Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 stwierdził, że "suma wszystkich powodów", a wśród nich "działania, które zaczęli podejmować przedstawiciele opozycji, różni aktywiści, również niestety niektórzy dziennikarze", doprowadziła do tego, że rząd zdecydował o wniosku w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego. Dworczyk pytany był też o brak dialogu z opozycją w tak istotnej kwestii. - Bardzo często jest tak, że najpierw trzeba poprowadzić konkretne działania, które mają zabezpieczyć jakąś kryzysową sytuację i potem możemy rozmawiać - odpowiedział.
Gościem wtorkowego wydania "Rozmowy Piaseckiego" był szef KPRM i rządowy pełnomocnik do spraw szczepień Michał Dworczyk. Zapytany został o odrzucone w poniedziałek przez Sejm wnioski o uchylenie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej oraz między innymi o słowa wiceszefa resortu spraw wewnętrznych i administracji Macieja Wąsika, które padły podczas debaty. Wąsik wspominał między innymi o "zidiociałych posłach opozycji".
- Chcielibyśmy, aby jak najwięcej osób w sposób odpowiedzialny podeszło do tej sytuacji, bo sytuacja jest taka, że wymaga poważnego traktowania - odpowiedział.
Dworczyk wspomniał przy tym, że "w debacie politycznej czasami padają mocne słowa". - Zresztą nie tylko w debacie politycznej - dopowiedział. Dopytywany, dlaczego są wypowiadane równolegle z oczekiwaniami zgody narodowej, szef KPRM przekonywał, że to "fragment wypowiedzi parlamentarnej", która jest "wyrwana z kontekstu" i "siłą rzeczy jest nacechowana emocjami".
- Ja uważam, że zasadniczą rzeczą, jeśli chodzi o stan wyjątkowy, jest problem, który mamy dziś na granicy polsko-białoruskiej. To realne zagrożenie, które tam ma miejsce i nieodpowiedzialne zachowanie niektórych polityków i dziennikarzy - mówił dalej.
- W debacie politycznej często padają słowa nacechowane emocjonalnym przekazem i nie ma w tym nic nadzwyczajnego - powtórzył. - Jeżeli pan pyta, czy chciałbym, żeby świat był dobry, miły, przyjemny, a wszyscy ludzie dla siebie sympatyczni, odpowiadam: tak - dodał, zwracając się do prowadzącego program Konrada Piaseckiego.
Michał Dworczyk o rozmowach z opozycją: najpierw konkretne działania zabezpieczające, potem możemy rozmawiać
Dworczyk został też zapytany o to, dlaczego dzieje się tak, że rząd na temat stanu wyjątkowego nie rozmawia z opozycją. - To nie jest prawda - odparł minister.
- W codziennej pracy rządu, w sytuacjach kryzysowych, szalenie ważny jest dialog z opozycją, tylko musi być spełniony pierwszy warunek: opozycja musi podejść do tego w sposób poważny, chcieć tego dialogu i nie robić happeningów. Też chciałbym, żebyśmy w polskiej polityce więcej ze sobą rozmawiali, ale w sytuacjach kryzysowych bardzo często jest tak, że najpierw trzeba poprowadzić konkretne działania, które mają zabezpieczyć jakąś kryzysową sytuację i potem możemy rozmawiać, tłumaczyć, przekonywać się do podejmowania kolejnych działań - opisał.
Jego zdaniem, sytuacja na granicy "zaogniła się gwałtownie". - Działania, które zaczęli podejmować przedstawiciele opozycji, różni aktywiści, również niestety niektórzy dziennikarze, były takie, że wymagały szybkiej reakcji. Suma tych wszystkich powodów doprowadziła do tego, że został wprowadzony stan wyjątkowy - tłumaczył.
Na zwrócenie uwagi, że nie jest to odpowiedź na pytanie, dlaczego nie można było zaprosić liderów opozycji, których na granicy nie było, żeby wytłumaczyć im modus operandi rządu w tej sprawie, Dworczyk odpowiedział, że "od tego jest Sejm".
CZYTAJ WIĘCEJ: Tak rząd uzasadniał potrzebę wprowadzenia stanu wyjątkowego
Dlaczego na obszar stanu wyjątkowego nie wpuszczani są dziennikarze?
W programie padło pytanie, dlaczego na teren objęty stanem wyjątkowym nie są wpuszczani dziennikarze. - Jeżeli dziennikarze również podejmują takie działania, które mogłyby spowodować sytuację zagrożenia, czy doprowadzić do jakichś incydentów, to warto podjąć taką decyzję - odpowiedział.
Dopytywany, dlaczego na wspominany obszar nie można zatem wprowadzić dwudziestu, zweryfikowanych przez rządzących dziennikarzy, szef KPRM odparł, że "to kwestia ważenia ryzyk". - Uznano, że związane z tym ryzyko jest zbyt duże - dodał.
Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek w niedawnym liście do premiera napisał, że nie widzi podstaw do kwestionowania zasadności jego wprowadzenia, wyraził jednak wątpliwości dotyczące ograniczenia pracy dziennikarzy, a także prawa dostępu do informacji publicznej.
Dworczyk na wspomnienie o tym liście, stwierdził, że "te decyzje i szczegóły dotyczące ich realizacji zostały wcześniej przeanalizowane, przede wszystkim przez MSWiA, ale nie tylko, bo także przez służby pana prezydenta".
Stan wyjątkowy ogłoszony przez rzecznika prezydenta
Konrad Piasecki wspomniał także o ogłoszeniu decyzji prezydenta w sprawie stanu wyjątkowego. Zrobił to nie Andrzej Duda, a Błażej Spychalski - jego rzecznik. - Czy pamięta pan jakiś stan wyjątkowy wprowadzany przez rzecznika prasowego? - zapytał. - Nie pamiętam - odpowiedział Dworczyk. - Podpis, czyli decyzja pana prezydenta jest tu kluczowa - dodał.
- O tym stanie wyjątkowym mówił pan premier, minister spraw wewnętrznych i administracji, a potem w imieniu prezydenta wypowiedział się rzecznik. Prezydent złożył podpis pod dokumentem, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego uzasadniał szeroko ten projekt i tę sytuację w Sejmie - mówił.
Na sugestię, że być może prezydent chce w ten sposób pokazać, że sprawa nie jest aż tak niebezpieczna, jak mówią o niej rządzący, Dworczyk stwierdził, że "mówimy o zagrożeniu i adekwatnych środkach podejmowanych co do tego zagrożenia".
Dworczyk w sprawie głosowania nad lex TVN: nie podjął jeszcze decyzji
Prezydent 15 sierpnia zapowiadał, że będzie "cały czas stał na straży konstytucyjnych zasad - wolności słowa, swobody prowadzenia działalności gospodarczej, prawa własności, a także równego traktowania".
Szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot poinformował w poniedziałek, że Andrzej Duda "jest gotowy zawetować lex TVN w obecnym kształcie".
- Ja z panem prezydentem na ten temat nie rozmawiałem. Wypowiedzi pana prezydenta słyszeliśmy wszyscy, więc każdy może sobie wyrobić opinię - skomentował te słowa Dworczyk. Zaznaczył, że "nie ma wiedzy", by obóz rządzący wycofywał się z forsowania ustawy medialnej wobec sprzeciwu prezydenta. - Brałem udział w procesie legislacyjnym, ale nie uczestniczyłem w przygotowywaniu (projektu nowelizacji ustawy - red.) - dodał minister.
>> Prezydent: będę stał na straży wolności słowa i swobody gospodarczej. Czy to zapowiedź weta lex TVN?
Gość Konrada Piaseckiego stwierdził, że nie zdecydował jeszcze, jak zagłosuje w sprawie ustawy anty-TVN, kiedy ta wróci pod obrady niższej izby parlamentu, i "nie wie, kiedy ustawa wróci do Sejmu". - Jak będziemy mieli projekt w Sejmie, to wtedy będziemy podejmować takie decyzje. Poza przesłankami merytorycznymi są przesłanki polityczne, czy na przykład jest większość, żeby (to - red.) przegłosować - zaznaczył.
Dworczyk po aferze mailowej: zostałem przesłuchany
Dworczyk w "Rozmowie Piaseckiego" usłyszał także pytanie o aferę mailową, skupiającą się w dużej mierze wokół jego skrzynki mailowej. - Tyle razy już komentowaliśmy sprawę maili, że wydaje mi się, że wracanie do niej jest stratą czasu - powiedział. - Uważam, że tak dużo zostało powiedziane, a tak mało merytorycznie, że rozpoczynanie tego w trakcie tego programu nic nie wniesie - stwierdził.
Poinformował przy tym, że został w tej sprawie przesłuchany i ma status osoby poszkodowanej.
Dworczyk: zrobimy wszystko, żeby pomóc i Andżelice i Andrzejowi
Piasecki pytał także Dworczyka o sprawę dziennikarza Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys - liderki nieuznawanego przez reżim Alaksandra Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi. Oboje od końca marca są przetrzymywani w białoruskim więzieniu. Sam Dworczyk w dniu zatrzymania Poczobuta pisał: "Nie zostawimy Was!".
- Działania polskiej dyplomacji i polskiego państwa, nie używając konkretów, doprowadziły do tego, że trzy osoby zostały zwolnione. Zrobimy wszystko, żeby pomóc i Andżelice i Andrzejowi, natomiast dzisiaj mamy do czynienia z reżimem bezwzględnym na Białorusi - przyznał. Wstrzymał się przy tym przed ujawnianiem szczegółów operacji ze względu na jej wrażliwy charakter. - Robimy wszystko, żeby im pomóc - zapewnił.
Czy w sprawie szczepień czeka Polskę model francuski? "Nie wykluczamy żadnych działań"
Michał Dworczyk, pełniący także funkcję rządowego pełnomocnika do spraw szczepień, został zapytany o działania rządu w kwestii sprzedaży szczepionek przeciw COVID-19. Ostatnio informowano, że Polska przekazała Tajwanowi 400 tysięcy dawek.
- Ośmiu albo dziewięciu krajom przekazaliśmy szczepionki, część w formie sprzedaży, jak w przypadku Hiszpanii czy Portugalii, część w formie darowizn (na przykład dla Tajwanu czy Uzbekistanu - red.) - powiedział.
Mówiąc o Tajwanie, podkreślił, że był to "gest solidarności". - Podobnie jak gestem solidarności była pomoc Polsce w pierwszej fali pandemii ze strony Tajwanu - wyjaśnił.
Czy rząd rozważa wprowadzenie modelu francuskiego w sprawie szczepień? We Francji wprowadzono między innymi obowiązek przedstawienia certyfikatu szczepienia, aby wejść na przykład do kawiarni, restauracji czy pociągu.
- Nie mamy żadnych decyzji w tej kwestii, natomiast dyskusja się toczy. Padają między innymi takie argumenty, że z jednej strony to mogłoby doprowadzić do wzrostu liczby zaszczepionych. Z drugiej strony padają argumenty, że wprowadzenie tak zdecydowanych kroków, podobnie jak szczepienia dla określonych grup zawodowych, mogłoby doprowadzić do jeszcze większej polaryzacji i podniesienia emocji wokół Narodowego Programu Szczepień, w konsekwencji przyniosłoby to odwrotny efekt - wytłumaczył.
Czy w takim razie wariant francuski jest wykluczony? - Nie wykluczamy żadnych działań, które będą skuteczne, natomiast dzisiaj nie ma takiej decyzji - oświadczył Dworczyk.
- Pojawiły się w ramach dyskusji, na forum ekspertów, w gronie polityków takie pomysły, że można by było wprowadzić odpłatne szczepienia, tak jak za część szczepień w Polsce. Takich decyzji też nie ma - dodał szef KPRM, wyjaśniając, że sam "podchodzi ostrożnie" do tego pomysłu, bo "widzi jego zalety i wady".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24