|

Kropla jak czołg. Zanim wyłączymy prąd, zabraknie wody w kranie  

Niewielka pokrywa śnieżna i brak opadów sprawiły, że rzeki w powiecie nowotarskim i tatrzańskim mają niski stan. To przekłada się na poziom wody w Jeziorze Czorsztyńskim. (13 maja)
Niewielka pokrywa śnieżna i brak opadów sprawiły, że rzeki w powiecie nowotarskim i tatrzańskim mają niski stan. To przekłada się na poziom wody w Jeziorze Czorsztyńskim. (13 maja)
Źródło: Grzegorz Momot/PAP
Zimą nie było śniegu, więc latem nie będzie też wody. Kiedy zabraknie jej w kranach? Czy w związku z tym jest ryzyko, że nie będziemy mieli prądu w gniazdkach? Czy zrealizują się czarne scenariusze, które tak dobrze znamy z filmów opowiadających o świecie po apokalipsie? Artykuł dostępny w subskrypcji

Komunikaty IMGW nie pozostawiają złudzeń: tak źle jeszcze nie było. Wody zaczyna nam brakować i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić w dającej się przewidzieć przyszłości. Na przykład taki komunikat z 20 lutego 2025 roku: "Sytuacja hydrologiczna związana z suszą w kraju robi się dramatyczna. Od co najmniej 2015 r. sytuacja związana z suszą hydrologiczną nie była aż tak zła".

Specjaliści w dziedzinach hydrologii i elektroenergetyki mówią jest źle, bo nie myślimy. Nie dbamy. Nie patrzymy szeroko, nie spoglądamy w przyszłość.

- W interesie naszego bezpieczeństwa narodowego jest to, żeby każdą kroplę wody jak najdłużej zatrzymywać w krajobrazie, a potem w dolinach rzecznych - przekonuje dr hab. Iwona Wagner, sekretarz Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego Polskiej Akademii Nauk.

- Czyli w zasadzie powinniśmy o tym mówić w ten sam sposób, w jakim mówimy o tarczy antyrakietowej czy o produkcji amunicji?

- Zdecydowanie tak, tylko w różnych perspektywach czasowych.

A już teraz każdy może zrobić "eksperyment z patykiem", jeśli nie starcza mu wyobraźni, żeby zobaczyć, jak zamieniamy się w pustynię. Albo zaobserwować obłoki piachu nad polami. Albo pójść w weekend do lasu i przerazić się szeleszczącymi pod stopami liśćmi, które cieszyć powinny tylko jesienią.

Popadało

Po bardzo suchym kwietniu nastał zimny i deszczowy maj. Więc może wszystko jest w porządku, zagrożenie suszą w tym roku zostało zażegnane?

Nic podobnego. Grzegorz Walijewski, synoptyk i hydrolog z IMGW przekonuje, że sytuacja wcale nie jest dobra.

- Są miejsca, gdzie w maju było deszczu znacznie więcej i tam wartości sumy opadów przekraczały normę, wynosiły do 150 procent normy miesięcznej - w pasie od Warmii i Mazur przez Kujawy po Dolny Śląski, w części Mazowsza oraz w Bieszczadach - mówi Walijewski. - W pozostałej części Polski opady pozostały poniżej normy. I pamiętajmy, że oprócz opadów ciągłych, mieliśmy także burzowe – intensywne i krótkotrwałe. To się wiąże z tym, że znaczna część wody nie wsiąkła, tylko spłynęła na przykład do rzek. W miejscach zabudowanych została odprowadzona przez systemy odwadniające, nierzadko z problemami powodując problemy z podtopieniami.

W efekcie, jak tłumaczy synoptyk, poprawiła się wilgotność gleby, ale tylko w wierzchniej warstwie, do 7 cm w głąb ziemi.  

- W głębszych warstwach wilgotność gleby już nie wzrosła, poza nielicznymi miejscami. Na większości terenów, gdzie występowały opady, gleba jest nadal przesuszona - mówi Walijewski.

