Dzień Zakochanych czy Walentynki - jak nazywany jest 14 lutego - to dobra okazja, by wrócić do oglądanych przed laty filmów o miłości. Niekoniecznie muszą to być słynne filmowe romanse, przecież miłość w kinie to nie tylko ckliwe wyciskacze łez. Oto autorski przegląd najciekawszych filmów o miłości XXI wieku.
Dzień 14 lutego, znany jako Dzień Zakochanych czy Walentynki, ma sporą grupę fanów, ale równie dużą grupę antyfanów. Kina zawsze jednak należały do ulubionych miejsc na walentynkowe randki, więc nic dziwnego, że dystrybutorzy właśnie w tym czasie próbują przyciągać widzów różnego rodzaju historiami miłosnymi.
Dobrze wiemy, że film filmowi nierówny i że nie każdy romans ma szczęśliwe zakończenie. Kino - podobnie jak pozostałe dziedziny sztuki - próbuje uchwycić istotę miłości, dać nadzieję na spełnienie u boku ukochanej osoby. Ale nie brak też opowieści o skomplikowanych relacjach, gdzie radości i szczęściu towarzyszy smutek i cierpienie. Oto 10 filmów ostatnich dwóch dekad, które miłość i uczucia ukazują w niebanalny sposób.
"Debiutanci" (reż. Mike Mills, 2010 r.)
Mike Mills jest reżyserem, który z rzadko spotykaną uważnością buduje swoje historie. A każdy kolejny jego film to prawdziwa perełka. Wystarczy pójść do kina na najnowszy jego tytuł "C'mon, C'mon". W 2010 roku Mills zachwycił świat "Debiutantami" - komediodramatem, w którym miłość niejedno ma imię.
Trzydziestoośmioletni Oliver musi zmierzyć się z nową rzeczywistością, gdy jego ojciec - pół roku po śmierci swojej żony - oznajmia, że jest gejem. A niedługo później okazuje, że ma nowotwór płuc. Oliver musi sobie poukładać wiele rzeczy na nowo. Gdy zakochuje się w Annie, czuje się jak tytułowy debiutant. Długo nie potrafi się w tym związku odnaleźć.
W tej prostej, chociaż mocno zniuansowanej historii Mills umiejętnie wykorzystał elementy autobiograficzne. Razem z Oliverem uczymy się, że życie - które bywa przytłaczające, pełne smutku i niepowodzeń - niesie też chwile radości i powody, by ponownie zadebiutować w nowej roli.
"Głową w mur" (reż. Fatih Akin, 2004 r.)
Jeden z najważniejszych filmów europejskiej kinematografii XXI wieku, nagrodzony między innymi Złotym Niedźwiedziem 54. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Dzięki niemu reżyser i scenarzysta Fatih Akin został uznany za jednego z najważniejszych europejskich filmowców.
"Głową w mur" pokazuje świat Turków niemieckich. Cahit (Birol Uenel) po śmierci żony próbuje popełnić samobójstwo, ale trafia do ośrodka psychiatrycznego. Tam poznaje Sibel (Sibel Kekilli), która też ma za sobą próbę samobójczą. Sibel chce wyrwać się z konserwatywnej rodziny tureckiej, by uniknąć zaaranżowanego małżeństwa. Młoda kobieta proponuje Cahitowi białe małżeństwo, dzięki któremu będzie mogła wyprowadzić się z domu. On, początkowo sceptyczny, zgadza się na jej propozycje. Po ślubie zamieszkują razem, ale prowadzą osobne życie. Z czasem jednak Cahit zakochuje się w żonie, co komplikuje ich relacje. Rodząca się wraz z miłością zazdrość prowadzi do tragicznych konsekwencji.
Cahit i Sibel pochodzą z różnych światów: ona urodzona już w Hamburgu w ortodoksyjnej rodzinie anatolijskiej, on – przybył wraz z rodziną do Niemiec. Ona chce móc żyć "po europejsku", wolność rozumiejąc jako seks, narkotyki, alkohol i nieustanną zabawę. On w alkoholu topi żal po śmierci ukochanej żony. Obydwoje żyją na krawędzi, szukają ekstremalnych sytuacji, choć każde w inny sposób. Koniec końców można odnieść wrażenie, że Akin na nowo opowiada "Romea i Julię", rozgrywając swoją historię między Hamburgiem a Stambułem.
"Jestem miłością" (reż. Luca Guadagnino, 2009 r.)
Luca Guadagnino, który powszechnie stał się znany dopiero po "Tamtych dniach, tamtych nocach", oczarował widzów znacznie wcześniej. "Jestem miłością" - jego trzecia pełnometrażowa fabuła w karierze - stała się ogromną niespodzianką Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji, a następnie zachwycała publiczność festiwalową wielu zakątków świata: od Sundance, przez Berlinale, po Sydney.
