Górnicy i mieszkańcy miasta przeszli ulicami Bytomia w obronie KWK Bobrek-Centrum. W manifestacji przy dźwiękach orkiestry górniczej wzięli udział także m.in. sportowcy, kibice, nauczyciele, taksówkarze, a nawet zakłady pogrzebowe. Z kolei w Brzeszczach przed bramą tamtejszej kopalni odbył się wiec liderów związkowych. - Będziemy walczyć do końca - zapowiedział przewodniczący NSZZ "Solidarność" Piotr Duda.
Duda powtórzył w Brzeszczach słowa ze środowej konferencji prasowej. - Powiedziałem głośno do posłów, szczególnie do posłów PO i PSL ze Śląska: my wiemy, jak wyglądacie, wiemy, gdzie mieszkacie - zaznaczył.
Zgromadzony przed bramą kopalni tłum skandował "znajdziemy was".
"Jak będzie trzeba, to stoczniowcy tu przyjadą"
Duda podziękował górnikom za determinację. Dodał, że "ponad 60 proc. społeczeństwa popiera ich protesty". - Rozmawiałem ze stoczniowcami z Gdańska i ze Szczecina, powiedzieli mi: przekaż, że zlikwidowali stocznie, teraz chcą zlikwidować górnictwo. Jak będzie trzeba, to stoczniowcy tu przyjadą - zapewnił.
Przewodniczący NSZZ "Solidarność" powiedział także, że "rządzący mają służyć społeczeństwu, a nie przeciwko społeczeństwu". - Wy nie chcecie niczego szczególnego, nie chcecie jałmużny, chcecie pracować - zwrócił się do górników.
Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce, zapowiedział natomiast, że "albo rząd wycofa się z decyzji o likwidacji kopalń, albo będzie totalny protest wszystkich pracowników w Polsce". - Mamy dość restrukturyzacji poprzez likwidację, na to nigdy nie będzie naszej zgody - podkreślił.
Protest przy dźwiękach orkiestry górniczej
W Bytomiu w pochodzie szło kilka tysięcy osób. W tłumie jechał też karawan z trumną. Na szybach miał przyklejone nekrologi z napisem "ś.p. Bytom 2015". Co jakiś czas wybuchały race, manifestujący mieli trąbki i transparenty m.in. z napisami "Kopacz ze swoimi pajacami zaczęłaś wojnę z górnikami" czy "watahę dorżnąć i wypatroszyć".
Górnicy skandowali, że "kto nie skacze, ten za Kopacz" oraz "Bytom bez kopalni przestanie istnieć". - To jest nasze życie. Jeżeli padnie kopalnia, padną sklepy, bezrobocie będzie bardzo duże - mówił jeden z górników.
Protestujący o godzinie 17. ruszyli sprzed bramy kopalni Bobrek (ul. Konstytucji). Następnie doszli przed bramę kopalni Centrum (ul. Łużycka), a kulminacja manifestacji odbyła się na rynku.
Przed protestem udział w nim zapowiadali przedstawiciele sześciu związków zawodowych. - Dołączą też mieszkańcy miasta, przedsiębiorcy zarejestrowani w Bytomiu, szkoły, taksówkarze, sportowcy, a nawet zakłady pogrzebowe. Różne środowiska się mobilizują. Cały czas spływają do nas informacje o tym, że w manifestacji wezmą udział kolejne grupy ludzi - mówiła przed rozpoczęciem demonstracji rzeczniczka bytomskiego magistratu, Aleksandra Szatkowska-Mejer.
Urzędniczka nie chciała szacować, ile osób może wyjść na ulice w obronie przeznaczonej do likwidacji kopalni Bobrek-Centrum. Zaznaczyła, że miasto może być zablokowane nawet na kilka godzin.
Rządowy plan naprawczy
Rządowy plan naprawczy dla KW, który wywołał na Śląsku falę protestów, zakłada sprzedaż nowej, zawiązanej przez Węglokoks spółce celowej 9 z 14 kopalń Kompanii. Z pozostałych jedną ma kupić Węglokoks (Piekary), a kolejne cztery mają być przekazane Spółce Restrukturyzacji Kopalń. Chodzi o: Bobrek-Centrum, Sośnica-Makoszowy, Pokój i Brzeszcze. Według związkowców oznacza to likwidację tych kopalń. Innego zdania jest premier Ewa Kopacz, która po rozmowach ze związkowcami zapewniła, że rząd nie chce likwidować kopalń, lecz je restrukturyzować, wygaszając te części zakładów, które są trwale nierentowne. Plan dla KW zakłada wygaszenie czterech kopalń KW, przeniesienie 6 tys. osób do innych zakładów i osłony dla zwalnianych - kosztem ok. 2,3 mld zł. Rząd zapewnia, że w przypadku realizacji programu redukcja zatrudnienia dotknie maksymalnie ok. 3 tys. osób, które zostaną objęte programami osłonowymi. W przeciwnym razie spółce grozi upadłość, w wyniku której pracę straci blisko 50 tys. osób - podaje resort gospodarki.
Autor: eos//rzw/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Andrzej Grygiel