Siłami polskiego przemysłu stworzono jeden z najnowocześniejszych moździerzy samobieżnych na świecie. Problem w tym, że na razie nie ma do niego amunicji. Antoni Macierewicz winę zrzuca na poprzednika, Tomasz Siemoniak się broni. Kto ma rację? Niewątpliwie największą winę za bałagan organizacyjny w tej sprawie ponosi poprzedni rząd, ale obecny szef MON minął się z prawdą, twierdząc, że jego poprzednik zrezygnował z produkcji amunicji do moździerza.
Problemy z amunicją do samobieżnego moździerza kalibru 120 mm Rak nie są niczym nowym dla specjalistów. Prace nad nią są od lat opóźnione. W ostatnich dniach usłyszała o tym jednak szerzej opinia publiczna.
Kłótnia nad granatami
Wszystko za sprawą ministra obrony, który oznajmił w Sejmie podczas prezentowania oceny rządów PO-PSL, że jego poprzednik Tomasz Siemoniak "zrezygnował" z produkcji amunicji do raków. Podawał to jako jeden z przykładów na niegospodarność i destruktywną działalność poprzednich władz.
Absurdy i marnotrawstwo związane z pozyskiwaniem nowego sprzętu zobrazowuje najlepiej produkcja rzeczywiście nowoczesnego moździerza kosztem miliarda stu milionów złotych. Tyle że decyzją pana ministra Siemoniaka zrezygnowano przy tej okazji z produkcji amunicji do tego sprzętu. W związku z tym mamy teraz znakomity moździerz tylko bez amunicji, bo na całym świecie nie ma do niego amunicji. Antoni Macierewicz
Siemoniak odparł zarzuty i zapewnił, że amunicję do raków zamówiono w polskim przemyśle o czym i Macierewicz i premier Beata Szydło "muszą dobrze wiedzieć". - Czyżby minister Macierewicz chciał, żeby kupować za granicą amunicję? - ironizował były minister.
Polski bałagan
W tym tradycyjnym politycznym przerzucaniu się winą obaj ministrowie nie mówią całej prawdy, a Macierewicz - gdy mówi o "rezygnacji" z produkcji amunicji - wręcz mówi nieprawdę.
Jak sytuacja wygląda, wyjaśnił w rozmowie z tvn24.pl Grzegorz Niedzielski, dyrektor zakładów produkcji amunicji Dezamet. To właśnie ta firma przygotowuje się do wyprodukowania granatów do raków.
Z jego słów wynika, że wstydzić się powinni wszyscy ministrowie obrony od 2005 roku, ponieważ pozyskanie amunicji do raków to historia tradycyjnego polskiego bałaganu i braku decyzyjności.
- Prawda jest taka, że na początku prac o amunicji zapomniano - mówi Niedzielski. Moździerze Rak zaczęła tworzyć na własną rękę w 2005 roku Huta Stalowa Wola. Była to pokerowa zagrywka, którą czasem podejmują firmy zbrojeniowe. Za własne pieniądze tworzą demonstratory, przy pomocy których przekonują później wojskowych do celowości zakupu takiego sprzętu. Pomysł HSW był na tyle obiecujący i na tyle zgodny z potrzebami wojska, że w 2006 roku prace dofinansowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
HSW nie zajęła się jednak kwestią amunicji do swojego nowego dzieła. Do testów stosowano stare granaty do holowanego moździerza 120 mm modyfikowane w warunkach manufaktury. Zapewne założono, że seryjna produkcja nowoczesnej amunicji to już sprawa wojska, a nie zakładu, który nigdy czymś takim się nie zajmował i specjalizuje się w pojazdach.
Późne przebudzenie
Choć demonstratory moździerza Rak rzeczywiście zainteresowały MON i w 2009 roku podpisano umowę na produkcję dwóch prototypów do testów, to nadal umykała decydentom kwestia amunicji. Jak mówi Niedzielski, pierwszy ruch w tej sprawie wykonano dopiero pod koniec 2012 roku, kiedy oba prototypy był już gotowe do prób. W październiku MON podpisało umowę z konsorcjum Dezametu oraz Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia na stworzenie amunicji. WITU miał ją opracować a Dezamet wprowadzić do produkcji.
Początek prac nad amunicją do raka Niedzielski nazywa jednak "porażką intelektualną". Jak tłumaczy, w normalnej sytuacji broń oraz amunicję do niej projektuje się równolegle. Konstruktorzy obu elementów mogą się komunikować i mówić sobie nawzajem co jest możliwe czy sensowne, a co nie. W tym wypadku trzeba było jednak stworzyć granat do już istniejącego moździerza o bardzo wyśrubowanych parametrach. Jak mówi Niedzielski, przez pewien czas nie było w ogóle pewne, czy uda się w Polsce zaprojektować taką amunicję.
Prace przeciągały się i efekt jest taki, że do dzisiaj granaty nie są gotowe. Według Niedzielskiego, ich ostateczne próby powinny zostać zakończone do końca tego roku. - Głęboko w to wierzę - mówił. Jeśli nie wystąpią jakieś nieprzewidziane problemy, produkcja powinna ruszyć do końca 2017 roku.
Tymczasowa proteza na radzieckiej technologii
Problem w tym, że według podpisanej w ostatnich dniach kwietnia umowy na produkcję samobieżnych moździerzy Rak, pierwsze egzemplarze mają zostać dostarczone do wojska do końca 2016 roku. Nowej amunicji nie da się kupić za granicą, bo dzieło HSW wymaga unikalnych granatów (kwestia wymogów rozmiarowych związanych z automatem do ładowania i koniecznością uzyskania ambitnego zasięgu 12 km oraz celności). Nikt na świecie takich nie produkuje.
Jedyną inną możliwością jest zwiększenie skali chałupniczego przerabiania starych granatów do radzieckiego moździerza kalibru 120 mm. MON zaczęło szykować stosowny przetarg jeszcze w 2015 roku, ale podpisano go dopiero w ostatnich dniach kwietnia. Przeróbkami ma się zająć Dezamet. Umowa przewiduje, że pierwsze partie nowej-starej amunicji zostaną dostarczone do końca pierwszego kwartału 2017 roku. Niedzielski deklaruje jednak, że ambicją firmy jest przyśpieszyć prace i zacząć dostawy pod koniec tego roku.
Przerobiona stara amunicja będzie tylko czasową protezą, bo ma gorsze osiągi niż ta docelowa. Według Niedzielskiego na razie zasięg moździerza Rak będzie wynosił tylko osiem kilometrów zamiast reklamowanych 12 kilometrów. Do szkolenia żołnierzy w obsłudze nowego sprzętu stare granaty się jednak jak najbardziej nadadzą.
Polityczne przepychanki
W całym zamieszaniu wokół amunicji dla moździerzy Rak jest więc ewidentne, że Macierewicz mówiąc o "rezygnacji" z jej produkcji mijał się z prawdą. Prace trwają od 2012 roku i nikt nie słyszał o ich przerywaniu. Być może minister miał na myśli granaty naprowadzane precyzyjnie do raków, których projekt prezentowała już w 2014 roku firma Mesko. MON nie deklarował jednak chęci ich zakupu i według najnowszych informacji nadal nie ma takich planów. Nie zmienia to faktu, że minister przemilczał fakt prowadzenia zaawansowanych prac nad produkcją doraźnej oraz docelowej amunicji do raków.
Jego oponent, były minister Siemoniak, pomijał natomiast niewygodne fakty. Prawdą jest, że MON zamówił już amunicję do raków. Zrobiono to jednak zdecydowanie za późno i wina za bałagan organizacyjny w tej sprawie spada przede wszystkim na rządy PO-PSL. Dlaczego w 2009 roku, gdy podpisano umowę na zbudowanie prototypów raków, nie zajęto się amunicją? Można sięgnąć jeszcze dalej i zastanawiać się, dlaczego nie pomyślano o tym w latach 2005-2006?
Efekt będzie taki, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to docelowa amunicja do raków pojawi się mniej więcej rok po tym, jak do wojska trafią pierwsze pojazdy. Do tego czasu będzie trzeba używać tej przerobionej, o gorszych osiągach.
Siemoniak odpowiadał na zarzuty Macierewicza między innymi w programie "Fakty po faktach"
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia CC BY SA 3.0 | PW2