Kolejna kwestia: stan wody i przepływ w rzekach (liczony w metrach sześciennych wody przepływającej przez dany profil w ciągu sekundy).

- Tu sytuacja się poprawiła - przyznaje Walijewski. - Lecz na krótko. Ponownie obserwujemy spadki stanu wody, spadki przepływu, a liczba stacji hydrologicznych, na których stwierdza się tak zwane niskie przepływy już zaczęła się zwiększać. Więc ponownie obszar zagrożony suszą staje się coraz większy.

Synoptyk stwierdza, że majowe opady na pewno problemu suszy nie rozwiązały. 

- Pamiętajmy, że to był tylko maj. Od wielu miesięcy tak zwany klimatyczny bilans wodny jest w wielu miejscach w Polsce ujemny. Więcej wody paruje, a więc "ucieka", aniżeli spada w formie na przykład deszczu. Tu się nic nie zmieniło. A może być gorzej, bo prognozy na kolejne dni wskazują, że będzie coraz cieplej, deszcz będzie się pojawiał, ale nie w ilościach, które mogłyby mieć wpływ na poprawę sytuacji. A w najbliższy weekend najprawdopodobniej wrócą upały...

Klimatyczny bilans wodny (KBW) jest różnicą pomiędzy przychodami wody (w postaci opadów), a stratami w procesie parowania  w danym okresie. Wartości bilansu poniżej 50 mm mogą wskazywać na suszę.
Klimatyczny Bilans Wodny w Polsce

Idziemy na rekord

Dr hab. Iwona Wagner z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego, które pełni także funkcję sekretarza Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego Polskiej Akademii Nauk, potwierdza, że mamy w Polsce problem z wodą, i to bardzo poważny.

- Sytuacja hydrologiczna w Polsce, jeżeli chodzi o suszę, zmieniła się bardzo mocno w ciągu ostatnich kilkunastu lat i wciąż się pogarsza. Od 13-15 lat mamy w Polsce ujemny klimatyczny bilans wodny, to znaczy więcej wody odparowuje, niż spada z deszczem. Mimo że bywają okresy, kiedy opadów jest więcej, to i tak jesteśmy na minusie, bo na skutek wzrostu temperatury coraz więcej wody odparowuje - opisuje ekspertka.

- Wielkość zasobów wody jest ściśle związana ze wzrostem temperatury i z obecnością pokrywy śnieżnej - kontynuuje hydrolożka. - W tym roku nie było tej pokrywy śnieżnej właściwie wcale, to spowodowało, że woda z okresu zimowego nie zasiliła wód gruntowych, a również zasoby glebowe są wyjątkowo niewielkie.

- Co to są zasoby glebowe?

- To jest wilgotność gleby, ilość przechowywanej w glebie wody. Jak pogrzebiemy teraz patykiem w ziemi, to już na samej powierzchni dogrzebujemy się do suchego piachu. Ciągłe przesuszanie gleby powoduje, że sama gleba się przekształca i z roku na rok traci właściwości, które powodowały, że mogła wodę magazynować. To zresztą widać. Przez ostatnie dni jeździłam po Polsce i widziałam traktory, które jeżdżą w tę i z powrotem i mielą piach. To jest straszny widok - opowiada naukowczyni.

Prace na polu podczas suszy. Wieś Harkawicze w województwie podlaskim (27 maj 2025)
Prace na polu podczas suszy. Wieś Harkawicze w województwie podlaskim (27 maj 2025)
Źródło: Michał Zieliński/PAP

- Już od paru lat zresztą widzimy w Polsce takie obłoki piachu, które wiosną unoszą się nad polami. Ta sytuacja jest naprawdę zła. A zresztą wcale nie jest lepsza w lasach na przykład. Właściwie chodzi się w tej chwili po lesie, tak jak się chodzi czasami jesienią, depcząc suche liście - zaznacza ekspertka.

Gdy byłam dzieckiem, takie szeleszczące liście jesienią to była ogromna frajda, teraz w ten sposób wygląda wiosna. To jest przerażające. 

- Czy to jest tak, że możemy się spodziewać, że ten rok będzie rekordowo zły?

- Ja bym powiedziała, że idziemy w tym kierunku. Jaki on będzie, to jeszcze czas pokaże, ponieważ bardzo dużo będzie zależało od bieżących warunków pogodowych.

Zmiany klimatyczne w opinii Polaków
Zmiany klimatyczne w opinii Polaków

- Natomiast w tej chwili sytuacja jest bardzo zła i to nie tylko dlatego, że nie było śniegu, ale również dlatego, że przez ostatnie około 20 lat, patrząc na temperaturę globalną, każdy kolejny rok jest cieplejszy niż poprzedni - kontynuuje Iwona Wagner. - Każdy miesiąc, albo prawie każdy miesiąc, bije rekord w stosunku do analogicznego miesiąca w roku poprzednim. Ostatnie trzy lata to same rekordy - 2023 to był zdecydowanie najcieplejszy rok w historii pomiarów. Następnie przyszedł rok 2024, w którym większość miesięcy przekroczyła próg 1,5 stopnia Celsjusza, którego tak bardzo jako ludzkość chcieliśmy uniknąć. W tej chwili mamy kwiecień roku 2025 i wiemy już, że marzec znowu był najcieplejszy w historii pomiarów na świecie.

Wykres prezentuje anomalię średniej globalnej temperatury względem okresu referencyjnego 1850-1900 (stopnie Celsjusza). Ostatni punkt szeregu czasowego (1,41°C) jest prognozą dla roku 2025, sporządzoną przez brytyjską służbę meteorologiczną Met Office.
Wykres przedstawiający obserwowane zmiany średniej globalnej temperatury (lata 2000-2024) oraz prognoza jej wartości w roku 2025.
Źródło: naukaoklimacie.pl

Dr hab. Iwona Wagner podkreśla, że w kwietniu, w Indiach i Pakistanie mieliśmy falę upałów po 49 stopni Celsjusza.

- Ludzie słabli na ulicach, wymiotowali. Ocieplenie klimatu zbliża się w niektórych częściach świata do granicy wytrzymałości. Ale my nie przestajemy emitować dwutlenku węgla. Jest go coraz więcej w atmosferze - w każdej minucie, w każdym dniu. Atmosfera się cały czas przegrzewa i temperatura globalna cały czas rośnie. Nic z tym nie robimy. Wracając zaś do pytania, czy będzie to rekordowa susza, nie wiadomo… Ale zakładam, że tak, jeżeli nie wystąpią długotrwałe opady. Tak, można powiedzieć, że jeżeli chodzi o susze, to też idziemy na rekord - wskazuje ekspertka.

Stawy karpiowe w Trzcielinach w powiecie ostrowskim. Do ich zalania brakuje wody
Stawy karpiowe w Trzcielinach w powiecie ostrowskim. Do ich zalania brakuje wody
Źródło: PAP/Tomasz Wojtasik

Nie zaparzę herbaty

- Gdybyśmy w tym roku poszli na rekord i rekord ten byłby bity przez kolejnych 10 lat, to jak będzie wyglądało nasze życie?

- Bardzo źle. To pytanie wchodzi w te obszary mojej wyobraźni, których nawet nie chcę uruchamiać, bo to mnie wyjątkowo przygnębia. Po pierwsze możemy się spodziewać ogromnej dewastacji zasobów przyrodniczych, a to uderzy w nas jak bumerang. Pozbawimy się takich ważnych elementów struktury przyrodniczej, która służy nam do zatrzymywania wody, jak lasy. W skali lokalnej to one tworzą mikroklimat, czyli odparowują wodę do atmosfery, powodują opady, później stanowią obszar zatrzymywania wody, która spadła z opadami, jej wsiąkania, zasilania wód gruntowych, z których korzystamy. Im bardziej dewastujemy system przyrodniczy, tym bardziej degradujemy cykl obiegu wody.

- A wracając do życia codziennego…

- Spodziewajmy się tego, że...

po prostu w naszych kranach zacznie brakować wody. Myślę, że wyschną też rzeki…

- Przepraszam, powiedziała pani, że w kranie zabraknie nam wody?

