Trzy lata temu Jarosław Kaczyński deklarował, że jeśli przegra wybory, odejdzie ze stanowiska prezesa. Dziś dziennikarze zadają mu pytanie, czy zrezygnuje. Zwolennicy PiS odpowiadają jednak zgodnie: największą siłą partii jest lider.
Jarosław Kaczyński od niedzieli bombardowany jest pytaniem, czy zrezygnuje z przywództwa w partii. Na razie prezes na ten temat milczy.
Podczas wieczoru wyborczego prognozował, że PiS powtórzy sukces partii Viktora Orbana, którego ugrupowanie doszło do władzy na Węgrzech po 8 latach w opozycji. Czyżby zatem nie rezygnował z walki i szykował się na batalię za cztery lata? - Prędzej czy później zwyciężymy. Bo po prostu mamy rację - przekonywał Kaczyński w niedzielę wieczorem.
Na razie trudno o tym mówić, bo od 6 lat Prawo i Sprawiedliwość przegrywa wszystkie wybory: samorządowe, parlamentarne, prezydenckie, nawet wybory do parlamentu europejskiego.
Mimo to jednak współpracownicy stoją za murem prezesem i przekonują, że partia to on. - Co do tego nie mam wątpliwości - mówi Mariusz Kamiński z PiS.
Porażka to nie wina sztabowców?
Teraz jednak nie czas na roztrząsanie roli prezesa, ale sztabowców i osób pracujących przy kampanii. Jeszcze w tym tygodniu komitet polityczny PiS oceni pracę rzecznika partii, Adama Hofmana. Oceny dokonają m.in. Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski, którzy niewiele angażowali się w ogólnopolską kampanię, skupiając się raczej na wspieraniu związanych z nimi kandydatów.
Sami sztabowcy nie chcą jednak słyszeć o tym, że porażka wyborcza to ich wina. Uważają, że do wyniku przyczyniła się nagonka mediów, a nie np. słowa Jarosława Kaczyńskiego o Angeli Merkel czy kwestionowanie przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Ale partia, choć uszczuplona o niektóre znane nazwiska, pozostanie w Sejmie przez najbliższe cztery lata. Czy w kolejnych wyborach odniesie upragniony sukces? O tym zadecydują wyborcy.
Źródło: Fakty TVN, TVN24