Zielona Góra

Zielona Góra

- Przez lata nie zarabiałem na hali, bo każdy najemca uciekał z powodu smrodu - mówi Dmitry Starovoytov, właściciel hali w Przylepie, którą tylko ściana dzieliła od tej, gdzie składowano toksyczne odpady. Zanim wybuchł wielki pożar, nieraz prosił o pomoc różne instytucje, w tym prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego. Bez skutku. Teraz zapowiada, że będzie walczył o odszkodowanie.

Nie ma zagrożenia życia i zdrowia mieszkańców - zapewniają władze Zielonej Góry po pożarze składowiska chemikaliów w Przylepie. Mieszkańcy nie są tak optymistyczni. Obawiają się, że ziemia i woda mogą być skażone. Ślady pożaru są ciągle widoczne, a inspektorzy badają warzywa na pobliskich działkach. Obawy mieszkańców wybrzmiały m.in. na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta. Łukasz Wieczorek.