- No tak, możemy się tego spodziewać w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Gdyby zapytał pan o najbliższych pięć lat, to jeszcze bym się zastanowiła, ale w ciągu dziesięciu lat to jest scenariusz bardzo realny.

Niewielka pokrywa śnieżna i brak opadów sprawiły, że rzeki w powiecie nowotarskim i tatrzańskim mają niski stan. To przekłada się na poziom wody w Jeziorze Czorsztyńskim. (13 maja)
Niewielka pokrywa śnieżna i brak opadów sprawiły, że rzeki w powiecie nowotarskim i tatrzańskim mają niski stan. To przekłada się na poziom wody w Jeziorze Czorsztyńskim. (13 maja)
Źródło: Grzegorz Momot/PAP

Na razie były apele, żeby nie podlewać trawników, nie myć samochodów i nie napełniać basenów. Nawet kilkaset takich wystosowuje się co roku w polskich gminach.

- Ale przyjdzie czas, kiedy nie będziemy mieli jak się umyć i zaparzyć herbaty?

- Tak, może tak być. Kolejna kwestia - energetyka. Blackout, wyłączenie elektrowni chłodzonych wodą z produkcji prądu - to według mnie także realny scenariusz. Bo jeśli wyschną rzeki, a elektrownie chłodzone są wodą z rzek, to po prostu przestaną pracować.

Blackout

Czy rzeczywiście grozi nam blackout? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do specjalisty w dziedzinie elektroenergetyki. Prof. dr hab. inż. Dariusz Mikielewicz jest prorektorem ds. nauki Politechniki Gdańskiej, członkiem Komitetu Problemów Energetyki przy Prezydium PAN.

- Czy istnieje ryzyko, że trzeba będzie wyłączyć którąś z elektrowni ze względu na suszę?

- Tak, oczywiście, że takie ryzyko istnieje - odpowiada profesor. - Wszystkie elektrownie konwencjonalne, które produkują prąd ze spalania węgla, gazu czy ropy, a także elektrownie jądrowe, pracują w ten sposób, że konieczne jest odprowadzanie ciepła do otoczenia. Mówimy o dużych ilościach tego ciepła. Średnia sprawność takiej elektrowni w Polsce to jest 36 procent. To znaczy, że 36 procent energii jest zamieniane na prąd elektryczny, a reszta musi być odprowadzona do otoczenia. Dlatego elektrownie, które muszą zrzucać ciepło do otoczenia, są lokalizowane przy dużych akwenach wodnych, to może być na przykład rzeka albo jezioro.

- W jaki sposób to ciepło do otoczenia zrzucają?

- Zacznijmy od tego, że w każdej z takich elektrowni znajduje się urządzenie zwane skraplaczem. Służy ono do zamiany pary wodnej na ciecz. I to urządzenie musi być chłodzone. Są dwa sposoby takiego chłodzenia. Część elektrowni ma chłodnie kominowe. To takie wielkie szerokie kominy, które niekiedy widzimy w krajobrazie. Przy tym sposobie chłodzenia jest potrzebna woda, krążąca w obiegu zamkniętym, więc potrzeba jej w mniejszych ilościach niż w drugim przypadku. Drugi rodzaj chłodzenia odbywa się w obiegu otwartym. Do tego możemy na przykład wykorzystywać rzekę.

- Jak to wygląda w praktyce?

- Mamy dwie rury łączące elektrownie z rzeką. Jedną rurą zaciąga się wodę z rzeki, a drugą odprowadza się wodę do rzeki, już cieplejszą. Więc w obiegu otwartym, kiedy wykorzystujemy rzekę, wody może zabraknąć, jeżeli rzeka obniża swój poziom drastycznie. No i trzeba o tym pamiętać, mamy jeszcze ograniczenia środowiskowe. Nie możemy wody w rzece "podgrzać" zbyt mocno.

- To byłaby katastrofa ekologiczna dla rzeki.

- Tak. Różnica temperatury wody między wlotem a wylotem tych dwóch rur nie może być większa niż 15 stopni, a temperatura zrzucanej wody wyższa niż 26 stopni Celsjusza.

