Prokuratura o fikcyjnych etatach w miejskiej spółce. Zarzuty dla byłego prezesa

Krzysztof S. przez sześć lat kierował miejską spółką
Zielona Góra. Fikcyjne zatrudnienia. Zarzuty dla szefa miejskiej spółki
Źródło: TVN24

W pracy się nie pojawiali, ale dostawali pensje. Pięć osób miało być zatrudnionych na fikcyjnych etatach w zielonogórskim Zakładzie Gospodarki Komunalnej - wynika z ustaleń prokuratury. Były prezes miejskiej spółki już usłyszał zarzuty.

Zawiadomienie dotyczące podejrzenia przestępstwa stworzenia kilku fikcyjnych etatów miejskich trafiło do Prokuratury Okręgowej w ZIelonej Górze we wrześniu zeszłego roku.

- Sprawa dotyczy czterech pracowników, którzy byli zatrudnieni, pobierali wynagrodzenia, podpisywali listy obecności, ale nie świadczyli pracy. W tym czasie pracowali na rzecz innego niezwiązanego z miastem podmiotu – podał wówczas radny miejski mecenas Robert Kornalewicz.

Po kilku miesiącach śledztwa prokuratura ustaliła, że na fikcyjnych etatach w spółce miejskiej, Zakładzie Gospodarki Komunalnej, zatrudnione były nie cztery, a pięć osób. Zarzuty oszustwa w tej sprawie usłyszał były prezes spółki Krzysztof S.

300 tysięcy złotych strat

- Od lutego 2023 roku do sierpnia 2024 roku te pięć osób było zatrudnionych na podstawie umów o pracę w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i wypłacane im było wynagrodzenie w sytuacji, kiedy one w istocie nie świadczyły pracy na rzecz tego podmiotu. Szkoda wynikła z tego tytułu wyniosła ponad 300 tysięcy złotych - powiedział Robert Kmieciak, prokurator okręgowy w Zielonej Górze.

Krzysztofowi S. grozi nawet 10 lat pozbawienia wolności. - Podejrzany odmówił złożenia wyjaśnień i nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. W sprawie trwają dalsze czynności dowodowe zmierzające do ustalenia pełnego stanu faktycznego - dodał Kmieciak.

"Bardzo prawdopodobne, że nie robił tego samodzielnie"

Śledczy próbują ustalić, co kierowało Krzysztofem S., by zatrudniać osoby na fikcyjne etaty. - Prokurator zakłada oczywiście taką wersję, która jest bardzo prawdopodobna, że pan prezes nie robił tego samodzielnie, że był motywowany przez kogoś innego - powiedział Kmieciak.

W toku prowadzonego postępowania ustalono, że osoby te w ogóle nie świadczyły pracy w zakładzie, natomiast podpisywały fikcyjnie raz w miesiącu listy obecności. W rzeczywistości miały pracować w charakterze technicznym na stadionie żużlowym. - Zajmowali się obsługą w parku maszyn. Nawet te listy obecności były podpisywane tam na miejscu - przekazała rzeczniczka prokuratury Ewa Antonowicz.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: