Analizując wysoką dobową liczbę nowych zakażeń musimy przyjrzeć się strukturze zachorowań - podkreślał w TVN24 immunolog doktor Paweł Grzesiowski. Jego zdaniem w tej chwili w Polsce "mówimy o czterech głównych grupach zakażonych". Wirusolog profesor Włodzimierz Gut, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego, zauważył, że po wakacyjnym wzroście liczby odnotowywanych zakażeń, spadek trwał do połowy września, a teraz "zaczyna być groźnie".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w sobotę o 1002 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażenia SARS-CoV-2. To najwyższa dzienna liczba przypadków zakażenia od początku pandemii. W niedzielę odnotowano drugi najwyższy dobowy bilans zakażeń - resort zdrowia poinformował o 910 nowych infekcjach.
Łącznie w Polsce zakażenie koronawirusem potwierdzono dotychczas u 79 240 osób, spośród których 2 293 zmarły.
"Mówimy o czterech głównych grupach zakażonych"
Immunolog doktor Paweł Grzesiowski podkreślał w rozmowie z reporterką TVN24, że analizując wysoki przyrost przypadków COVID-19, "musimy przyjrzeć się strukturze zachorowań: kto i gdzie się zaraża".
- W tej chwili mówimy o czterech głównych grupach zakażonych - powiedział Grzesiowski. Cztery źródła zakażeń - jak wyjaśniał - to domy pomocy społecznej, szkoły, szpitale i zakłady pracy.
- Niezależnie mamy też dopływ nowych pacjentów z wesel, imprez rodzinnych, dyskotek, klubów. To jest takie stałe źródło zakażeń - dodał Grzesiowski.
Immunolog wskazywał, że "od ponad półtora miesiąca jesteśmy już na innym poziomie liczby zakażeń". - Jest ich powyżej 500-600 dziennie. O ile to są zakażenia łagodne lub bezobjawowe, sprawa jest pod kontrolą. Ale w momencie, kiedy zacznie rosnąć nam liczba chorych w szpitalach i osób, które wymagają intensywnej terapii, wtedy zaczniemy się mocno denerwować - powiedział.
"Teraz zaczyna być groźnie"
Wcześniej w "Wstajesz i weekend" w TVN24 o rosnącej liczbie zakażeń mówił wirusolog profesor Włodzimierz Gut, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego. Powiedział, że "dotychczas obserwowaliśmy pierwszą falę, która szła mniej więcej do 18 czerwca".
- Potem był spadek. Cały okres wakacyjny, poczynając mniej więcej od połowy lipca, to był wzrost. Można by było powiedzieć, że druga fala, która osiągnęła 1 sierpnia około 18 tysięcy jednocześnie chorujących osób (tego dnia w Polsce było 16 337 aktywnych przypadków - przyp. red.) Potem zwów był spadek, który trwał aż do połowy września - wskazywał.
Jego zdaniem "teraz zaczyna być groźnie, ponieważ zaczyna nam z powrotem wszystko rosnąć".
Pytany o powody wzrostu odnotowywanych przypadków profesor Gut zaznaczył, że nie posiada jednej informacji, by dokładnie odpowiedzieć, "jaki jest profil wiekowy zakażeń".
- Na samym początku chorowało sporo osób starszych, stąd była duża liczba zgonów. Teraz tych zgonów jest mniej. Sugerowałoby to, że mamy do czynienia z przeniesieniem się (wirusa - red.) na trochę inne grupy wiekowe - ocenił wirusolog. Podkreślił przy tym, że nie posiada pełnych danych, by to stwierdzić.
Profesor Gut: trochę zapominamy, że mamy pandemię
Doradca Głównego Inspektora Sanitarnego przyznał we "Wstajesz i wiesz", że w sytuacji wzrostu infekcji radziłby "to samo, co do tej pory". - Wyłapywać wszystkie kontakty (zakażonych - red.), otaczać kwarantanną. Najwyżej będzie nadwyżka osób w kwarantannie - mówił profesor Gut. Dodał, że na kwarantannę kierowanych jest "z reguły około dziesięciu osób na każdą osobę, która zostaje zidentyfikowana" jako zakażona.
Zdaniem wirusologa "trochę zapominamy", że mamy pandemię. - Obserwuję raczej wśród młodzieży zapomnienie innego typu. Wrócili z różnych miejsc, z okresu, w którym długo się nie widzieli. W zasadzie nie tyle chodzi o spotkania w szkole, co spotkania poza szkołą - mówił.
Gut podkreślił także, że "nie jest wielbicielem przykręcania śrub, jeśli nie jest to bezwzględna konieczność". - Można robić to w tych rejonach, które my nazywamy czerwonymi. Ale przykręcanie śruby w całym kraju byłoby chyba nieporozumieniem - ocenił.
Mówił także o liczbie respiratorów w kraju. - O ile się orientuję, rezerwy są mocno wystarczające. Szykowanie było na model włoski, gdzie zabrakło. W związku z tym, powinno w tej chwili z powodzeniem wystarczyć - ocenił.
Profesor Gut zauważył, że przypadki wymagające podłączenia do respiratorów "to nie jest więcej niż jeden, dwa procent osób chorych". - U nas akurat te poważne przypadki wynoszą jeden procent - dodał.
"Chore dziecko nie idzie do szkoły"
Wirusolog mówił również o zaleceniach dla dzieci, które we wrześniu wróciły do szkół. - Pierwszym zaleceniem, które w ogóle powinno być, to: chore dziecko nie idzie do szkoły - podkreślił.
Jego zdaniem podstawą do pozostania w domu jest między innymi przeziębienie, "bo może się pogłębić". - Lepiej, żeby chore dziecko nie poszło do szkoły z łagodniejszymi objawami, niż ma iść i potem wyeliminować całą klasę - dodał.
- Jeśli to jest tylko katar, a pójdziemy w środowisko chorych, możemy sytuację pogorszyć. A jeśli to jest zagrożenie dla pozostałych, to jeszcze gorzej - kontynuował.
Gut wskazywał też, że aby uzyskać zwolnienie od lekarza, nie musimy iść bezpośrednio do niego. - Są jeszcze tak zwane teleporady i zwolnienia elektroniczne. Radziłbym jednak z tego korzystać - mówił.
Źródło: TVN24