- Wyobraźmy sobie, że wody w rzece ubywa i już nie sposób jej zassać do elektrowni, żeby schłodzić ów skraplacz. Co się wtedy dzieje?

- Jeżeli nie mamy chłodzenia, to nie mamy produkcji.

- Zatrzymujemy pracę elektrowni?

- Na początku redukujemy moc, żeby "zrzucać" mniejsze ilości ciepła. Jeśli to nie wystarcza, to w perspektywie jest wyłączenie elektrowni. Duża elektrownia, która może mieć ten kłopot, to jest na przykład elektrownia Dolna Odra w Nowym Czarnowie koło Gryfina, bo ona chłodzi się wodą z Odry właśnie.

Elektrownia Bełchatów
Elektrownia Bełchatów
Źródło: Elektrownia Bełchatów

- To jest realne ryzyko?

- Elektrownie były lokalizowane w oparciu o analizy, w których problem chłodzenia był brany pod uwagę. Są wyznaczone limity, poniżej których elektrownia nie będzie działać i jak na razie to są dosyć "odległe" wartości. No, ale oczywiście natura nic nie robi sobie z naszych planów, naszych przeliczeń… Więc ryzyko, że się taki scenariusz spełni w obliczu suszy jest realny.

- Wszyscy znamy obrazki z Warszawy, kiedy z jednego brzegu na drugi można było niemalże suchą stopą przejść. Gdyby w tym miejscu stała elektrownia i próbowała pobrać wodę do chłodzenia, toby jej po prostu nie pobrała…

- Tak, taka sytuacja jak ta, o której pan mówi, spowodowałaby wstrzymanie pracy elektrowni. 

- Co wtedy? Co się dzieje z punktu widzenia mieszkańca pobliskiej miejscowości, która jest zasilana tą elektrownią?

- Prąd elektryczny jest w sieci energetycznej i jest on dostarczany z różnych miejsc w całym kraju, i nie tylko, bo są również transgraniczne możliwości przesyłu energii. Jest specjalna giełda energii elektrycznej, która funkcjonuje z dnia na dzień i tam elektrownie składają oferty 24 godziny wcześniej.

- Czyli krótko mówiąc, jeżeli prąd nie popłynie z tej elektrowni, która musi ograniczyć bądź wyłączyć produkcję, to popłynie z innej strony, tak?

- Tak, może popłynąć z innej strony. Jednak...

Jedna elektrownia może się wyłączyć z rynku i nie będzie to odczuwalne, ale jeśli naraz miałoby to zrobić kilka elektrowni, to będzie problem. 

Dlatego tak bardzo staramy się o dywersyfikację źródeł produkcji energii elektrycznej. Realizujemy inwestycje w duże wiatraki, fotowoltaikę. Z fotowoltaiki w ogólnym bilansie aż tak dużo energii elektrycznej się nie uzyska, ale wiatraki są tutaj dosyć istotnym producentem. Czasami są dni, w których energii z samych wiatraków wystarczy, żeby zaspokoić zapotrzebowanie w kraju.

- Jeśli energii elektrycznej zaczyna brakować, co najpierw zostaje wyłączone? Fabryka, sklep, restauracja, prąd w naszych domowych instalacjach przestaje płynąć?

- Najpierw wyłączany jest przemysł, zaś odbiorca końcowy, który jest z punktu widzenia systemu energetycznego chyba marginalnym odbiorcą, jest wyłączany na końcu.

- Wyobraża pan sobie taką sytuację, w której na przykład nie mogę zatankować paliwa i dojechać do pracy, bo stacja benzynowa nie ma zasilania i dzieje się to ze względu na suszę, na zmiany klimatyczne?

- To jest scenariusz możliwy, ale nie sądzę, że może się wydarzyć w najbliższym czasie. Nasz kraj zainwestował w dywersyfikację źródeł energii i całe szczęście posiada jeszcze źródła produkcji energii elektrycznej, które są niezależne od suszy. Więc jest szansa, dosyć istotna, że odbiorcy końcowemu, pojedynczemu człowiekowi nie zabraknie prądu. Teoretycznie taki scenariusz jest możliwy, ale wydaje mi się, że my jeszcze takiej sytuacji nie dożyjemy. 

