Badanie zwłok Andrzeja I., odnalezionych w wynajmowanym przez niego mieszkaniu w Tiranie, następnie kremacja i pochówek odbywały się bez jakiegokolwiek udziału polskich władz. A biznesmena z branży zbrojeniowej, który nie rozliczył się z około 50 milionów złotych za respiratory zamówione przez rząd, tropili wyłącznie policjanci z komisariatu II w Lublinie. Na pytania o śmierć handlarza bronią, identyfikację zwłok i badania DNA prokuratura nie odpowiada. Śledczy zasłaniają się "tajemnicą postępowania przygotowawczego". Sprawdziliśmy, co wiemy, a czego nie o śmierci I.
Informacja o śmierci Andrzeja I. trafiła do policji i prokuratury z Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie 13 lipca. Czyli jeszcze na dwa dni przed pogrzebem, ale już po kremacji zwłok, która odbyła się 4 lipca w zakładzie pogrzebowym w Łodzi.
Policjant: zachowano się rutynowo, bez wyobraźni
Pytamy oficera Komendy Głównej Policji dlaczego nie zareagowano na informację o śmierci biznesmena, choćby wysyłając funkcjonariuszy, by na miejscu sprawdzili wszelkie dokumenty.
- Zachowano się rutynowo, bez wyobraźni. Dopiero teraz wiadomo, że o jego śmierci najszybciej wiedziało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Oni także zareagowali w rutynowy sposób - mówi, rozkładając ręce.
Przypomnijmy: zwłoki 71-letniego Polaka - 20 czerwca - odkrył administrator kamienicy, w której I. wynajmował mieszkanie.
Jak poinformowali dziennikarze "Gazety Wyborczej", mieszkanie było zamknięte od wewnątrz, a klucz tkwił w zamku. Administrator budynku, wraz ze strażą pożarną, do środka wszedł przez otwarte okno. Zobaczyli plamę krwi i ciało leżące na łóżku.
- Wyglądało na to, jakby dopiero wyszedł spod prysznica. W kącie łóżka leżał zwinięty ręcznik, obok on. Miał wyciągnięte ręce i otwarte usta, a tuż przy nim była kolejna plama krwi - relacjonował Tomorr Baruti.
- Albańska policja także podeszła rutynowo do tego przypadku. Dla nich był to anonimowy Polak, takich śmierci mają wiele w trakcie roku - uważa doświadczony policjant. I dodaje: - Oznacza to, że nie ma szans, by cokolwiek ich dokumentacja wyjaśniła. Bo nie szukali szczególnie wnikliwie.
Czytaj też: Śmierć handlarza bronią. Michał Kokot: żadna polska instytucja nie pytała o niego, gdy mieszkał w Tiranie
MSZ: zgodnie z procedurami
Polska ambasada została poinformowana o śmierci obywatela RP już następnego dnia, 21 czerwca. Żaden urzędnik z placówki nie brał udziału w identyfikacji zwłok, oparto się wyłącznie na pracy funkcjonariuszy miejscowej policji.
- Procedura nie przewiduje udziału urzędnika konsularnego w identyfikacji zwłok - tak oficjalnie wyjaśnia to Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Pytany o sprawę śmierci premier Mateusz Morawiecki na piątkowej konferencji prasowej oświadczył: "Według informacji, które otrzymałem od kierownictwa nadzorującego służby specjalne, był kontakt ze służbami albańskimi, a podjęcie decyzji o kremacji mężczyzny nastąpiło na życzenie rodziny, też po uzgodnieniu ze służbami specjalnymi".
Tymczasem jeszcze w ubiegłym tygodniu Prokuratura Regionalna w Lublinie - która prowadzi śledztwo w sprawie transakcji zakupu respiratorów - na nasze pytania o śmierć I., odpowiedziała w zdystansowany sposób. - Dysponujemy niepotwierdzoną informacją o śmierci Andrzeja I. Z tego względu podjęto działania służące urzędowemu stwierdzeniu tej okoliczności - informował Karol Blajerski, rzecznik prasowy tej jednostki.
Jakie to były działania? Najpierw uporządkujmy sekwencję zdarzeń. Dokumenty, które pozwoliły rodzinie I. zorganizować transport zwłok ambasada w Tiranie wystawiła 1 lipca.
Czytaj też: Leszczyna: to wygląda trochę tak, że nagle znika jedyny świadek, który mógłby być świadkiem koronnym
Ekspresowa kremacja w Łodzi
Według ustaleń posłów opozycji Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby, którzy od miesięcy prześwietlają transakcję na zakup respiratorów, rodzina wynajęła - wyspecjalizowany w międzynarodowym transporcie zwłok - zakład pogrzebowy Bongo z Łodzi.
Na ich zlecenie fizycznym sprowadzeniem zwłok zajęła się podnajęta firma Haron z Bułgarii. Ostatecznie zwłoki - bez udziału rodziny - zostały skremowane 4 lipca w zakładzie w Łodzi.
W kolejnym kroku urna z prochami została przewieziona do Lublina, a pogrzeb - według informacji tvn24.pl - odbył się 15 lipca. Uroczystość zorganizował lubelski zakład Animus.
Na serię szczegółowych pytań dotyczących m.in. identyfikacji zwłok, badań DNA Prokuratura Regionalna w Łodzi nie udzieliła odpowiedzi. Redakcja tvn24.pl otrzymała jedynie komunikat jej rzecznika prasowego Karola Blajerskiego.
- Z uwagi na dobro śledztwa szczegóły dotyczące zamierzonych czynności dowodowych oraz wyniki dotychczas wykonanych czynności powinny pozostać objęte tajemnicą postępowania przygotowawczego. Prokuratura poinformuje opinię publiczną o wynikach śledztwa w stosownym czasie, w drodze komunikatu - tak brzmi kluczowy fragment informacji.
Tymczasem z naszych ustaleń wynika, że prokuratorzy wysłali policjantów do zakładów pogrzebowych, ale dopiero po nagłośnieniu informacji o śmierci Andrzeja I. w naszych materiałach.
Bezproblemowy wyjazd
Wiadomo, że Andrzej I. wyjechał z kraju w grudniu 2020 roku. A jeszcze kilka dni wcześniej wystawił fakturę na kilkanaście milionów złotych dla koncernu KGHM.
Mógł wyjechać legalnie, gdyż nie miał wtedy w śledztwie statusu osoby podejrzanej i tym samym poszukiwanej. List gończy został wystawiony za nim dopiero w kilkanaście miesięcy później - w marcu tego roku.
Tropieniem bohatera afery, na której Skarb Państwa stracił przynajmniej 50 milionów złotych nigdy nie zajęli się się policyjni eksperci z zespołów poszukiwań celowych. - Sprawa trafiła na biurka funkcjonariuszy z komisariatu II w Lublinie, obok dziesiątek innych - mówi nam policjant, prosząc o zachowanie anonimowości.
Według naszych rozmówców i tak policjanci jeszcze w marcu ustalili, że handlarz najprawdopodobniej przebywa w Albanii - choć nie znali jego dokładnego adresu.
Najprawdopodobniej policjanci wiedzieli, że mężczyzna przebywa w Albanii, gdyż to z tego kraju łączył się on z Sądem Rejonowym w Lublinie. Dokładnie 9 lutego i następnie 30 marca (już po wystawieniu listu gończego) wziął udział online w dwóch rozprawach, dotyczącej roszczeń jego firmy E&K z powództwa Prokuratorii Generalnej.
- Już wtedy, po analizie adresu IP jego komputera, okazało się że przebywa w Albanii - mówi poseł Dariusz Joński.
Międzynarodowy list gończy wystawiony po śmierci
W piątkowym wydaniu "Rzeczpospolitej" dziennikarze - powołując się na anonimowe źródła - ujawnili, że międzynarodowy list gończy za Andrzejem I. wydano dopiero po jego śmierci. Informację potwierdziliśmy nieoficjalnie w lubelskiej komendzie wojewódzkiej policji oraz w komendzie głównej.
- Prokuratura nie śpieszyła się. Informacje o tym, że przebywa za granicami kraju policjanci z II komisariatu przekazali na przełomie marca i kwietnia - usłyszeliśmy od naszych rozmówców.
Na pytania o szczegóły dotyczące listu gończego sama prokuratura regionalna nie udzieliła odpowiedzi.
Oficjalnie wiadomo - z pisma Komendanta Głównego Policji generała Jarosława Szymczyka - że policja informację o śmierci I. traktuje jako nie budzącą wątpliwości. Dlatego policjanci już zdążyli się zwrócić do prokuratury o odwołanie poszukiwań.
Kulisy umowy
Przypomnijmy, że Andrzej I. na mocy umowy zawartej z Ministerstwem Zdrowia w kwietniu 2020 roku miał dostarczyć 1241 respiratorów. Resort jeszcze tego samego dnia przelał na konta jego lubelskiej spółki "E&K", która specjalizowała się w obrocie bronią oraz organizacją transportów z trudno dostępnych zakątków świata, zaliczkę w kwocie 35 milionów euro.
Jednak biznesmen nie wywiązał się z umowy: nie dostarczył tysiąca respiratorów i nie rozliczył się z niemal 50 milionów. Na tę sumę składają się niezwrócone zaliczki, kary umowne oraz odsetki. Te 200, które udało mu się dostarczyć nie nadawało się do użytku i niemal żaden z nich nie pomógł pacjentom w kolejnych falach pandemii choroby COVID-19.
Jak później odkryli i udokumentowali inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli nigdy nie było potrzeby zawierać umowy z handlarzem bronią. W tym czasie dostępne były respiratory u oficjalnych przedstawicieli producentów, z ceną niemal dwukrotnie niższą.
Nowe światło na kulisy zawarcia umowy z handlarzem bronią, który nie miał doświadczenia w branży medycznej, rzuciła opublikowana w maju wymiana maili, które mają pochodzić z prywatnej skrzynki pocztowej szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka. Wynika z niej, że I. jako kontrahenta polecić miał prezesa KGHM Michał Chludziński, a premier Mateusz Morawiecki był o transakcji informowany.
Pilotujący podpisanie umowy ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, przesłuchiwany przez inspektorów Najwyższej Izby Kontroli powiedział, że firma handlarza bronią miała poparcie Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Agencji Wywiadu.
- Przedstawiona przez niego (Andrzeja I. - red.) oferta została pozytywnie zweryfikowana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Oferent znajdował się na liście rekomendowanych dostawców przez Agencję Wywiadu spółkom Skarbu Państwa - tak Cieszyński powiedział w trakcie kontroli NIK, która zakończyła się złożeniem trzech zawiadomień do prokuratury.
Od lat prowadził interesy w Albanii
To, że I. wybrał Albanię nigdy nie było zaskoczeniem dla jego znajomych. - Polskie służby doskonale wiedziały, że wcześniej prowadził tam działalność, handlował bronią. A na tym rynku niewiele rzeczy się dzieje, bez wiedzy służb - mówi tvn24.pl jeden z jego kontrahentów.
Lubelski biznesmen miał zarejestrowaną od 2011 roku w Tiranie firmę Unimesko SHPK. Jej prezesem był Lorenc Goça, który według albańskich dziennikarzy miał liczne kontakty z włoską mafią. Polski biznesmen miał także udziały w spółce Goçy - razem z żoną byłego szefa wywiadu wojskowego Albanii Ylli Zyla.
I to były szef wywiadu zawiadomił administratora budynku, że nie może nawiązać kontaktu ze znajomym i że się o niego niepokoi.
- PiS udawało, że ściga handlarza. List gończy wystawiono po kilkunastu miesiącach od jego ucieczki z kraju. Wszystko wskazuje, że miał parasol ochronny w kraju i za granicą. W tym czasie skompromitowani ministrowie, czasowo wycofani, ostentacyjnie wrócili do rządu. Czy śledczym przyświecał jeden cel: byleby nie złapać, nie przesłuchać i nie postawić zarzutów? Pozór i kompromitacja - komentują posłowie opozycji Szczerba i Joński.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24