Nastoletni piłkarze nie wytrzymują presji, rezygnują ze szkoły, niekiedy z marzeń o karierze sportowej. "Poniża i upokarza. Wyzywa od j... debili, pedałów" - twierdzą uczniowie. Ich trener odpowiada: "Chłopcy zmówili się przeciwko mnie, bo nie chce im się biegać". Kto kłamie? Nastoletni piłkarze czy szef Akademii Piłkarskiej, za którym stoi wójt i dyrektor szkoły?
Ten artykuł zawiera treści, które mogą być nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Zdecydowaliśmy się przytoczyć je w dosłownym brzmieniu ze względu na ważny interes społeczny. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałabyś/chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tu znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc - zarówno dzieciom, jak i dorosłym.
9 października 2022 roku. Chłodne, ale słoneczne południe. Na trybunach stadionu we wsi Stężyca na Kaszubach zasiada Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy i były prezes PZPN. Chwali "entuzjazm" do futbolu, jaki daje się odczuć we wsi, która liczy niespełna trzy tysiące mieszkańców.
Lokalna Radunia remisuje 1:1 z Motorem Lublin. Po meczu trener gości Goncalo Feio, w przeszłości związany m.in. z Benficą Lizbona i Legią Warszawa, stwierdza: - W piłce jest coś niesamowitego… Mam za sobą ponad czterdzieści meczów w europejskich pucharach. Dzisiaj, przyjeżdżając tutaj, czuję to samo, co w tamtych meczach.
Od 2021 roku Radunia Stężyca gra w drugiej lidze. Młodzieżowym zapleczem klubu jest Akademia Piłkarska, ściśle współpracująca ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego, która z kolei jest częścią Zespołu Kształcenia i Wychowania w Stężycy.
- To, co tutaj się dzieje, to przemoc psychiczna i mobbing w czystej postaci. Niejeden dorosły by tego nie wytrzymał, a co dopiero chłopcy, którzy mają po szesnaście lat - stwierdza ojciec jednego z młodych zawodników.
- To wszystko wymysły - odpowiada trener Michał Chmielewski. To on oskarżany jest o wyzywanie, poniżanie i upokarzanie nastolatków.
Siada na psychę
29-letni Michał Chmielewski jest dyrektorem akademii, ale przez wielu uważany jest za "nadtrenera", bo nie zadowala się wyłącznie administrowaniem przedsięwzięciem, w którym szkolona jest piłkarska młodzież. Wcześniej pracował w łódzkim Widzewie i w stołecznej Legii, zaliczył też m.in. miesięczny staż w niemieckim Bayerze 04 Leverkusen. Do Stężycy przyjechał kilka lat temu. Zaczynał jako fizjoterapeuta siatkarek, od maja 2021 kieruje akademią.
O tym, co działo się w niej w ubiegłym roku szkolnym, do czerwca 2022 roku, najchętniej opowiadają ci, którzy już nie są podopiecznymi Chmielewskiego. Albo są pełnoletni i edukację w Stężycy mają za sobą, albo przenieśli się do innej szkoły.
Igor Zieliński odszedł, kontynuuje naukę gdzie indziej i dalej gra w piłkę. Wyjaśnia, że jedynym i zasadniczym powodem tego, że opuścił Stężycę, jest trener Chmielewski.
- Nie dało się normalnie funkcjonować - mówi.
Wspomina jedną z wielu "typowych", jak twierdzi, sytuacji z boiska: - Inny trener zaproponował mi, żebym potrenował z o rok młodszymi chłopakami. Chmielewski go nie lubił [trenerzy są w konflikcie - red.]. Po treningu wszedł do szatni i zaczął krzyczeć: "Co ty odpierdalasz, drużyny ci się pomyliły? Jeszcze raz cię zobaczę u niego na treningu, to wylatujesz ze szkoły".
Paweł skończył szkołę w czerwcu i teraz sam jest trenerem, ale w innym klubie, w innym mieście. Wspomina: - Biegaliśmy na czas wokół boiska. Zaczął mnie ciągnąć mięsień, kolega powiedział, żebym to rozbiegał. Odparłem, że to nic nie daje. Tak, przekląłem wtedy. Ale do kolegi i wcale niegłośno. Chmielewski jednak to usłyszał i przy chłopakach, młodszym roczniku, zwyzywał mnie. Krzyczał, że jak mi się nie podoba jego metoda treningowa, to on mnie wypierdoli i że mam wypierdalać z zajęć. Poszedłem do szatni, spotkałem innego trenera. Poradził, żebym wrócił do Chmielewskiego i go przeprosił. Wróciłem, zacząłem przepraszać, ale nie chciał ze mną w ogóle rozmawiać. Powtórzył, że mam wypierdalać do szatni. Musiałem go najpierw poprosić o to, żebym mógł go przeprosić. Poprosiłem. W końcu się zgodził. Wtedy dopiero przeprosiłem.
Zdaniem Pawła wyzywanie uczniów, również od pedałów, grubasów i ciot, było normą.
- Baliśmy się go. Nie wiadomo było, kiedy wpadnie i zacznie krzyczeć. I na kogo - mówi Igor. Wspomina trening, na którym Chmielewski nazywał młodych zawodników kurwami i chujami.
- To wszystko siadało na psychę - dodaje Igor. - U chłopaków, którzy mieli jakieś umiejętności, można było zobaczyć, jak z czasem są coraz bardziej przygnębieni, jak tracą zapał do piłki.
Oskar, inny były uczeń i zawodnik, cytując trenera, powtarza te same wulgaryzmy, co jego koledzy. Słyszeli je niemal codziennie.
- Nagle w ciągu dwóch, trzech miesięcy chłopaki przestali trenować, bo po prostu… wypaliło się to wszystko przez niego. Bywały momenty, gdy bałem się wchodzić do szkoły, że… - tu Igor przerywa, nie kończy zdania. Mówienie sprawia mu trudność. - Dzisiaj niektórzy chłopacy, którzy skończyli tę szkołę, nie chcą nawet o tym rozmawiać - dodaje w końcu.
Wiemy o co najmniej trzech nastolatkach, którzy dziś są pod opieką psychologa albo psychiatry. Ich problemy zaczęły się, gdy byli podopiecznymi Michała Chmielewskiego.
O krok od tragedii
Artur, ojciec 17-letniego ucznia, opowiada o zdarzeniu z czerwca ubiegłego roku. Chłopcy grali mecz, jego syn wszedł na murawę w drugiej połowie na około dwadzieścia minut. Musiał grać na pozycji, na której wcześniej nie grał. Popełnił dwa błędy. Po meczu Artur czekał na syna przy samochodzie.
- Patrzę, idzie, cały roztrzęsiony. Mówi, że kończy z grą w piłkę - relacjonuje ojciec. - Chmielewski zwyzywał go w szatni. Stwierdził, że swoją grą mój syn napluł kolegom z drużyny w twarz.
Inny uczeń, Szymon, opowiada: - Byłem spóźniony na lekcję, szedłem z kawą, pamiętam, jakby to było wczoraj. Spotkałem trenera Chmielewskiego, który przywitał mnie słowami: "cymbale jebany, czy wiesz, która jest godzina?". Naszego kolegę, który jest troszeczkę przy sobie, trener Chmielewski zwyzywał od grubasów. Ten chłopak już nie gra w piłkę, miał dość. Ciężko to przeżył. Przestał siebie akceptować.
Innego razu Szymon musiał stać na mrozie w stroju sportowym obok boiska i przyglądać się, jak inni chłopcy grają. Dlaczego? Nie wiedział. Chmielewski kazał, więc stał. Dziś mówi o poczuciu bezradności, upokorzenia, wstydu. W końcu inny trener, widząc, co się dzieje, pozwolił mu iść do szatni. Później okazało się, że to kara za nieobecność na poprzednim treningu.
Szymon sam korzysta z konsultacji psychologa. Jego mama Justyna potwierdza, że obserwowała, jak w związku z sytuacją w szkole coraz mocniej odczuwał stres, jak coraz bardziej pogrążał się w stanie, który przypominał depresję. W końcu jej syn sam poprosił o kontakt z psychologiem.
- W końcu w szkole może dojść do tragedii - dodaje Szymon.
Nie chodzi, powtarzają nastolatkowie, o same przekleństwa, ale o to, w jaki sposób te słowa są wypowiadane, jak często, i jak się czuje osoba publicznie zwyzywana, poniżona. Najgorszy był stres i ciągłe napięcie. I świadomość, że w każdej chwili mogą wylecieć ze szkoły za byle co, według widzimisię trenera. A to mogło oznaczać koniec marzeń o graniu w piłkę.
Nieprzekonany dyrektor
Piotr Karasiński, dyrektor Zespołu Kształcenia i Wychowania w Stężycy, jest bardzo sceptyczny w stosunku do relacji uczniów, które zebrałem.
Jeśli chodzi o sytuację, w której jeden z chłopców naciągnął mięsień, to miał sprowokować trenera słowami "co się prujesz". Zresztą - twierdzi dyrektor szkoły - z relacji obecnych wtedy innych trenerów wynikało, że Michał Chmielewski nie używał wyzwisk i wulgaryzmów.