Plantacje pomarańczy?

Wróćmy do rozmowy z Iwoną Wagner.

- Jakich jeszcze konsekwencji suszy, z tych, które dotkną nas bezpośrednio, możemy się spodziewać?

- Przy mówieniu o suszy nie sposób pominąć także kwestii produkcji rolnej. Ona w tej chwili już jest bardzo mocno dotknięta problemem suszy. Myślę, że w tym roku suszę odczujemy w portfelach.

W perspektywie paru lat to na pewno będzie duży problem, będziemy musieli przestawiać się na inne uprawy, to pewnie będzie nieuniknione, pytanie, jak długo to potrwa zresztą, bo bez wody żadna uprawa ostatecznie się nie powiedzie. Duże gospodarstwa będą pobierać wodę ze studni głębinowych, z wód podziemnych i w ten sposób nawadniać pola. Tyle tylko, że wody podziemne to nasz wspólny zasób, ponieważ do dużych zbiorników podziemnych podłączonych jest na ogół wielu użytkowników. Wylanie wody z zasobów wód podziemnych na pole może zapewnić czyjąś produkcję i zyski, a pozbawić całą resztę dostępu do wody pitnej albo na tyle obniżyć poziom wody, że to będzie odczuwane przez roślinność, a więc będzie potęgować suszę.

- Na pobór wód podziemnych wydaje się operaty wodnoprawne. Wody Polskie wydają te operaty, RDOŚ je opiniuje.

- Niestety, to jest obszar, który nie poddaje się żadnej sensownej koordynacji jak do tej pory. Pozwolenia wodnoprawne złożone gdzieś tam w teczkach, w szufladach, są po prostu kompletnie między sobą nieskoordynowane. Wiele się o tym mówiło przy okazji katastrofy ekologicznej na Odrze 3 lata temu. Brakuje systemu cyfrowego. To, co należałoby w tej chwili zrobić w Polsce, to stworzyć porządne modele hydrologiczne i bilanse wodno-gospodarcze dla wszystkich zlewni w Polsce i je urealnić w stosunku do obecnej sytuacji klimatycznej. To znaczy uwzględnić obecne warunki klimatyczne i zweryfikować pobór. Oszczędzanie wody jest w tej sytuacji koniecznością.

- No i z tych opracowań powinny wynikać zmiany legislacyjne - przepisy, które byłyby dostosowane do zmian klimatycznych.

- Tak, oczywiście.

Gdzie strumyk płynie z wolna

- Ale jest przecież woda, która spada nam z nieba, rzadko, bo rzadko, ale spada, a my jej nie chcemy w ogóle… Robimy wszystko, żeby jak najszybciej spłynęła rzekami do morza i nie zalała niczego po drodze.

- No właśnie, dlaczego się jeszcze nie zorientowaliśmy, że woda to życie i że bez niej ten cały system nie jest w stanie się utrzymać? - kontynuuje ekohydrolożka. - Bo nam się wydaje, że jak woda spadnie, to w razie czego ją złapiemy w zbiornik zaporowy i ona wtedy nam posłuży na czas suszy. A to tak nie działa!

Wspomniałam o wyschniętych rzekach. Brak wody w rzekach jest nie tylko realnym, ale już realizującym się scenariuszem. Podczas pomiarów hydrologicznych prowadzonych w okolicach Biebrzy - bagnistej, nasączonej wodą "gąbki" okolicy Polski - z ośmiu rzek sześć nie płynęło - wyschły. Małe rzeki już teraz wysychają.

