Teraz zna go cała Polska, ale jaki był, gdy startowała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy? Poznajcie Jerzego Owsiaka, który już nie nosi długich włosów, bo nie chciałby wyglądać jak jakiś szemrany księgowy. Zawsze był roztrzepany, ciągle gubił okulary i - jak mówią jego przyjaciele – był i jest trochę z innego kosmosu.
GRUPA TVN JEST GOSPODARZEM I PARTNEREM 27. FINAŁU WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY
26 lat temu wywiad z Owsiakiem zrobił Grzegorz Pawlak. Miał wtedy 24 lata. Teraz przekazał nam nagranie i swoje wspomnienia.
514
Zimno, ale śniegu w Warszawie nie ma. Od dwudziestu dni jest nowy, 1993 rok. Do Warszawy ze Śremu przyjechaliśmy z milionami. Dokładnie - w przekazach pocztowych - mamy dokładnie 71 milionów 514 tysięcy 700 złotych. Wszystko ze zbiórek.
Teraz trzeba to przekazać dzieciom z wrodzonymi wadami serca. Ale za to już odpowiadają ludzie z ruchu, którego jeszcze nie było - z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Tak, właśnie tak to nazwali. Miała to być robocza nazwa, ale o tym później.
Do wieżowca przy Grzybowskiej 30 idziemy od dworca centralnego pieszo. Potem jeszcze podniszczoną windą na piąte piętro i jesteśmy. Siedziba główna.
Brzmi dumnie, wygląda trochę mniej. Raptem to dwa pokoje i mała kuchnia, którą w większości wypełnia kserokopiarka. Duże są za to cyfry na drzwiach wejściowych: "514". Czerwone, krzykliwe, odważne. W stylu organizatorów tej przedziwnej Orkiestry. W mieszkaniu jakimś cudem zmieściło się kilkanaście osób. Wypisują upoważnienia, rozliczają przekazy pocztowe.
Za tym zamieszaniem stoi czterdziestoletni Jurek Owsiak (radiowiec w czerwonych okularach i czerwonych spodniach) i starszy o dwa lata Walter Chełstowski (facet, który organizuje koncerty w Jarocinie). Tego pierwszego akurat nie ma. Na szczęście na wywiad namawiam Chełstowskiego. Po coś w końcu brałem kamerę na VHS. Taśmy wziąłem sporo - w razie, gdyby ktoś się rozgadał.
GOŚĆ, CO CHCIAŁ MIEĆ DŁUGIE WŁOSY
- Wiem, że Jurek jest twarzą tego wszystkiego. Ja jestem trochę w cieniu. I dobrze. Bo widzisz, po mnie widać lata. A po nim nie. To, że się trochę jąka to żadna przeszkoda. A ja zawsze miałem z tyłu głowy, żeby nie ufać ludziom po trzydziestce. A broń Boże po czterdziestce – śmieje się Chełstowski. - Ile masz lat? - pyta.
- Dwadzieścia cztery. Rocznik 68 - odpowiadam.
- No to się rozejrzyj. Tworzy się tu coś nowego. Pasujemy do tego nowego, szalonego świata. Zobacz. U nas prezydentem jest elektryk. U Czechów rządzi pisarz, a w Stanach w Białym Domu siedział już aktor. My może kiedyś będziemy mieć rudego premiera – znów się śmieje i patrzy na moje włosy.
- Albo Eskimosa! - rzuca na progu mieszkania Owsiak. Przyszedł z córką - Ewą. Zabrał ją z przedszkola.
Owsiak? Roztrzepaniec, który zgubił, albo zniszczył niezliczoną liczbę par okularów. Zresztą, w siedzibie WOŚP widać plakat: "Za umawianie się, terminy i wszystko co robi Jerzy O. zakład nie odpowiada!"
Owsiak formalnie jest byłym świrem. Służbę wojskową skrócił sobie do trzech miesięcy (oszczędził sobie 19 kolejnych w koszarach). Symulował chorobę psychiczną.
W duszy jest hipisem. Chętnie znowu nosiłby długie włosy - jak w latach 70., w liceum.
- Teraz to macie fajnie, możecie nosić sobie takie włosy, jak chcecie. My upychaliśmy je jakoś, żeby nauczyciele myśleli, że jesteśmy obstrzyżeni. Dzisiaj też bym miał długie włosy, ale moje nieszczęście polega na tym, że teraz w dłuższych wyglądałbym jak oszołom. A w jeszcze dłuższych? Jak jakiś szemrany księgowy - mówi.
ROBOCZA NAZWA
- Jak się zaczęła twoja kariera w, jak się to teraz określa, showbiznesie? - zaczynam wywiad.
- Kariera? Przygoda bardziej. Tak z wykształcenia to nie jestem facetem od robienia show, tylko technikiem ekonomistą. W życiu w tym zawodzie jednak nie pracowałem. Ale mam też drugi fach w ręku. Jestem witrażystą. Z bratem od lat prowadzę zakład. Nawet dzisiaj jeszcze projektowałem lampę - opowiada.
Na jego kolanach siedzi córka - akurat rysuje coś na kartce, którą podał jej ktoś z WOŚP.
