Czwartek, 21 kwietnia 250 tysięcy złotych musi zwrócić dawnemu zakładowi pracy Ryszard Klimek, który dostał te pieniądze jako odszkodowanie za niesłuszne zwolnienie. Były opozycjonista większość pieniędzy rozdał, a teraz może stracić dom. Wszystko dlatego, że dwa lata temu sąd źle zinterpretował prawo.
- Nie żałuje pan? - Uratowałem wielu ludzi. - Ale może pan teraz stracić dom? Gdzie pan się podzieje? - Niech sobie wezmą.
Tę rozmowę reporter "Prosto z Polski" przeprowadził z Ryszardem Klimkiem, byłym opozycjonistą i członkiem Solidarności. Za komuny zbierał pieniądze dla internowanych rodzin, kolportował niezależne materiały i organizował projekcje zakazanych filmów. Wielokrotnie był zatrzymywany i przesłuchiwany przez Służbę Bezpieczeństwa. W 1985 roku uczestniczył w brawurowej akcji montażu krzyża przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Częstochowie, tuż pod nosem komendy milicji. Potem był organizatorem struktur Solidarności w regionie częstochowskim.
- Nie byłem internowany, bo nie byłem działaczem w osiemdziesiątym roku. Ja dopiero zacząłem działać wtedy, kiedy nie było wolno – mówi Klimek.
Mężczyzna przepracował 38 lat w zakładzie ciepłowniczym. Trzy lata temu zakład został sprywatyzowany, a Klimek – wówczas szef zakładowej Solidarności - został zwolniony bez odprawy. Wystąpił do sądu o odszkodowanie, a ten przyznał mu rację i pracodawca musiał zapłacić dwieście tysięcy złotych. Pieniądze długo nie zagrzały miejsca na koncie pana Ryszarda.
"Miałem obowiązek moralny podzielić się"
- Ja wszystkich doskonale znałem, wiedziałem, kto jakie miał problemy. Ci ludzie mi zaufali. Ja nie mogłem sobie wziąć dwustu tysięcy złotych do kieszeni i kupić BMW i śmiać się dalej. Ja miałem obowiązek moralny podzielić się. Byli ludzie, którzy potrzebowali bardziej tych pieniędzy – deklaruje Klimek.
W ten sposób pomógł kilkudziesięciu osobom, głównie byłym pracownikom ciepłowniczego potentata, którzy także stracili zatrudnienie. Zawsze mówił, że tylko pożycza. - Jak się dowiedział, jaką mam sytuację, to było krótko - przyjechał i powiedział: jedziemy, kupujemy, kiedy ty ostatni raz jadłaś? Poza tym, to jest człowiek, który nienawidzi kłamstwa i obłudy – wspomina pani Renata.
Prócz tego ściągnął do kraju i pomógł w urządzeniu się kilkunastu rodzinom z Kazachstanu. Dostał za to nawet Krzyż Sybiraka. - On pomógł po prostu z zameldowaniem, później z pracą i tak się wszystko złożyło jak trzeba - mówi repatriant Feliks Płachotniuk.
Kasacja w SN
Minęły dwa lata, podczas których były pracodawca pana Ryszarda doprowadził do kasacji wyroku. Sąd Najwyższy stwierdził, że błędnie interpretowano zapisy układu zbiorowego pracy. Wyrok zmieniono. Teraz to pan Ryszard musi oddać pieniądze ciepłowniczemu potentatowi - z odsetkami, to w sumie ćwierć miliona złotych.
Żona pana Ryszarda, Gabriela Klimek jest załamana. – Mam żal, że rozdał trzy czwarte tych pieniędzy, bo teraz trzeba będzie spłacać. Kto nam to da? Kto nam pomoże? Nie wiem, nie wiem jak to dalej będzie – mówi.
On sam nie liczy na oddanie pieniędzy. - Ci ludzie są tacy biedni jak mysz kościelna i nawet nie wszyscy wiedzą o tym, co się ze mną dzieje.
"To nie błąd"
Sędzia Bogusław Zając z Sądu Okręgowego w Częstochowie przekonuje, że choć prawo twarde, trzeba go przestrzegać. - Nie możemy tego ujmować w kategoriach błędu. Sąd Najwyższy dokonał innej interpretacji prawa, jakie w tej mierze obowiązuje. To są właśnie te zawiłości naszego, często zmienianego, prawa – przekonywał.
Ryszard Klimek zapewnia, że od wyroku uchylać się nie ma zamiaru. Gdy dostał wezwanie do zapłaty, zadeklarował chęć spłaty długu w ratach i z taką propozycją zwrócił się do byłego pracodawcy. - Gdyby tylko moja firma wyraziła wolę podjęcia jakichkolwiek rozmów, to być może jedną trzecią, być może połowę tej kwoty (można by - red.) oddać w gotówce, resztę spłacać z emerytury - rozważa Klimek. - A w tej chwili zamknięto mi przed tym wszystkim drogę. A do tego wszystkiego zablokowano budynek, na który nie mogę wziąć żadnego kredytu i majątek, który mam zajęty w tej chwili - dodaje.
Dom może stracić w każdej chwili. A komornik już dziś na obsługę długu ściąga z emerytury pana Ryszarda kilkaset złotych miesięcznie.
"Żadna inna rzecz tak nie cieszy jak pomaganie ludziom"
Przedstawiciele skandynawskiego giganta ciepłowniczego o sprawie mówią niewiele. - Oczekujemy że pan Klimek zwróci się do nas z propozycją, o której będziemy mogli rozmawiać – ucina rzecznik Fortum Power and Heat Polska, Roman Jamiołkowski.
A Klimek zapewnia, że drugi raz postąpiłby tak samo. - Tak, bo to jest wielka satysfakcja. Nieważne, jaki jest koszt tej pomocy, jest to satysfakcja. Żadna inna rzecz tak nie cieszy, jak pomaganie ludziom – mówi.