Piątek, 20 majaKiedy kanalizacji w Nisku na Podkarpaciu nie było, wszyscy mieszkańcy się jej domagali. Teraz kiedy już jest, kilkaset osób nie chce się do niej podłączyć, bo to kosztuje. - To zjawisko w moim pojęciu niewytłumaczalne - mówi burmistrz.
Większość niepodłączonych do kanalizacji mieszkańców tłumaczy, że to kwestia kosztów, bo zgodnie z przepisami za podłączenie powinni zapłacić sami. Postanowili więc załatwić sprawę ścieków bezkosztowo.
Część z nich wylewa nieczystości do pobliskiej rzeki, niektórzy do lasu obok. Są i tacy, którzy wylewają je wprost na trawniki sąsiadów. - Wieczorami w pewnych rejonach gminy śmierdzi - mówi wprost Władysław Pracoń odpowiedzialny za ochronę środowiska w gminie.
Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Leszek Karwowski, uważa, że wylewanie ścieków to bandytyzm ekologiczny, a Katarzyna Kamecka-Lach ze stowarzyszenia "Centrum na Wschodzie" dodaje, że problem w skali kraju jest ogromny.
Będą kontrole
Władze gminy wolałyby żeby mieszkańcy zrozumieli sami, że takie działanie opłaci się wszystkim. Jednak ci, którzy nie dostosują się do przepisów, będą musieli liczyć się kontrolami urzędników i nakazami administracyjnymi.
Burmistrz opornym wypowiedział wojnę, bo nie chce stracić unijnej dotacji na budowę kanalizacji. Do 2015 r. Polska musi spełnić określone normy unijne dotyczące oczyszczania ścieków, a podłączenie do kanalizacji to najkrótsza droga do tego celu.