Jeśli chodzi o sytuację, w której Szymon został "przyłapany" na tym, jak spóźniony wchodził do szkoły, wracając ze sklepu, to owszem, dyrektor pamięta takie zdarzenie. Podkreśla, że chłopak złamał regulamin szkoły (opuścił ją podczas przerwy, udając się do pobliskiego sklepu) i chciał "ze sprawcy przemienić się w ofiarę". To dlatego, ocenia dyrektor, chłopak oskarżył trenera Chmielewskiego o to, że go zwyzywał.
Dyrektor Karasiński twierdzi, że nigdy nie był bezpośrednim świadkiem sytuacji, w której trener Chmielewski zachowałby się nieodpowiednio. Zapewnia, że pierwszy raz dowiedział się o skargach uczniów w czerwcu 2022 roku. - Wcześniej takich sygnałów nie było - mówi.
Nie było?
- O zachowaniach trenera mówiliśmy dyrektorowi od początku roku szkolnego. Przychodziliśmy do niego do gabinetu, skarżyliśmy się. Słuchał nas i nie reagował. W końcu postanowiliśmy oficjalnie wystąpić do dyrektora - słyszę od chłopców.
Zbliżał się koniec roku szkolnego 2021/2022. Uczniowie trzeciej klasy (obecnie to klasa maturalna) znaleźli oparcie w jednej z nauczycielek. Pomogła im napisać oficjalne pismo do Piotra Karasińskiego. Widnieje na nim data 9 czerwca 2022 roku.
"We wrześniu podczas spotkania zostaliśmy wyzwani od między innymi: 'jebanych debili', 'gnojów śmierdzących', 'grubasów', 'pedałów', nasz kolega do dziś ma zaburzenia psychiczne oraz zespół lękowy. Wielu z nas prezentuje znamiona przemocy psychicznej: obniżony nastrój, niska samoocena, stany lękowe, depresja. Pan Chmielewski wykazuje niekontrolowane wybuchy agresji słownej oraz fizycznej na przedmiotach (uderzanie pięścią w drzwi, rzucanie butelkami)" - czytam. I dalej: "Innym razem podczas treningu p. Chmielewski zaatakował jednego z naszych kolegów słowami: 'wypierdalaj do szatni', 'mogę z tobą zrobić, co chcę' za to, że kolega nie biegał dokładnie tak, jak chciał p. Chmielewski. W całej tej wściekłości p. Chmielewski rzucał swoją kamizelkę o ziemię i skakał rozwścieczony. Osoba ta została ośmieszona i upokorzona przy nas, a my czuliśmy się bezradni i wystraszeni tym, że jak coś p. Chmielewskiemu się nie spodoba, to nie zawaha się obrażać kolejnych z nas".
Pismo podpisało czternastu uczniów (w klasie jest ponad dwudziestu). Dyrektor Piotr Karasiński sugeruje jednak, że liczba podpisów pod pismem nie ma znaczenia.
- Ważne jest na przykład, czy osoby, które się tam podpisały, to tak naprawdę podpisały się tam tylko dlatego, że tak wypadało, bo inni się podpisali. To jest powiązane ze sobą. Dlatego przeprowadziliśmy ankietę - tłumaczy.
Jak informuje dyrektor, uczniom, którzy podpisali się pod pismem, zostały rozdane do wypełnienia ankiety, w których musieli się podpisać imieniem i nazwiskiem. Dla pozostałych uczniów liceum zostały rozdano ankiety anonimowe.
- Ankiety miały potwierdzić, czy uczniowie, którzy podpisali się pod tym pismem, rzeczywiście zostali potraktowani tak, jak zostało to opisane. I te ankiety nie potwierdziły tego jednoznacznie - stwierdza Piotr Karasiński.
"Ja nazywam to kłamstwem"
Radosław Gac jest obecnie nauczycielem wychowania fizycznego w stężyckiej szkole. W czerwcu 2022 roku był trenerem skarżących się uczniów. Michał Chmielewski, jako dyrektor Akademii Piłkarskiej, był jego przełożonym.
Informuję Radosława Gaca, że zdaniem dyrektora szkoły ankiety nie potwierdziły, że dochodziło do przemocy psychicznej czy mobbingu.
- Dziewiętnastu uczniów odpowiedziało, że było świadkiem lub padło ofiarą przemocy psychicznej na terenie szkoły lub klubu, a mówimy tylko o jednej klasie. Czy to nie dowodzi jednoznacznie, że komuś dzieje się krzywda? - odpowiada.
- Dyrektora Karasińskiego ankiety nie przekonały - wtrącam.
