Gdy Andrzej I., handlarz bronią, który miał dostarczyć Polsce respiratory, mieszkał w Tiranie, nie pytała o niego "ani prokuratura, ani żadna polska instytucja" - powiedział w TVN24 dziennikarz "Gazety Wyborczej" Michał Kokot, który ustalił, że handlarz prowadził w Tiranie spółkę z byłym szefem albańskiego wywiadu wojskowego.
Jak ustalił i informował tvn24.pl, prokuratura dysponuje niepotwierdzoną informacją, że nie żyje Andrzej I., właściciel niewielkiej firmy handlującej bronią, który na zlecenie rządu miał w trakcie pandemii dostarczyć respiratory.
We wtorek "Gazeta Wyborcza" napisała, że I. "miał spółkę z byłym szefem albańskiego wywiadu wojskowego i w ogóle się nie ukrywał". "Choć handlarz był winny polskiemu państwu miliony, to po jego nagłej śmierci w Tiranie z tamtejszą prokuraturą polskie służby się nie kontaktowały" - wskazano w tekście "Wyborczej". O szczegółach artykułu w TVN24 mówił jego autor Michał Kokot.
"Dotarcie do niego nie było zbyt trudne"
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ustalili, że "ani prokuratura, ani żadna polska instytucja" nie pytały o handlarza bronią w czasie, gdy mieszkał w Tiranie. - Potwierdził nam to lokalny prokurator w Tiranie, potwierdził również prokurator, który dalej prowadzi sprawę śmierci - mówił Kokot.
Jak dodał, "jest to dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że w marcu został wystawiony za nim list gończy i w zasadzie śledczy powinni się skupiać na tym, aby odnaleźć człowieka, który jest winien Ministerstwu Zdrowia około 6 milionów euro".
- Dotarcie do niego nie było zbyt trudne. Jeżeli dziennikarzom udało się ustalić, że miał spółkę zarejestrowaną od stycznia w Tiranie i robił interesy poprzez byłego szefa wywiadu wojskowego, udało nam się ustalić jego adres, to tym bardziej powinny ustalić to polskie służby. Jest bardzo zastanawiające, dlaczego to się nie stało - ocenił dziennikarz "Wyborczej".
"Dla prokuratora sprawa jest prosta"
Pytany o okoliczności śmierci handlarza, Kokot powiedział, że wszystko wskazuje na to, że umarł on na zawał serca w mieszkaniu, które wynajmował. - Rozmawialiśmy z administratorem budynku, który jako pierwszy wszedł do tego mieszkania i zobaczył jego ciało, rozmawialiśmy też z lokalną policją, która potwierdziła, że właściwie dla nich sprawa jest oczywista i jasna, ponieważ gdy znaleziono jego ciało, nic nie wskazywało na udział osób trzecich - powiedział.
- Dla prokuratora, który nadzoruje tę sprawę, sprawa jest prosta. Mówi otwarcie, że takich spraw, gdzie ludzie starsi umierają na zawał serca, zwłaszcza w czasie, gdy jest tak gorąco w stolicy Albanii, mają około 20 miesięcznie. Póki co nic nie wskazuje na to, aby miały się do tego przyczynić jakieś inne osoby. Zaznacza jednak przy okazji, że prowadzona jest analiza sekcji zwłok i dopiero na tej podstawie będzie można wykluczyć, czy zmarł on z przyczyn naturalnych, czy nie - oznajmił.
Według autora tekstu "GW", Andrzej I. mieszkał w stolicy Albanii od grudnia. - Uskarżał się na dolegliwości sercowe i prawdopodobnie to było przyczyną jego zgonu, który nastąpił 20 czerwca tego roku - powiedział.
"Broń odnajdywała się w różnych rejonach świata"
Jak tłumaczył Kokot, I. to "handlarz bronią, który zaczynał tę działalność w latach 90.". - Dostarczał broń między innymi do Jugosławii w 1994 roku. Później, poprzez słowacką spółkę, wraz z innymi osobami sprzedawał broń do krajów objętych embargiem na broń, w których toczyły się konflikty zbrojne, jak Liberia. W 2011 roku założył spółkę z byłym szefem wywiadu albańskiego, która również dostarczała broń w rejony objęte konfliktami, konkretnie chodzi o Kongo. Spółka ta w 2011 roku zajmowała się sprzedażą broni, która zalegała w albańskich arsenałach. Tej broni było bardzo dużo. Kilka lat wcześniej doszło do wybuchu zgromadzonej broni i Albania chciała się jej szybko pozbyć - wyjaśniał.
- Wiemy, że (…) broń odnajdywała się w różnych rejonach świata, w których toczyły się wówczas konflikty zbrojne. Polskie służby i ministerstwo powinno mieć o tym wiedzę, gdy w 2020 roku pozwoliło, a wręcz rekomendowało to, aby sprowadzał do Polski respiratory - mówił.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock