Cztery prokuratorskie zarzuty usłyszał Michał C., trener uczniów w szkole w Stężycy na Kaszubach i zarazem w tamtejszej Akademii Piłkarskiej. Prokuratura zajęła się sprawą po naszych artykułach. Przytoczyliśmy w nich relacje nastolatków wyzywanych między innymi od grubasów, debili, ciot.
- Baliśmy się go. Nie wiadomo było, kiedy wpadnie i zacznie krzyczeć. I na kogo - mówił nam przed niemal rokiem Igor, jeden z młodych zawodników. Wspominał trening, na którym Michał C. nazywał młodych zawodników k... i ch....
Ale padały nie tylko wulgaryzmy. Zdarzało się, że nastolatkowie słyszeli inne określenia: grubasy, debile, cioty. - To wszystko siadało na psychę. U chłopaków, którzy mieli jakieś umiejętności, można było zobaczyć, jak z czasem są coraz bardziej przygnębieni, jak tracą zapał do piłki. Nagle w ciągu dwóch, trzech miesięcy chłopaki przestali trenować, bo po prostu… wypaliło się to wszystko przez niego. Bywały momenty, gdy bałem się wchodzić do szkoły - opowiadał nam Igor.
Tę i inne relacje nastoletnich uczniów Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Stężycy i tamtejszego klubu Radunia przytoczyliśmy w naszym artykule opublikowanym w styczniu w tvn24.pl. Informowaliśmy wówczas o co najmniej trzech nastolatkach, którzy trafili pod opiekę psychologa albo psychiatry.
Po naszym tekście sprawą zajęła się prokuratura w Kartuzach. Niemal osiem miesięcy później, 8 września, trenerowi Michałowi C. przedstawiono łącznie cztery zarzuty na szkodę czterech różnych osób. Jak przekazał nam prokurator Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, zarzuty dotyczą przestępstwa, jakim jest znieważanie innych osób. Grozi za to kara ograniczenia wolności (czyli np. prac społecznych) lub grzywny. W dwóch przypadkach prokurator uznał, że czyn, jakim jest znieważanie, mógł mieć charakter "ciągły" - to znaczy, że aktów znieważania mogło być więcej niż dwa i mogły po sobie następować. Do takich wniosków doszli śledczy po dokonaniu szeregu przesłuchań.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że policjanci i prokurator przesłuchiwali zarówno poszkodowanych chłopców, jak i trenerów.
Przypomnijmy, że rodzice pokrzywdzonych nastolatków na długo przed publikacją w tvn24.pl próbowali interweniować w tej sprawie u dyrektora Szkoły Mistrzostwa Sportowego Piotra Karasińskiego. Dotarliśmy do skarg, które były składane na jego biurko. Dyrektor szkoły jednak nie odsunął Michała C. od pracy z chłopcami. Przekazał za to "materiały" Komisji Dyscyplinarnej dla Nauczycieli przy Wojewodzie Pomorskim. Barbara Leśniewska, rzecznik dyscyplinarny, po kilku miesiącach (w październiku 2022 roku) sprawę zamknęła, nie dostrzegając żadnej winy Michała C. Jak ustaliliśmy, nie przesłuchała przy tym żadnego ze skarżących się uczniów ani żadnego z protestujących nauczycieli, którzy głośno sprzeciwiali się praktykom dyrektora Akademii Piłkarskiej.
Kto pokazał gołe pośladki
Michał C. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów.
Od początku sprawy zaprzeczał, że miał źle traktować uczniów. Twierdził wtedy, że ich opowieści to zemsta, a cała sprawa wzięła się stąd, że chciał wprowadzić metody treningowe, które nie spodobały się części trenerów i uczniów.
Po przedstawieniu Michałowi C. zarzutów skontaktowaliśmy się z jego adwokatem.
W ocenie mecenasa Piotra Barteckiego zarzuty przedstawione jego klientowi są "bezzasadne, wręcz absurdalne". Mecenas napisał nam też, że zarzuty są "następstwem nagonki medialnej, która od dłuższego czasu jest prowadzona w stosunku do mojego Mocodawcy [czyli Michała C. - red.]".
I dalej: "organ prowadzący postępowanie przygotowawcze [czyli prokurator - red.], po zapoznaniu się z pełnymi materiałami w sprawie, umorzy prowadzone postępowanie, bowiem materiał dowodowy wskazuje jednoznacznie, że mój Klient jest osobą niewinną".
Jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze, obrońca Michała C. zapowiedział już przedstawienie wniosków dowodowych. Zatem postępowanie pozostaje w toku.
Adwokat Piotr Bartecki zwraca uwagę, że sprawę badał już rzecznik dyscyplinarny, który nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości ze strony Michała C. Mecenas pisze też o liście poparcia dla dyrektora Akademii Piłkarskiej, który - po naszych artykułach - miał zostać podpisany przez "blisko pięćdziesięciu młodych zawodników Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Stężycy".
Rzeczywiście, na jednym z lokalnych portali pojawiła się informacja o tym liście. Jednak nigdy nie ujawniono nazwisk osób, które się pod nim podpisały. Sam list więc pozostał anonimem - przynajmniej dla opinii publicznej.
Obrońca trenera kończy swój mail słowami mającymi podać w wątpliwość wiarygodność osób, które świadczyły przeciwko Michałowi C.: "Kończąc chciałbym także wskazać, iż niektórzy autorzy zarzutów, zostali przez Rzecznika Dyscyplinarnego określeni, jako uczniowie, którzy na porządku dziennym mieli we krwi prowokowanie i poniżanie trenerów. Ich zachowania cechowała arogancja, zdemoralizowanie".
Przypomnijmy: chodzi o Barbarę Leśniewską, tego samego rzecznika dyscyplinarnego, który nie przesłuchał żadnego ze skarżących się uczniów i żadnego ze stawających po ich stronie trenerów, choć jednoznacznie wskazywali oni na przemoc psychiczną ze strony Michała C.
W mailu mecenas podaje dowód demoralizacji młodych piłkarzy: "Kończąc wskażę, iż jeden z nich pokazał publicznie gołe pośladki" - pisze Piotr Bartecki.
Dyrektor z zarzutami
Czy Michał C. nadal pracuje z młodzieżą? Czy dalej pełni funkcje dyrektora Akademii Piłkarskiej? Zapytaliśmy o to Piotra Karasińskiego, dyrektora Zespołu Kształcenia i Wychowania w Stężycy (w jego ramach funkcjonuje Szkoła Mistrzostwa Sportowego). W jego imieniu odpowiedział nam reprezentujący szkołę adwokat Łukasz Isenko: "Podjęto decyzję, iż co najmniej do czasu zakończenia postępowania prowadzonego przez organy ścigania Pan Michał C. nie może wykonywać żadnych obowiązków związanych ze szkoleniem/nauczaniem młodzieży, w związku z powyższym aktualnie Pan Michał C. nie jest już dyrektorem Akademii Piłkarskiej i nie pracuje z młodzieżą".
Na te same pytania odpowiedział też Dawid Klawikowski, prezes klubu Radunia Stężyca. - Michał C. nie jest dyrektorem Akademii Piłkarskiej i nie pracuje z młodzieżą - zapewnił.
Podczas zbierania materiałów do artykułu, który ukazał się w styczniu tego roku, wojewoda pomorski Dariusz Drelich stał na stanowisku, że jego rzecznik dyscyplinarny ds. nauczycieli postąpił słusznie, uznając, że skargi na Michała C. są bezzasadne, choć nie przesłuchał poszkodowanych uczniów i nauczycieli będących świadkami zachowań trenera. Czy teraz, gdy Michał C. usłyszał prokuratorskie zarzuty, wojewoda nadal stoi na stanowisku, że tamto postępowanie przed komisją dyscyplinarną zostało przeprowadzone prawidłowo?
Zapytaliśmy o to rzecznika prasowego wojewody.
Z Biura Prasowego Rzecznika Wojewody przyszła odpowiedź. Przypomniano w niej, że Barbara Leśniewska, Zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli przy Wojewodzie Pomorskim, podjęła decyzję o umorzeniu postępowania. "W toku prowadzonego postępowania pani Barbara Leśniewska zebrała, przeprowadziła, zabezpieczyła i utrwaliła dowody konieczne do wyjaśnienia sprawy" - napisano.
To wszystko, co przeczytaliśmy w mailu. Odpowiedź na nasze pytanie nie padła.
Skargi rodziców, głos nauczyciela
Jednym z nauczycieli i trenerów, którzy stanęli po stronie uczniów, był Radosław Gac. W naszym tekście opowiedział o sytuacjach, których był świadkiem.
Gac już nie pracuje w szkole w Stężycy. Po naszej publikacji nie przedłużono mu umowy o pracę od nowego roku szkolnego, tłumacząc to faktem, że nie znalazła się dla niego odpowiednia liczba godzin lekcyjnych. - Mogło to zmotywować pracodawcę do rozwiązania stosunku pracy, bo jako jeden z nielicznych publicznie opowiedziałem o całej sytuacji z trenerem C. - mówi Radosław Gac. Teraz pracuje w innej szkole i w innej miejscowości trenuje młodych piłkarzy.
Sprawę nieprzedłużenia umowy skierował do sądu pracy. Czeka na pierwszą rozprawę.
O przyczyny rozwiązania stosunku pracy z Radosławem Gacem zapytaliśmy dyrektora szkoły Piotra Karasińskiego. Odpowiedział nam adwokat Łukasz Isenko: "Powodem zakończenie współpracy z nauczycielem było zmniejszenie liczby godzin wychowania fizycznego w porównaniu do poprzedniego roku szkolnego, co skutkowało redukcją etatów".
Inny trener, Mirosław Tłokiński, który w kolejnym naszym tekście opowiedział o zachowaniach trenera C. i o reakcjach chłopców, właśnie odebrał pozew sądowy ze strony szkoły i gminy, w którym zarzuca mu się, że powiedział nam nieprawdę. - Jestem spokojny, mogę iść do sądu i powtórzyć wszystko, co wam powiedziałem, bo to jest prawda - komentuje pozwany.