- No właśnie. Jak nazwać takie postawienie sprawy? Ja nazywam to kłamstwem - stwierdza Radosław Gac.
Dyrektor Piotr Karasiński powtarza wiele razy, że jako dyrektor szkoły zrobił wszystko, co było w jego mocy - to znaczy zebrał "materiały" i przekazał je "instancji wyższej".
"Materiały" to pismo złożone przez uczniów (to z 9 czerwca 2022), ankiety, a także protokoły z rozmów z niektórymi trenerami. "Instancja wyższa" to Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy wojewodzie pomorskim. Jak poinformował mnie Urząd Wojewódzki w Gdańsku, Rzecznik Dyscyplinarny dla Nauczycieli 30 czerwca 2022 roku podjął sprawę "wielokrotnego użycia w stosunku do czternastu uczniów słów niecenzuralnych, powszechnie uznanych za obraźliwe, obniżających ich poczucie wartości i samoocenę oraz budzących w nich lęk".
Do ustaleń rzecznika jeszcze wrócimy.
Znikający audyt
Mirosław Tłokiński jest byłym piłkarzem Widzewa Łódź, grał u boku Zbigniewa Bońka w europejskich pucharach, jest dwukrotnym mistrzem Polski (1981-1982), królem strzelców ekstraklasy z roku 1983. Po zakończeniu kariery zawodniczej szkolił młodych piłkarzy w Szwajcarii, potem przeprowadził się na Kaszuby. Na meczu spotkał wójta Stężycy Tomasza Brzoskowskiego, a krótko potem został, jak sam siebie określał, doradcą sportowym wójta zatrudnionym w klubie.
Szybko zorientował się w sytuacji. Zaczął rozmawiać z chłopcami, spisywać ich relacje, dokumentować bulwersujące wydarzenia.
- Pojawił się i był dla nas jak taki promyk nadziei, że coś się w końcu zmieni. Był po naszej stronie - mówi Szymon. - Ale nagle zniknął - dodaje.
Podczas pracy z młodymi piłkarzami Mirosław Tłokiński nie krył oburzenia na zachowanie Michała Chmielewskiego. Wymówiono mu umowę, zwolniono z obowiązków. Mimo to sporządził "audyt", który został przesłany do gminy i szkoły.
Pytam wójta Stężycy Tomasza Brzoskowskiego o ten dokument.
- Nie było żadnego audytu, bo nikt nie zlecał panu Tłokińskiemu żadnego audytu - odpowiada.
- Tak czy inaczej Mirosław Tłokiński złożył audyt do gminy… - wtrącam.
- Nie… Nie ma audytu. Nikt mu tego audytu nie zlecał. Ja też mogę sobie opisać różne sytuacje, które mi się nie podobają i złożyć je do urzędu w formie pisma, opracowania - utrzymuje wójt.
- Czy pan widział ten dokument? - dopytuję.
- Nie czytałem - odpowiada Brzoskowski.
Dokument trafił też na biurko dyrektora Piotra Karasińskiego. Ten jednak, jak twierdzi, nie zapoznał się z nim, bo myślał, że trafił on do szkoły "przez pomyłkę", więc przekazał go do klubu Radunia Stężyca.
- Nie za bardzo byłem zainteresowany - stwierdza Karasiński, tłumacząc, dlaczego nie zapoznał się z raportem Tłokińskiego.
"Tęsknota za poprzednim trenerem"
W czerwcu 2022 roku, po kolejnej awanturze urządzonej przez trenera Chmielewskiego, wezwano psycholożkę, która stale współpracowała ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego w Stężycy.
- Głównym powodem ich złego stanu psychicznego była tęsknota za poprzednim trenerem. To był główny problem, tak twierdziła pani psycholog - mówi dyrektor Piotr Karasiński.
- Nie mogę podać szczegółów z tego spotkania, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa - stwierdza psycholożka, dodając, że w czerwcu w szkole w Stężycy podejmowała działania interwencyjne, których nie podejmuje się, gdy nic się nie dzieje. - Mogę jedynie powiedzieć, że uczniowie zostali poinformowani o tym, jakie kroki powinni w tej sytuacji podjąć ich rodzice, żeby ochronić swoje dzieci. Powiedziałam wówczas uczniom, jaka jest ścieżka postępowania, bo uznałam, że pewne rzeczy powinny bezwzględnie ujrzeć światło dzienne, ale na drodze formalnej, prawnej. Co dalej się stało? Nie wiem. Mój kontakt z chłopcami się urwał. Od nowego roku szkolnego szkoła nie podjęła ze mną współpracy.
- Niektórzy próbują mnie przekonać, że nic się nie wydarzyło, że nie ma tematu - mówię.
- To jest kłamstwo - odpowiada.