Spójrzmy na Ziemię z kosmosu, z tej perspektywy. Widzimy naszą planetę pokrytą cieniusieńką warstwą biosfery - lasów, pól, rzek, mórz i oceanów. To właśnie biosfera daje nam życie, zapewniając między innymi "wciąganie" wody na ląd i jej krążenie w krajobrazie, tak żeby płynęła w rzekach, dostawała się do wód podziemnych, odnawiała. Krajobraz z dużą ilością terenów zieleni, przede wszystkim lasów, terenów podmokłych i naturalnych dolnych rzecznych - to jest taka podstawa.

- Taki ładny obrazek pani namalowała, do powieszenia nad kominkiem. A jaka jest rzeczywistość?

- Rzeczywistość jest taka, że. zupełnie tego nie widzimy. Nie ma tego w naszej świadomości, w naszych regulacjach prawnych i w naszych działaniach. Szereg strategii, koncepcji i przepisów tworzonych w strukturach Unii Europejskiej daje nam przecież konkretne narzędzia do działania. Na przykład Rozporządzenie o odbudowie zasobów przyrodniczych - słynne Nature Restoration Law, które zostało odrzucone przez polski rząd i zbojkotowane przez polskich rolników. A przecież to oni na suszy tracą najwięcej w tej chwili. To rozporządzenie, na szczęście przyjęte przez Parlament Europejski, daje nam prawne narzędzie do tego, żeby odtworzyć i tworzyć nowe lasy, mokradła, odtwarzać wododajne korytarze wolnopłynących rzek, połączyć je z dolinami, wprowadzić zieleń do miast. O zachowanie wody trzeba zabiegać w każdym metrze kwadratowym powierzchni zlewni rzeki, krajobrazu, na każdym hektarze.

- A początek tego zabiegania jest tam, gdzie nikt nie widzi, to znaczy tam, gdzie płynie wąski strumyk.

- Nawet jeszcze wcześniej, bo gdzieś w krajobrazie, tam, gdzie na glebę spada deszcz i kropla po kropli spływa po gruncie i pod jego powierzchnią i zasila ten strumyk. Początek jest w lasach, w łąkach, w terenach podmokłych, to tam się woda retencjonuje. Potem kropla, która się tam nie zatrzyma, spływa do tego strumyka.

- Pytanie, czy ten strumyk będzie płynął wolno, meandrował, wił i się rozlewał, zasilając wody podziemne, nawadniając glebę, czy też zostanie przekształcony tak, żeby woda spłynęła nim jak najszybciej i nie czyniła po drodze "szkód"?

- Tak, to ważne pytanie. Koniecznie trzeba się powstrzymać przed jego wyprostowaniem, żeby natychmiast jej nie odprowadzić w dół. Ona ma jak najdłużej płynąć w tym strumieniu, zatrzymywać się, zasilać wody podziemne, parować, nawadniać roślinność. W interesie naszego bezpieczeństwa narodowego jest to, żeby każdą kroplę wody jak najdłużej zatrzymywać w krajobrazie, a potem w dolinach rzecznych.

Mokradła koło Fromborka
Mokradła koło Fromborka
Źródło: fot. Tomasz Słomczyński

Kropla wody jak czołg

- Jest to kwestia bezpieczeństwa narodowego?

- Tak.

Bezpieczeństwo narodowe to również ochrona przed katastrofami, na przykład powodzią, i ochrona przed suszą, czyli zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego.

- Czyli w zasadzie powinniśmy o tym mówić w ten sam sposób, w jakim mówimy o tarczy antyrakietowej czy o produkcji amunicji?

- Zdecydowanie tak, tylko w różnych perspektywach czasowych. Rozumiem, że w tej chwili jest duża koncentracja na obronności - to zagrożenie krótkoterminowe. Natomiast nie możemy gubić z oczu zmiany klimatu i kryzysu różnorodności biologicznej - to zagrożenie długoterminowe, a do tego nie teoretyczne. Jeśli nie zaczniemy działać, nadejdzie na pewno. A problem z nim jest taki, że nie da się go odwrócić w krótkim czasie.

- Więc to, co możemy zrobić teraz, to zrobić wszystko, żeby chronić lasy, mokradła i rzeki i zatrzymać w krajobrazie tę wodę, którą jeszcze mamy?

- Tak, zdecydowanie.

Czytaj także: