- Nie znam relacji między ministrem zdrowia i Jerzym Owsiakiem - tak premier skomentował wypowiedź szefa WOŚP, który przyznał w TVN24, że z Bartoszem Arłukowiczem "nie ma żadnych relacji". - Jeśli jest potrzebna jakaś pomoc, współpraca z dowolnym resortem, w tym resortem zdrowia, ja jeszcze dziś dowiem się, na czym polega problem - zapewnił Donald Tusk na konferencji prasowej.
Premier stwierdził, że "zna swoich ministrów, w tym Bartosza Arłukowicza i wie, że dla nich wielkim honorem byłaby współpraca z Jerzym Owsiakiem". - Być może często podkreślany przez WOŚP dystans w kontakcie z politykami powoduje, że ministrowie są nieśmiali w nawiązywaniu tych kontaktów - powiedział Tusk.
Odpowiadając na jedno z pytań, zaznaczył, że byłby ostrożny ze stwierdzeniem, że "Owsiak zastępuje ministra zdrowia". - Jerzy Owsiak wykonuje pracę absolutnie genialną od pierwszych dni tej akcji. Jestem autentycznym fanem tego wysiłku zbiorowego i także jego indywidualnej inwencji - powiedział. Dodał, że sam wielokrotnie rozmawiał z szefem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy osobiście. W poniedziałkowych "Faktach po Faktach" w TVN24 Jerzy Owsiak podkreślił, że "z ministrem zdrowia nie ma żadnych relacji". - Jeszcze 10, 15 lat temu mieliśmy nadzieję, bo pod koniec XX wieku z ministrami zdrowia się rozmawiało. Teraz nie i my to przyjęliśmy. Nie tracimy czasu i robimy swoje - stwierdził szef WOŚP. Podkreślił, że współpraca Orkiestry z ministerstwem "nie wychodzi". - Próbujemy rozmawiać na różne tematy, drobne, ale ważne. Wczesna diagnostyka onkologiczna, kupiliśmy urządzenia, szukaliśmy pieniędzy na zwiększone badania. To było wszystko super zorganizowane i mogliśmy się dogadać - powiedział Owsiak. Dodał, że Orkiestra "nie chce i nie może" zastępować ministerstwa.
Arabski ambasadorem w Madrycie? "Nie będę stawiał przeszkód"
Premier poinformował na konferencji, że "wpłynął wniosek ministra spraw zagranicznych o skierowanie Arabskiego na placówkę do Madrytu". Tomasz Arabski jest szefem Kancelarii Premiera.
- Procedura nie jest skomplikowana, ale czasochłonna, wymaga akceptacji m. in. prezydenta Rozmawiałem o tym z ministrem Arabskim i byłby też zainteresowany pozytywną decyzją. Nie będę stawiał przeszkód, ale jaka będzie ostatecza decyzja, zobaczymy - powiedział premier.
Z Kierzkowską bez problemu
Szef rządu był też pytany o dalszy los minister w jego kancelarii Ewy Kierzkowskiej. Wicepremier, szef PSL Janusz Piechociński zwrócił się o odwołanie Kierzkowskiej z funkcji sekretarza stanu w KPRM. Zastąpić ma ją szef gabinetu politycznego prezesa PSL Tomasz Jędrzejczak.
W ubiegłej kadencji Sejmu Kierzkowska była wicemarszałkiem Sejmu. W ostatnich wyborach nie zdobyła mandatu poselskiego z list PSL, w listopadzie 2011 r. premier Donald Tusk powołał ją na stanowisko sekretarza stanu w swej kancelarii. Na listopadowym kongresie PSL, na którym Waldemar Pawlak stracił funkcję prezesa ludowców, Kierzkowska krytycznie skomentowała zwycięstwo Piechocińskiego. - Wpłynał do mnie wniosek ze strony pana Piechocińskiego i w najbliszym czasie zostanie rozpatrzony. Będę jeszcze rozmawial z panią minister. W związku z tym nie ma jeszcze nominacji dla jej następcy - podkreślił Tusk.
I dodał: - Ale żeby nie owijać w bawełnę, stanowisko w KPRM jakie pełniła Kierzkowska związne było z poprzednikiem pana Piechocińskiego. To jest stanowisko, które jest w dyspozycji mojego partnera koalicyjnego w rządzie, więc nie przewiduję utrudnień - zaznaczył premier.
Bondaryk już dziś
Donald Tusk poinformował też dziennikarzy o tym, że "dziś podpisze stosowny dokument o przyjęciu rezygnacji" Krzysztofa Bondaryka ze stanowiska szefa ABW. - Jutro osobiście mu to wręczę, jeszcze raz dziękując za współpracę - powiedział Tusk.
Pytany, czy nowym szefem ABW zostanie obecny szef Agencji Wywiadu gen. Maciej Hunia, premier odparł: - Nie przewidujemy zmian, jeśli chodzi o szefostwo Agencji Wywiadu.
Premier Donald Tusk przyjął rezygnację Bondaryka na początku stycznia. Szef ABW chce zrezygnować z pełnionej funkcji z dniem 15 stycznia. Obowiązki szefa Agencji będzie pełnił dotychczasowy zastępca Bondaryka Dariusz Łuczak. Do połowy lipca Bondaryk pozostanie w dyspozycji premiera, potem ma odejść na emeryturę.
Na przełomie lutego i marca ma być gotowy projekt zmian w specsłużbach. Według Tuska proponowany kierunek zmian w ABW był inny od wyobrażenia Bondaryka, stąd jego rezygnacja. Szef rządu mówił o potrzebie reformy systemu polskich służb specjalnych tak, by były one bardziej wyspecjalizowane - chodzi np. o to, by ABW koncentrowała się na wyprzedzającym informowaniu o zagrożeniach oraz zwalczaniu najważniejszej części przestępczości gospodarczej i terrorystycznej.
"Zbrodnia Cichockiego - mało poruszająca"
Premier odniósł się też do sprawy, którą kilka dni temu opisał "Super Express". Gazeta napisała, że szef MSW Jacek Cichocki wozi służbowym mercedesem viano swoją córkę i dziecko sąsiadów do szkoły. Samochód należy do BOR-u, kupiono go dwa lata temu z przeznaczeniem na polską prezydencję w UE. Wożono nim wtedy zagranicznych gości.
Tusk ocenił, że "zbrodnia" Cichockiego wydaje się "mało poruszająca". Zapewnił jednocześnie, że minister nie wykorzystuje już w ten sposób służbowych aut. - Sytuacja jest nie do końca jednoznaczna. Znam ministra Cichockiego - to jest człowiek o kryształowej uczciwości, absolutnie niepodatny na żadne pokusy wynikające ze sprawowania takiej, czy innej funkcji. Ci z państwa, którzy go znają z czasów wcześniejszych, kiedy szefował Ośrodkowi Studiów Wschodnich i znają go dzisiaj jako ministra, wiedzą też dokładnie, że to jest człowiek o absolutnie nieposzlakowanej opinii - podkreślił Tusk. Przyznał jednak, że jest pewna "dwuznaczność" w tej sprawie. - Jest pytanie, czy jeśli ktoś jeździ do pracy i po drodze ma przedszkole, czy szkołę dzieci, czy ma prawo je wziąć samochodem służbowym, czy nie. Podejrzewam, że w takim życiu codziennym nikt by z tego powodu nie robił sprawy, natomiast urzędnik państwowy powinien być szczególnie wyczulony - zaznaczył szef rządu.
Ostrożny w komentowaniu
Na konferencji premier odniósł się też do wydarzeń z Sanoka, gdzie w ostatni czwartek 32-letni mężczyzna zabarykadował się w mieszkaniu. Była z nim 17-letnia dziewczyna. Na miejsce przybyli antyterroryści oraz policyjni negocjatorzy m.in. z Warszawy. Przez wiele godzin policja próbowała nawiązać kontakt z mężczyzną i kobietą i nakłonić ich do poddania się. Nie reagowali jednak na apele policji. Policjanci zdecydowali się na siłowe wejście do mieszkania, w środku znaleźli leżące na łóżku ciała mężczyzny i kobiety.
Premier zapowiedział, że raport policji z działań antyterrorystów w Sanoku będzie publicznie dostępny. Wstrzymał się jednocześnie od ocen akcji policji przed zapoznaniem się z raportem. Zaznaczył jednak, że "nie zawsze jest tak, że tragiczny finał musi oznaczać winę policji". W ocenie premiera "jest coś bulwersującego w tym, że gdy zdarzy się taka sytuacja jak w Sanoku, to każdy czy prawie każdy polityk - ale też niektórzy dziennikarze - czuje się specjalistą od negocjacji i akcji specjalnych". - Ja nie jestem specjalistą od tego. Gdybym znał się na negocjacjach w takiej kryzysowej sytuacji, to być może byłbym tam przydatny do czegoś - tak Tusk ocenił kierowane do niego przez polityków PiS i Solidarnej Polski apele i pytania, dlaczego nie przybył do Sanoka i nie pomógł w negocjacjach. I dodał: - Przecież to jest absurd, to by dopiero było nieszczęście, gdyby każdy polityk, który zostaje premierem uznał się za genialnego dowódcę policji czy wojska i osobiście kierował tego typu akcjami. Są granice absurdu, tam zginęły dwie osoby. Warto byłoby czasami powstrzymać temperament polityczny i publicystyczny - mówił szef rządu.
Gwałt ścigany z urzędu
Premier poinformował też, że rząd opowiedział się za poselskim projektem zmiany prawa karnego, w myśl którego przestępstwo zgwałcenia byłoby ścigane z urzędu, a nie - jak dziś - na wniosek osoby pokrzywdzonej. Chodzi o zeszłoroczny projekt parlamentarzystek PO, w myśl którego zmieniłaby się zasada prawna i gwałty stałyby się przestępstwem ściganym z oskarżenia publicznego, bez konieczności uzyskania formalnego wniosku o ściganie ze strony osoby pokrzywdzonej. Premier przyznał, że dyskusja Rady Ministrów na ten temat wzbudziła we wtorek wiele emocji. Informując o przychylnym stanowisku rządu podkreślił, że sam wcześniej artykułował taką intencję, oraz że zasada taka obowiązuje "w przygniatającej większości państw". - Dylemat jest bardzo poważny i długa dyskusja dotyczyła największego problemu, jakim jest ochrona ofiary także w trakcie samych przesłuchań i prowadzenia śledztwa. Sprawa nie jest prosta, bardzo wiele środowisk zaangażowanych w ochronę ofiar gwałtów stwierdza przykry fakt, że postępowanie bywa także bardzo okrutnym doświadczeniem dla ofiar - podkreślił premier.
Urlopy bardziej sprawiedliwie
Szef rządu odniósł się też do postulatów tzw. matek pierwszego kwartału. Ustawa wydłużająca urlopy macierzyńskie i wprowadzająca urlopy rodzicielskie (w sumie rok) ma wejść w życie 1 września. W projekcie zapisano, że każdy, kto będzie wtedy miał prawo do urlopu macierzyńskiego, będzie mógł skorzystać z nowych przepisów. Oznacza to, że nie obejmą one kobiet, które urodziły dzieci w pierwszym kwartale tego roku. Protestują one przeciwko takiemu wprowadzaniu zmian, argumentując, że nowe regulacje powinny objąć cały rocznik.
- Wydłużając urlopy dla rodziców, musieliśmy gdzieś postawić granicę, staraliśmy się, by zmiany objęły jak największą grupę osób, ale zawsze ktoś będzie czuł się pokrzywdzony - mówił premier we wtorek. Podkreślił, że rozumie argumenty, ale nie zamierza przesuwać daty wejścia w życie nowych przepisów. - Postanowiliśmy, wprowadzając tę ustawę, przesunąć granicę tak daleko, jak to tylko możliwe. Gdy ustawa wejdzie w życie, to nawet jeśli komuś zostaje jeden dzień urlopu macierzyńskiego, załapie się - przepraszam za kolokwializm - na jej działanie. Tę granicę można ustawić w dowolnym miejscu, ale gdzieś ją trzeba ustawić - przekonywał Tusk. Podkreślił, że jeśli zostaną uznane - słuszne w jego opinii - argumenty tzw. matek pierwszego kwartału i zostanie wydane kolejne 400 mln zł z tytułu wydłużenia im urlopów, takie samo prawo, by upominać się o to, będą miały matki ostatniego kwartału poprzedniego roku.
Smoleński zespół ekspertów
Donald Tusk pytany był o zespół smoleński, który - według doniesień medialnych - kompletuje szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) Maciej Lasek. Wielokrotnie mówił on w mediach - m. in. w TVN24 - o pomyśle stworzenia zespołu, złożonego m.in. z członków byłej komisji Jerzego Millera, którzy mieliby wyjaśniać nieprawdziwe, ich zdaniem, tezy dotyczące katastrofy smoleńskiej.
Premier podkreślił, że szanuje decyzję szefa PKBWL Macieja Laska dotyczącą tworzenia zespołu smoleńskiego złożonego z ekspertów. - Długo wytrzymywaliśmy, ale zbyt często eksperci, którzy nadal przecież pracują w komisji do badania katastrof lotniczych, ich autorytet i autorytet państwa był podważany nieustannie i z coraz większą mocą. Czy to coś pomoże? Czy to uspokoi tę falę, te emocje? Nie wiem, trudno mi powiedzieć, ale szanuję decyzję pana Laska i jego współpracowników, że postanowili jednak podjąć ten trud - mówił premier.
Tusk powtórzył też, że Polsce zależy na odzyskaniu wraku Tu-154M i zakończeniu "serialu złej woli", jaką - jego zdaniem - obecnie wykazują Rosjanie. Szef MSZ Radosław Sikorski ma przeanalizować wszystkie możliwości, które mogłyby przyspieszyć zwrot wraku.
Premier odpowiedział w ten sposób na pytanie dziennikarzy o wtorkową wypowiedź przedstawiciela Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Gieorgija Smirnowa, który powiedział, że jeśli Komitet Śledczy odmówi Polsce wydania wraku Tu-154M przed zakończeniem swojego śledztwa, to strona polska ma prawo zaskarżyć tę decyzję w Prokuraturze Generalnej FR, a jeśli ta ją podtrzyma, to również w sądzie w Rosji.
Autor: mn,mon/tr / Źródło: tvn24.pl, TVN24