Trener Radosław Gac podkreśla otwarcie, choć nie w obecności uczniów, iż mówił Michałowi Chmielewskiemu, że jego metody treningowe, stawiające głównie na rozwój fizyczny, są niewłaściwe. Gac miał zostać zwolniony ze szkoły, jednak powołał się na Kartę Nauczyciela, zagroził, że pójdzie z tym do sądu pracy. W efekcie został odsunięty od zajęć z młodymi piłkarzami (jest dyplomowanym trenerem piłkarskim). Pozostał nauczycielem wychowania fizycznego w klasach "niesportowych", czyli poza Szkołą Mistrzostwa Sportowego.
- Tak, byłem świadkiem sytuacji, w których Michał Chmielewski wyżywa się na uczniach, krzyczy na nich, używając słów, których nauczyciel nigdy nie powinien używać wobec uczniów - stwierdza Radosław Gac. - I nie mówię tu o jednorazowym przekleństwie, które każdemu może się wymsknąć. Tu jest mowa o celowym, regularnym poniżaniu, wyzwiskach, ośmieszaniu i straszeniu wyrzuceniem ze szkoły.
Już po naszej rozmowie wysyła mi mail. Pisze: "Mowa jest również o wykorzystywaniu swojego stanowiska i poparcia u pryncypała, żeby podkreślić swoją władzę nad młodymi ludźmi. Żaden rodzic nie chciałby, aby jego dziecko wysłuchiwało takich słów, i to w polskiej szkole mistrzostwa sportowego, która ma uczyć samodzielności, kreatywności i postawy obywatelskiej, ma być przepustką do wymarzonego zawodu piłkarza. Michał Chmielewski zafundował podopiecznym naukę postawy służalczej, uginania karku za cenę pozostania w społeczności, a dla tych co się wyłamali, groźbę wydalenia ze szkoły".
Gac dodaje, że informował dyrektora Karasińskiego o skandalicznym, jego zdaniem, zachowaniu Michała Chmielewskiego.
"Zajechani"
Oliwier Sidor w poprzednim roku szkolnym był trenerem drugiej klasy liceum. Nie pracuje już w szkole, został zwolniony 31 marca. Jego zdaniem poszło o to, że w rozmowach w cztery oczy z trenerem Michałem Chmielewskim kwestionował jego metody treningowe. Według niego młodzi piłkarze byli przetrenowani, "zajechani", jak to się mówi w żargonie piłkarskim i odbijało się to na ich wynikach sportowych.
Dzisiaj Oliwier Sidor wykonuje inny zawód. Przyznaje, że był świadkiem wielu sytuacji, w których Michał Chmielewski wyzywał uczniów, upokarzał, używał wulgaryzmów. Niemal codziennie dochodziło do sytuacji, które, jego zdaniem, należy określić mianem mobbingu i przemocy psychicznej. Dodaje również, że informował o tym dyrektora Piotra Karasińskiego, ale skutek był taki, że został zwolniony.
W czerwcu, gdy na biurko dyrektora szkoły trafiło pismo przygotowane przez uczniów, trener Chmielewski wytypował sześć osób - między innymi chłopców, którzy je podpisali - i przedłożył radzie pedagogicznej wnioski o skreślenie ich z listy uczniów. Argumentował to między innymi słabymi wynikami sportowymi czy niską frekwencją na treningach (nie na lekcjach, w tej szkole frekwencję na treningach notuje się osobno).
Rada pedagogiczna musi zaakceptować wniosek o wyrzucenie ucznia ze szkoły.
Ustaliłem na podstawie relacji świadków, którzy muszą pozostać anonimowi, że na posiedzeniu rady pedagogicznej jedna z nauczycielek wstała i zaczęła wprost cytować "powiedzonka" Michała Chmielewskiego, używając dokładnie tych samych słów, jakich on używa, zwracając się do uczniów. Mówiąc na przykład "wy kurwy, wy pizdy", zwracała się wprost do siedzących przy stole nauczycieli, których jakby zamurowało. Na koniec zapytała: "Czy państwo wiecie, że niemal codziennie w ten sposób zwraca się w naszej szkole jeden nauczyciel do swoich uczniów?".
Ostatecznie uczniowie nie zostali usunięci ze szkoły. Większość rady pedagogicznej była przeciw.
Nie nasza sprawa
13 września 2022 roku do dyrektora trafia kolejna skarga. Na jej podstawie powstaje notatka: "Uczeń zgłasza niewłaściwe zachowania trenera M. Chmielewskiego wobec uczniów (wyśmiewanie, używanie wulgaryzmów w stosunku do nieletnich, cytat: "jak się nie podoba to możecie wypierdalać z szatni", użył słowa "kurwa", "do chuja", itp.)".
Poszło o brak stroju do biegania. Uczniowie byli nieprzygotowani do zajęć, bo, jak twierdzą, nie wiedzieli, że tego dnia będzie trening biegowy.
- Wchodzi trener Chmielewski do szatni i krzyczy: "co wy odpierdalacie?" - relacjonuje Szymon, bo to on poskarżył się dyrektorowi. - Wyszliśmy na bieżnię, wtedy już byliśmy w większej grupie, klasa młodsza i nasza. I trener zaczął do mnie krzyczeć, wyśmiewać mnie i moich rodziców. Powiedział, że pisma możemy sobie wysyłać do wójta, prezydenta i premiera, a i tak mu nic nie zrobimy.
Jak to możliwe, że w czasie kiedy Rzecznik Dyscyplinarny dla Nauczycieli prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie Michała Chmielewskiego, on sam wciąż prowadzi zajęcia z uczniami?
Otóż od września Michał Chmielewski nie jest już nauczycielem chłopców w Szkole Mistrzostwa Sportowego, choć prowadzi z nimi zajęcia.
To dość skomplikowane. Dyrektor Piotr Karasiński tłumaczy, że na mocy porozumienia szkoły z klubem piłkarskim Radunia Stężyca treningi pod okiem Chmielewskiego odbywają się w ramach zajęć organizowanych przez klub (nie przez szkołę).
Poprosiłem o wgląd w owo "porozumienie". Nie ma tam słowa o przeniesieniu Michała Chmielewskiego, jest tylko ogólne stwierdzenie, że klub zapewni "realizację pełnego programu sportowego w dyscyplinie piłka nożna".
Karasiński stwierdza, że to przeniesienie dyrektora Akademii Piłkarskiej ze szkoły do klubu stanowi "realizację zaleceń kuratorium". Nie wyjaśnia jednak, jakie to zalecenia.
Przyznaje też z rozbrajającą szczerością: - To jest taka sytuacja, że nasz nauczyciel pracuje w innym zakładzie pracy i gdyby coś się działo w tym zakładzie, to my już za to nie odpowiadamy.
W tej sytuacji, od nowego roku szkolnego, jeśli trener skrzywdziłby uczniów, to już nie będzie to problem szkoły, bo trener nie jest ich nauczycielem.
Dyrektor Karasiński przyznaje, że skargi z 13 września nie przekazał Rzecznikowi Dyscyplinarnemu dla Nauczycieli. Wiemy, że już po wakacjach wpłynęła jeszcze jedna podobna skarga.
Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu.
Dyrektor szkoły twierdzi, że trener Michał Chmielewski już nie jest nauczycielem chłopców, ale pozostaje szefem Akademii Piłkarskiej, będąc kimś w rodzaju "nadtrenera". Więc jeśli obecnie wpływa od uczniów/zawodników skarga na niego, to nie jest to sprawa szkoły. Ze słów dyrektora wynika ponadto, że adresatem takiej skargi jest prezes Klubu Sportowego Radunia Stężyca, bo treningi (będące faktycznie zajęciami szkolnymi) odbywają się "w ramach" działań klubu. Sęk jednak w tym, że - jak informuje rzecznik klubu Aleksander Wójcik - Klub Sportowy Radunia Stężyca nigdy nie zatrudniał i nadal nie zatrudnia Michała Chmielewskiego. Wyjaśnia, że Michał Chmielewski jest obecnie dyrektorem Akademii Piłkarskiej nieodpłatnie, jako wolontariusz.
W tej sytuacji nie bardzo jest komu przekazać skargę na niego.
Niechęć do biegania
- Czy krzyczał pan na uczniów, obrażał ich, używał wulgaryzmów? - pytam Michała Chmielewskiego.
- Nie dochodziło do żadnych takich sytuacji. To wszystko są wymysły. Nigdy nie zwróciłem się bezpośrednio do ucznia wulgaryzmem ani nikogo w ten sposób nie obraziłem - odpowiada dyrektor Akademii Piłkarskiej.
- To skąd te skargi?
- Dobre pytanie, na które również chciałbym znać odpowiedź. Może niektórym osobom nie podoba się, że tutaj jestem i że wprowadziłem porządek? Ja to odbieram jako szczucie. Dziś czuję się zaszczuty, co zniechęca mnie do dalszej pracy.
- Tych relacji jest sporo i mówią to zarówno uczniowie, jak i rodzice. Dotarłem do kilku chłopaków i oni mówią jednym głosem…
- To proszę spytać innych stu pięćdziesięciu uczniów, którzy nie trenowali w drużynach trenerów, którzy zostali zwolnieni - odpowiada Chmielewski.
