Nie liczba respiratorów warunkuje ich przydatność, tylko liczba ludzi, którzy potrafią je sprawnie obsłużyć. A z tym jest problem - powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Doktor Aneta Afelt z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśliła, że "jeżeli nie zabezpieczymy siebie, naszych bliskich przed możliwością przekazania wirusa, będziemy szli po tej krzywej (zachorowań) bardzo szybko".
Ministerstwo Zdrowia potwierdziło we wtorek 2236 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Przekazało także informację o śmierci 58 zakażonych osób, co jest najwyższym dobowym bilansem od początku epidemii. Od początku października znacznie wzrosła liczba zajętych respiratorów. Od czerwca, kiedy resort zdrowia zaczął przekazywać takie dane, liczba ta utrzymywała się na poziomie 60-90 sztuk. W poprzednim tygodniu ta statystyka przekroczyła 100, a w tym tygodniu - 200. Ostatniej doby liczba zajętych respiratorów wzrosła o 44.
O sytuacji epidemicznej w kraju rozmawiali w "Faktach po Faktach" TVN24 doktor Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego oraz prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku profesor Robert Flisiak.
Ilu ludzi do obsługi respiratorów? "Z tym jest problem"
Profesor Flisiak podkreślił: - Oczywiście system stanie się niewydolny, jeżeli nie będzie ewoluował. Cały czas system ma jakieś granice pojemności i w tej chwili zbliżyliśmy się, a w niektórych regionach niebezpiecznie przekroczyliśmy tę granicę pojemności systemu opieki zdrowotnej.
Przekonywał przy tym, że "nie liczba respiratorów warunkuje ich przydatność, tylko liczba ludzi, którzy potrafią je sprawnie obsłużyć". - A z tym jest problem. Bo nie mamy wystarczającej liczby anestezjologów, pielęgniarek anestezjologicznych, nie mamy wystarczającej liczby stanowisk - wyliczał. - Co z tego, że kilkaset respiratorów będzie stało na magazynie? Nie podłączy się ich na salach nieprzystosowanych do tego - zauważył.
Prof. Flisiak wskazywał, że "to, co powinno być następnym etapem działań, to utworzenie praktycznie w każdym szpitalu oddziału obserwacyjnego". - Ponieważ chorzy umierają nie z powodu covidu, tylko z powodu tego, że przyczepiono im łatkę COVID-19 i dlatego stracili dostęp do opieki zdrowotnej w schorzeniu, które im najbardziej doskwiera i które doprowadziło ich do śmierci - argumentował.
"Jeżeli nie zabezpieczymy siebie, naszych bliskich przed możliwością przekazania wirusa, będziemy szli po tej krzywej bardzo szybko"
Afelt podkreśliła, że "jeżeli nie będziemy przestrzegali zasad epidemicznych, tych najprostszych, przepraszam za wyrażenie - prymitywnych, znanych od setek lat, jak dystans między nami, maseczka na twarzy, na nosie, na ustach i higiena rąk, nie będziemy w stanie opanować szybko sytuacji, w której się znajdujemy".
- Liczba kontaktów między nami jest tutaj kluczowa. Jeżeli nie zabezpieczymy siebie, naszych bliskich przed możliwością przekazania wirusa, będziemy szli po tej krzywej (zachorowań - red.) bardzo szybko - oceniła.
Prof. Flisiak o tym, co "troszkę go zaniepokoiło w nowych obostrzeniach"
Minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował we wtorek, że funkcjonariusze policji będą surowiej karać za brak maseczki ochronnej i niestosowanie się do zarządzonych przez ministerstwo obostrzeń. - Chcemy ogłosić politykę "zero tolerancji" - ogłosił szef resortu. Przedstawił też listę nowych obostrzeń, z których większość wchodzi w życie w najbliższą sobotę 10 października, a jedno - w kolejną sobotę, 17 października.
Do zapowiedzianych restrykcji odniósł się prof. Robert Flisiak. - Troszkę mnie zaniepokoiło w nowych obostrzeniach, które wejdą w najbliższym czasie, to, że na świeżym powietrzu należy nosić maseczki, nawet bodajże w strefach żółtych - przyznał. - Szczerze mówiąc, nie widzę uzasadnienia tego - dodał.
- Natomiast jak najbardziej przychylam się do stanowiska, że we wszelkich - i od dawna o tym mówiłem - miejscach w przestrzeniach zamkniętych powinno się nosić maseczki. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie można zapewnić dystansu - podkreślił.
Zastrzegł jednak, że spełnienie tych warunków "na pewno nie uchroni nas przed rozwojem epidemii". - Ale we wszyskich naszych działaniach chodzi o zmniejszanie ryzyka i rozłożenie tego naporu chorych, z którym teraz walczymy w czasie - wyjaśniał.
Przestrzegając zasad "będziemy w stanie wydłużyć czas, w którym przyrośnie nam liczba przypadków"
Dr Afelt zwróciła uwagę, że "średnio statystycznie jedna na sześć osób (zakażonych) jest osobą symptomatyczną, czyli wykazuje symptomy zakażenia" i potrzebuje pomocy medycznej.
Przyznała, że oznacza to, że pięć na sześć osób nie ma objawów COVID-19 i może nieświadomie zakażać innych. - Ta statystyka może być regionalnie zróżnicowana. Dlaczego? My jako populacja jesteśmy zróżnicowani wiekowo, genetycznie, swoją aktywnością - mówiła ekspertka z UW.
Zaapelowała raz jeszcze, by przestrzegać zasad bezpieczeństwa, związanych z epidemią, ponieważ wtedy "będziemy w stanie wydłużyć czas, w którym przyrośnie nam liczba przypadków" infekcji.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24