Wtorek, 1 grudnia Po cichu, pod osłoną nocy, warszawscy drogowcy usuwają krzyże, które mają upamiętniać ofiary wypadków. Zdaniem stołecznych urzędników za bardzo przykuwają one wzrok kierowców. Za to uszy drogowców są na apele rodzin zmarłych zamknięte. - Rozumiem, że za każdym takim krzyżem stoi ludzka tragedia, ale jesteśmy urzędnikami - ucina rzecznik Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie.
Pan Marcin jest tylko jedną z wielu osób poruszonych akcją warszawskiego ZDM. To on poinformował nas, że w nocy usunięto krzyż, który stał przy zjeździe z ulicy Łazienkowskiej na Wisłostradę.
Krzyż, który postawił pan Michał, by upamiętnić nim śmierć swojego brata stał w innym miejscu. Ale też zniknął.
Krzyż jak billboard
- Dla nas to bardzo ważne miejsce - mówi. Ale na jego nieszczęście dla warszawskich drogowców też.
Uznali oni, że krzyże, które stoją przy drogach, rozpraszają kierowców. Zdaniem ZDM działają jak wielkie billboardy i reklamy, a nie jak ostrzeżenie. - Nawet Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad odstąpiła od oznaczania czarnych punktów przy drogach - podkreśla Adam Sobieraj z warszawskiego Zakładu Dróg Miejskich. - Na początku było tam mniej wypadków, ale później kierowcy się przyzwyczajali i statystyka wzrastała - dodaje.
Ale wielu kierowców jest innego zdania. - Zwalniam, na pewno daje to do myślenia - przyznaje pani Anna, która jest przeciwniczką tworzenia "cmentarzy przy drogach". - Kiedy ja widzę taki krzyż, to zawsze myślę, że jakaś rodzina straciła dziecko. Krzyże nie rozpraszają, działają jak STOP - dodaje pan Michał.
"Jesteśmy urzędnikami"
Zdania warszawskich urzędników nie podzielają też ich koledzy w wielu innych regionach kraju, na przykład w Krakowie. - Nie mamy żadnych sygnałów, żeby krzyże ustawione na poboczach komukolwiek przeszkadzały, zasłaniały widoczność, czy stwarzały niebezpieczeństwo. Dlatego nie ma żadnego projektu, żeby te krzyże usuwać - podkreśla Jacek Bartlewicz rzecznik prasowy Zarządu Infrastruktury Komunlanej i Transportu w Krakowie.
Tymczasem w Warszawie projekt usuwania krzyży realizowany jest z zapałem. Drogowcy podkreślają, że przepisy są po ich stronie. - Zgodnie z ustawą o drogach publicznych w pasie drogowym mogą się znajdować tylko niezbędne elementy, takie jak drzewa albo oświetlenie - tłumaczy Sobieraj. A jego koleżanka z ZDM Urszula Nelken dodaje: - Ja rozumiem, że za każdym takim krzyżem stoi ludzka tragedia, ale my jesteśmy urzędnikami.
Zarekwirowane krzyże można odebrać w ZDM. Jednak - za opłatą. Osoby, które chcą odebrać postawione przez siebie krzyże, muszą liczyć się z tym, że Zakład za każdy metr kwadratowy zajętego pasa drogowego liczy sobie 10 złotych dziennie. Stawka naliczana jest zaś od dnia inwentaryzacji. - Niczego nie będę płacił. Jeśli będzie trzeba, pójdę wszędzie, byle tylko odzyskać nasze rzeczy - zaznacza pan Michał.