"Zwolnieni" trenerzy to Radosław Gac i Oliwier Sidor. Ci sami, którzy otwarcie mówią o mobbingu i przemocy psychicznej, które ma stosować Michał Chmielewski.
Chmielewski: - Pewna grupa osób ma ambitny plan, aby uprzykrzyć mi życie i konsekwentnie go realizuje. Ja nie chcę dać się wciągnąć w tego typu zagrywki, szkoda jest mi mojego czasu i zdrowia.
- Chłopcy, którzy już nie chodzą do tej szkoły, chcą pana zniszczyć?
- Uważam, że tak.
- Dlaczego mieliby to robić?
- Ponieważ komuś na tym bardzo zależy.
Chmielewski ocenia, że byli uczniowie chcą się na nim zemścić. Ma też zdanie na temat obecnych uczniów.
Pewnej grupie chłopców nie podoba się mój plan, bo nie chce im się biegać. To jest problem, tu jest jego źródło. Poza tym trenerzy tych chłopców utwierdzali ich w przekonaniu, że to nie ma sensu. Tylko te dwie klasy mają problem w związku z tym, co się dzieje. Cała reszta rozumie, dlaczego i po co to robimy i bardzo to docenia.Michał Chmielewski, dyrektor Akademii Piłkarskiej Radunia Stężyca
Trener mówi "dwie klasy". Tylko one "mają problem". Do czerwca ubiegłego roku to były trzy klasy, ale jeden rocznik już opuścił szkołę. Dwie klasy to połowa uczniów trenujących piłkę nożną w całym liceum. Pozostałe "sto pięćdziesiąt" uczniów to młodsi chłopcy, również z podstawówki. Jednak trzy czy dwie klasy to nie pojedyncze osoby.
- Kłopot jest tyko z tymi klasami, gdzie wcześniej pracowali trenerzy, którzy nie akceptowali sposobu, w jaki mieli pracować. Odnoszę wrażenie, że nastawili źle chłopców na proponowany przeze mnie program. I chłopcy za tym poszli. To jest młodzież, oni lubią iść pod prąd. Im wystarczy tylko iskra i od razu w to idą, żeby coś zrobić w kontrze, stanąć okoniem, to jest ten wiek.
- I chodzi o niechęć do biegania?
- Od tego wszystko się rozpoczęło, to jest główne zarzewie tego konfliktu.
Tyle w temacie
Wójt Stężycy Tomasz Brzoskowski znany jest z tego, że klub piłkarski, który rozkwitł za jego kadencji, jest jego oczkiem w głowie, podobnie zresztą jak Szkoła Mistrzostwa Sportowego i Akademia Piłkarska. Długo przekonuje mnie, że gmina w sposób szczególny tworzy warunki dające szanse dzieciom i młodzieży na osiąganie sukcesów w sporcie.
- Czy spotykał się pan z uczniami lub rodzicami uczniów, którzy składali skargi na trenera Chmielewskiego? - pytam wójta.
Zaprzecza.
Zaznacza, że żadne skargi do urzędu w tej sprawie nie wpłynęły, dowiedział się jedynie od swojej pracownicy, mamy jednego z chłopców, że jeden, jedyny raz trener uniósł się podczas przerwy w meczu. Potem za to przeprosił. I to wszystko.
Tomasz Brzoskowski uważa, że trenera Michała Chmielewskiego porywa czasem "prawo młodości" i wówczas popełnia błędy, ale nie są to błędy, które by go dyskwalifikowały.
- Od nas dostał reprymendę - mówi wójt.
Gdy po raz kolejny pytam o tę sprawę, wójt jest wyraźnie poirytowany: - Ale z czego tu się robi problem? Komisja dyscyplinarna orzekła, że trener Chmielewski nie ponosi żadnej winy. No i tyle w temacie.
Oni niczego nie widzieli
W tym miejscu wracam do Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli. Postępowanie wyjaśniające w sprawie zachowania Michała Chmielewskiego zostało zakończone umorzeniem. Decyzję tę 26 października zatwierdził wojewoda pomorski. Jest prawomocna - nikt, ani dyrektor szkoły, ani Rzecznik Praw Dziecka (rutynowo jest informowany o takich sprawach) nie wniósł zażalenia.
Michał Chmielewski został oczyszczony z zarzutów.
W piśmie, które otrzymałem z biura prasowego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku, czytam, że pani Barbara Leśniewska - która prowadziła postępowanie - "zebrała, przeprowadziła, zabezpieczyła i utrwaliła dowody konieczne do wyjaśnienia sprawy". Konkretnie zaś - zapoznała się z ankietami wypełnionymi przez uczniów, które przygotował dyrektor szkoły oraz przesłuchała świadków.
"Analiza ww. ankiet oraz wyjaśnienia siedmiu przesłuchanych świadków nie wskazały na potwierdzenie zarzutów sformułowanych wobec pana Michała Chmielewskiego. Jeden z przesłuchanych rodziców uczniów zeznał cyt. ‘(…) Chłopcy zostali wciągnięci w konflikt między trenerami’. Jednocześnie wskazać należy, że przesłuchani trenerzy pracujący z panem Chmielewskim także nie potwierdzili niewłaściwego sposobu odnoszenia się tego nauczyciela do zawodników".
Przesłuchała zatem podwładnych Michała Chmielewskiego. Tych, którzy już z nim nie pracują, czyli Radosława Gaca, Oliwiera Sidora i Mirosława Tłokińskiego, nie przesłuchała.
Dlaczego? Zapytałem o to, ale nie dostałem odpowiedzi.
Zapytałem też, czy została przesłuchana interweniująca w szkole pani psycholog oraz jedna z nauczycielek, która wzięła w obronę chłopców w czerwcu 2022 roku oraz dlaczego rzecznik nie przesłuchała moich rozmówców: Oskara, Igora, Pawła, Szymona, ich rodziców i kolegów z klasy.
Na te pytania też nie dostałem odpowiedzi.
Dyrektor szkoły Piotr Karasiński jak mantrę powtarza, że "zrobił wszystko, co w jego mocy".
- Jeśli chodzi o sytuacje opisane w piśmie, które złożyli uczniowie, rozmawiałem ze wszystkimi trenerami, którzy mogli być ich świadkami, i wszyscy mi potwierdzili, że do takich sytuacji nie dochodziło.
Ale, podobnie jak pani rzecznik, z Gacem, Sidorem i Tłokińskim nie rozmawiał.
Dyrektor i wójt nie przesłali raportu Mirosława Tłokińskiego Rzecznikowi Dyscyplinarnemu dla Nauczycieli.
Strategia przetrwania
O tym, czego dowiedziałem się w Stężycy, opowiedziałem pokrótce prawnikowi. Adwokat Zbigniew Krüger zwraca uwagę, że w sytuacji, w której nauczyciel i trener odnosi się do uczniów w sposób obraźliwy, a czyni to przez dłuższy czas, zaś sami uczniowie określają jego zachowanie jako przemoc psychiczną, mogą mieć zastosowanie artykuły Kodeksu karnego.
- Są to przestępstwa ścigane z urzędu. Mógłbym wymienić na przykład artykuł dotyczący uporczywego nękania - stwierdza adwokat. Tłumaczy: - W myśl tego przepisu, kto przez uporczywe nękanie innej osoby wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie poniżenia, udręczenia, podlega karze pozbawienia wolności, nawet do ośmiu lat.
- Jeśli chłopcy czują się poniżeni lub udręczeni, a z tego, co pan mówi, wynika, że tak właśnie określają tę sytuację, to prokurator powinien tę sprawę zbadać również pod kątem ewentualnego znęcania się, za co z kolei grozi kara więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat. Ten przepis ma zastosowanie w przypadku, gdy mamy sytuację, w której ofiara pozostaje w stosunku zależności od sprawcy. Z pewnością relacje nauczyciel-uczeń czy trener-zawodnik można w ten sposób określić - tłumaczy Zbigniew Krüger. - Taka sprawa, gdyby trafiła na wokandę, to wcale nie byłby precedens. W ostatnich latach do sądu trafiało wiele spraw, w których trenerzy byli oskarżani o nękanie lub znęcanie się wobec zawodników.
Prawnik zwraca uwagę na jeszcze jedną okoliczność: - Z tego, co pan mówi, wynika, że rzecznik dyscyplinarny nie przesłuchał poszkodowanych chłopców ani ich rodziców. Jeśli tak, to należałoby się zastanowić, czy nie doszło tu do tak zwanego przestępstwa urzędniczego polegającego na niedopełnieniu obowiązków, za co grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech. Moim zdaniem, to również powinien sprawdzić prokurator.
***
Niedziela, ciemny listopadowy wieczór. Rozmowa z Szymonem, odbywająca się w obecności jego rodziców, dobiega końca. Następnego dnia chłopak musi iść do szkoły i na trening. Uśmiecha się smutno na pożegnanie. - Robimy wszystko, by unikać kontaktu z trenerem Chmielewskim, żeby go nigdzie nie spotkać. To jest nasza strategia przetrwania w tej szkole - kończy.
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Słomczyński