy chcą tu zostać, czy muszą wyjechać - kalkulować, czy będą musieli ryzykować swoim zdrowiem lub życiem - mówił Duszan Augustyn.
Radni zagłosowali "za"
Ostatecznie radni przegłosowali przyjęcie uchwały: osiem osób było "za", pięć "przeciw", a dwie wstrzymały się od głosu.
Wcześniej projekt uchwały został pozytywnie zaopiniowany przez Radę Społeczną Szpitala oraz Zarząd Powiatu Leskiego. Teraz dokument trafi do działających w placówce związków zawodowych, które - zgodnie z przepisami - mają 21 dni na wydanie swojej opinii.
- Liczę, że w ciągu tych 21 dni ktoś z rządu się obudzi i doprowadzi do sytuacji, w której nasz region nie będzie społecznie wykluczony, że tu nie będzie "Polska B", a ludzie będą traktowani tak jak wszędzie - mówiła podczas sesji dyrektorka szpitala w Lesku, Małgorzata Bryndza.
Niewykluczone, że w obronie porodówki i szpitala odbędzie się też pikieta. Jeden z radnych zaproponował zorganizowanie jej pod Urzędem Wojewódzkim w Rzeszowie. Z sali padła też propozycja, aby pikietę zorganizować pod Ministerstwem Zdrowia.
Ostatnia porodówka w Bieszczadach
Oddział ginekologiczno-położniczy w leskim szpitalu to ostatni taki oddział w tej części Podkarpacia. Przyjmuje ciężarne i pacjentki ginekologiczne z trzech powiatów: leskiego, sanockiego i bieszczadzkiego. Jeśli zostanie zlikwidowany, ciężarne w Bieszczadów będą musiały jeździć do szpitali w Brzozowie, Krośnie lub Przemyślu. Z Ustrzyk Górnych to czasem grubo ponad sto kilometrów. W przypadku nagłych sytuacji, takich jak przedwczesny poród, silny krwotok czy inne powikłania, tak długi dojazd może stanowić realne zagrożenie dla życia matki i dziecka.
Niezależnie od decyzji rady, od 1 lipca działalność oddziału ginekologiczno-położniczego na dwa miesiące zostanie zawieszona. Powodem jest brak lekarza - dotychczasowy specjalista odszedł na emeryturę.
Z tego samego powodu na co najmniej cztery miesiące wstrzymane zostanie również funkcjonowanie oddziału dziecięcego.
Autorka/Autor: Martyna Sokołowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl