Marta Walczykiewicz z czasem 45,50 zajęła piąte miejsce w finałowym wyścigu kajakowych jedynek na 200 metrów. Mistrzynią olimpijską została Nowozelandka Lisa Carrington. Polka była prawdopodobnie naszą ostatnią nadzieją na medal w Londynie.
To nie tak miało być, zupełnie nie tak. Ile to już razy polski kibic nucił słowa tej piosenki znanej rodzimej grupy rockowej, oglądając występy naszych sportowców podczas igrzysk olimpijskich? Nie inaczej było podczas występu Marty Walczykiewicz.
Złota Marta?
Z występem kajakarki wiązaliśmy naprawdę duże nadzieje. To ona miała spiąć klamrą dorobek biało-czerwonych medali w Londynie. Ba, Amerykanie widzieli ją nawet na najwyższym stopniu podium.
Polka do finału awansowała z piątym czasem, ale nie ostudziło to optymizmu związanego z występem Walczykiewicz. Przecież Polka to trzykrotna wicemistrzyni świata (2009, 2010, 2011). W gronie głównych rywalek wymieniano tylko dwie zawodniczki - Lisę Carrington z Nowej Zelandii oraz Węgierkę Natasę Douchev-Janic.
Początek wyścigu zdawał się to potwierdzać. Najlepszą reakcję startową zanotowała Walczykiewicz i od początku objęła prowadzenie. Na drugiej pozycji płynęła Carrington. Węgierka natomiast zaczęła spokojnie, zajmowała czwarte miejsce bowiem dość niespodziewanie w towarzystwo wmieszała się Inna Osypienko-Radomska (Ukraina), płynąca na skrajnym, pierwszym torze.
Po 50 metrach można było mieć nadzieję, że na torze w Eaton usłyszymy Mazurka Dąbrowskiego. Polka jednak słabła z każdym ruchem wiosła, rywalki zaczęły ją doganiać. Po 150 metrach, medal, choć już nie złoty wciąż wydawał się realny. Niestety na ostatnich metrach Walczykiewicz widziała już plecy Nowozelandki, Ukrainki i Węgierki, a tuż przed linią mety wyprzedziła ją jeszcze Teresa Portela Rivas z Hiszpanii. 25-latka z Kalisza ukończyła wyścig na piątym miejscu.
- Patrzyłam na tablicę wyników z nadzieją, że może będzie brąz. Niestety, jak wyświetlili trzecie miejsce, nie było napisu "POL". Trudno powiedzieć, co wtedy czułam - zdenerwowanie połączone z rozczarowaniem, cała mieszanka najgorszych uczuć - mówiła po wyścigu zawodniczka KTW Kalisz.
Paula nie dała rady
W ostatnich dwóch dniach igrzysk trudno już oczekiwać jakiegoś polskiego medalu. Każdy krążek będzie po prostu miłym, ale dużym zaskoczeniem. O niespodziankę pokusić się mogła startująca w kolarstwie górskim Paula Gorycka. Głównie dlatego, że tak naprawdę jej forma była dla kibiców w Polsce wielką niewiadomą.
Gorycka pierwotnie w Londynie miała nie wystąpić. Zajęła jednak miejsce kontuzjowanej Mai Włoszczowskiej, która notabene była murowaną kandydatką do medalu. Trenerem Goryckiej jest Andrzej Piątek, który przed czterema laty doprowadził do wicemistrzostwa olimpijskiego właśnie Włoszczowską.
Młodsza koleżanka Mai zajęła jednak dopiero 22. miejsce. Lepiej spisała się inna Polka startująca w wyścigu - Aleksandra Dawidowicz zajęła siódme miejsce.
Autor: bor//gak / Źródło: tvn24.pl