- Skąd ta nazwa? Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy? - pytam.
Jurek (przeszliśmy na ty) mówi, że od co najmniej dwóch lat po głowie mu chodziło, żeby skrzyknąć zaznajomione rockowe kapele i zrobić coś dla dzieciaków.
- Nawet nie wiedziałem, co to miałoby być. Może jakiś fajny plac zabaw? Ale w końcu, podczas audycji radiowej, usłyszałem o problemach z operowaniem maluchów z wadami serca - mówi.
No i od tego momentu miał już cel. Skontaktował się z warszawskimi kardiochirurgami i zaproponował pomoc. Uprzedził, że najpewniej nie będzie to nic spektakularnego, ale spróbować warto.
- Zadzwoniłem do Wojtka Waglewskiego, czy nie skomponuje utworu pod akcję - relacjonuje. A potem było tak - jak opowiada Jurek.
Waglewski skończył komponować i zapytał, jak ta akcja ma się w ogóle nazywać. A Owsiak odpowiedział bez zastanowienia: "Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy".
Waglewski na to zmarszczył brwi i mruknął, że ok. Ale jakby nazwa się jeszcze zmieniała, to prosił, żeby dać mu znać.
ROBAKI ATAKUJĄ
- Spodziewałeś się, że to będzie dobry biznes? - pytam.
- Jak to "dobry interes"? - otwiera oczy Jurek.
- No, pomoc dla dzieci...
- Aa... - Jurek macha ręką, jakby odganiał muchę. - Już miałem przed oczami te tytuły gazet: że mamy w Orkiestrze oddzielne, jakieś tajne konta bankowe i upychamy tam pieniądze, że robimy na tym biznes. Co za robaki nas atakują! Korci mnie, żeby na samochodzie walnąć napis, że go kupiłem przed koncertem Orkiestry. No ale tak to już jest u nas w Polsce, że jak coś komuś wychodzi, to chce mu się do dupy nakopać. Tak bez powodu. Ale może za kilka lat, na przykład w 1998 roku, będziemy bardziej podobni do Amerykanów. Oni potrafią skupiać się na pozytywach - odpowiada.
Potem Owsiak wraca do WOŚP. Opowiada, że był spokojny o to, że do akcji włączą się młodzi. Pozytywnie zaskoczyli go starsi - na co dzień szarzy i zachowawczy. Dali się porwać tej "letniej zadymie w środku zimy".
Jurka jakoś nieszczególnie martwi, że politycy niemal kompletnie zignorowali WOŚP - co zresztą skrytykowały media.
- Ja panią premier Suchocką szanuję, nie zrobiła mi nic złego. Nawet dobrze, że tak wyszło. WOŚP jest i będzie apolityczny. Chodzi tylko o to, żeby nikt nie przeszkadzał. Z brakiem pomocy jakoś sobie poradzimy... co?... acha... przepraszam na chwilę - Owsiak przerywa wywód.
- Z ananasem i szynką, tak jak mówiłem. No! Tak, niech ktoś zamówi - instruuje kogoś ze sztabu.
Potem ma kilka sekund dla córki: - Ola, tu dorysuję jeszcze oczka i uśmiech. Pięknieee!... Potem wraca do mnie. Szybko zadaję pytanie, póki mam jego uwagę.
- Jurek. A skąd ten twój wizerunek. Żółta koszula, czerwone spodnie?...
- Nie mam krawca, menadżera czy kogoś, kto by mi to wymyślił. Koszula na przykład wzięła się stąd, że jak szedłem któregoś dnia do studia to akurat była czysta i wyprasowana. Żona powiedziała, żebym ubrał, jak szedłem do studia. I tak już zostało. A spodnie czerwone to zawsze chciałem mieć. Od dziecka. Jak ktoś znajomy mi powiedział, że akurat są w sklepie, to kupiłem i mam!
Jurek przerywa na moment - A tak w ogóle to taśmy wam chłopaki wystarczy? Bo ja tak mogę gadać i gadać....
***
Wtedy miałem 19 lat. Nie wiedziałem, z jakim sentymentem będę wracał do tamtego spotkania. Dzisiaj przyjaźnimy się z Jurkiem. Aż dziwnie pomyśleć, że połowę życia spędziłem z Orkiestrą. Kiedy 27 lat temu rozmawiałem z Jurkiem, przywieźliśmy pieniądze ze zbiórki w Śremie. I tak zbieramy do dziś - nasze stowarzyszenie Śremska Grupa Nieustannych Optymistów "Krówka Mała" gra z Orkiestrą cały czas.
A poza finałami pomagamy u siebie w Śremie jak umiemy. Latem z kolei jedziemy zawsze z ogromną "żółtą krówką" na Przystanek Woodstock. A wszystko wzięło się od tego sympatycznego jegomościa w czerwonych okularach, którego poznałem na piątym piętrze warszawskiego wieżowca...
OD REDAKCJI: rozmowę z Jurkiem Owsiakiem zredagowaliśmy na podstawie nagrania otrzymanego od grupy "Krówka Mała" oraz wspomnień Grzegorza Pawlaka.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Pawlak, Grupa Nieustannych Optymistów "Krówka Mała"