Środa, 4 sierpnia Film, który nagrał nasz widz z Konina, na którym widać policyjną interwencję obiegł cały kraj. Funkcjonariusze podejrzewali, że mężczyzna fotografował ich na służbie. Gdy ten nie chciał oddać swojej komórki, aresztowali go. Sprawa ostatecznie trafiła do prokuratury, ale w Koninie - czyli zajmą się nią śledczy, z którymi na co dzień pracują policjanci.
Do zdarzenia doszło w czerwcu. Tomasz Godlewski chciał zrobić zdjęcie reklamy na swoim samochodzie. Pech chciał jednak, że znalazł się w pobliżu przeprowadzających akcję policjantów. Funkcjonariusze uznali, że mężczyzna fotografuje właśnie ich i zareagowali: krzyczeli, wykręcili ręce mężczyźnie, zabrali go do radiowozu, a następnie na komisariat. Grozili wlepieniem mandatu.
Komenda Wojewódzka Policji w związku z incydentem przeprowadziła kontrolę, która wykazała, że policjanci naruszyli zasady etyki zawodowej, a rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski tłumaczył: - O tym, że jest to postępowanie niewłaściwe możemy powiedzieć już na pierwszy rzut oka. Ktoś zapomniał, że umundurowanego policjanta w miejscu publicznym można nagrywać, fotografować i nikt nie potrzebuje na to jakiejkolwiek zgody
Policjanci nadużyli uprawnienia?
Sprawa policjantów została skierowana do prokuratury okręgowej w Koninie. Śledczy mają zbadać czy funkcjonariusze w sposób nieuzasadniony podjęli interwencje oraz w sposób nieuprawniony zadecydowali o jego zatrzymaniu. Wątpliwości może budzić jednak fakt, że sprawa ma być rozpatrywana przez prokuraturę, z którą policjanci na codzień pracują.
- Ta współpraca naprawdę jest codzienna, jest to silne związanie funkcjonalne w związku z powyższym nie ma wątpliwości, że jeżeli ktoś by się obawiał o brak bezstronności to jego wątpliwości nie będą pozbawione uzasadnienia. To nie znaczy, że ta bezstronność będzie zakłócona, ale sam fakt, że ta współpraca jest taka bliska rodzi pewne wątpliwości - wyjaśnia Łukasz Chojniak, prawnik z Uniwersytety Warszawskiego.
Aby nikt nie miał żadnych wątpliwości, prokuratura w Koninie może sama przekazać sprawę innej prokuraturze. Marek Kasprzak, rzecznik konińskiej prokuratury przyznaje, że jest to prawdopodobne. Zaznacza jednak, że śledczy prowadzący sprawę musi najpierw przesłuchać pokrzywdzonego i zapoznać się z aktami sprawy.
"Jak milicjanci przed 1989"
Policjanci, którzy zatrzymali mężczyznę nadal pełnią służbę i do tej pory nie ponieśli żadnych konsekwencji. Komendant policji może w jakiś sposób dyscyplinarnie ukarać funkcjonariuszy, ale dopiero gdy otrzyma pismo od prokuratury.
Poszkodowany jest jednak pewien, że zachowanie policjantów było niegodne ich mundurów. - To sytuacja, która mi przypomniała postępowanie milicjantów przed 1989 rokiem - stwierdza.