To opowieść o kobiecie, która po przeprowadzce z Rosji do Włoch stała się członkinią wpływowej i szanowanej rodziny z Mediolanu. Emma (Tilda Swinton) jest matką trójki dzieci, wydaje się szczęśliwa wiodąc dostatnie życie, czuje się jednak niespełniona. Pewnego dnia jej syn otwiera restaurację wraz ze swoim przyjacielem Antoniem, utalentowanym szefem kuchni. Między Emmą a Antoniem budzi się namiętność. Romans pomiędzy uprzywilejowaną, zamożną kobietą a młodym szefem kuchni spoza kręgów elit musi mieć gorzki finał. Ale czy nie warto czasem zaryzykować wszystkiego, by przez chwilę poczuć prawdziwe szczęście?
Pozornie tego rodzaju historii nie brakuje w kinie. Jednak Guadagniniemu udała się rzecz wyjątkowa - stworzył prawdziwe arcydzieło filmowe w stylu znanym sprzed lat. Przede wszystkim jest to oryginalny hołd złożony włoskiemu klasykowi Luchino Viscontiemu. Z przyjaciółmi niejednokrotnie sprzeczałem się o to, czy "Jestem miłością" jest lepszy od "Tamte dni, tamte noce". Być może ten drugi tytuł jest o wiele bardziej przystępny, ale dla mnie "Jestem miłością" pozostanie na długo najpiękniejszym filmem o miłości.
"Kamper" (reż. Łukasz Grzegorzek, 2016 r.)
42-letni Łukasz Grzegorzek w ciągu ostatnich pięciu lat wykazał się ogromnym talentem, tworząc trzy świetne filmy. Debiutował "Kamperem" w 2016 roku. Chociaż to komediodramat, jest filmem gorzkim, jednym z najsmutniejszych portretów współczesnych polskich trzydziestolatków. Uniwersalność poruszanych problemów nie ogranicza się do warszawskich lekkoduchów. Historia mogłaby zdarzyć się gdziekolwiek i nie straciłaby na autentyczności, gdyby Kamperem był jakiś Jimmy, a Manią - jakaś Katie.
Mania (Marta Nieradkiewicz) i Kamper (Piotr Żurawski), chociaż wcześniej byli zakochani w sobie na zabój, jako para stanęli nad przepaścią. W życiu Mani pojawił się dojrzały mężczyzna i musi zdecydować, czy nadal pociąga ją jej mąż, który jest typem Piotrusia Pana, czy powinna związać się dojrzałym facetem. Sama jest zdolną, ambitną i pracowitą kobietą. Jej pasją jest gotowanie i temu chce się w całości poświęcić. Kamper, który pracuje jako tester gier komputerowych, cieszy się pełnią życia. U rozstaju dróg Kamper mężczyzna musi wziąć się w garść, dorosnąć. Jego małżeństwo wisi na włosku.
"Nigdy w życiu!" (reż. Ryszard Zatorski, 2004 r.)
Polskie komedie romantyczne nie kojarzą się najlepiej, o co pieczołowicie dbają nasi twórcy. Niedoścignionym dowodem, że polskie kino głównego nurtu może być dobre, pozostaje nadal "Nigdy w życiu!" na podstawie powieści Katarzyny Grocholi o tym samym tytule.
Komedia Ryszarda Zatorskiego była w pewnym stopniu polską odpowiedzią na "Dziennik Bridget Jones". Na szczęście twórcy nie próbowali się ścigać z brytyjskim klasykiem. W efekcie powstała rewelacyjna komedia z wątkiem miłosnym na pierwszym planie. Judyta (niezapomniana Danuta Stenka) dowiaduje się pewnego dnia, że jej mąż Tomasz (równie świetny Jan Frycz) odchodzi do młodszej kobiety, która jest w ciąży. Porzucona kobieta z nastoletnią córką postanawia zbudować swoje życie na nowo. Wbrew "dobrym radom" rodziców (genialny duet Marty Lipińskiej i Krzysztofa Kowalewskiego) kupuje działkę pod Warszawą i postanawia zbudować na niej dom. Kobieta poznaje Adama (Artur Żmijewski), z którym zaczyna się spotykać. Ich relacja stanie pod znakiem zapytania, gdy na jaw wyjdzie sekret mężczyzny. Oczywiście, tym razem wszystko kończy się szczęśliwie, dzięki pamiętnej scenie na Moście Świętokrzyskim w Warszawie.
"Nigdy w życiu!" na dobre wpisał się w historię polskiego kina. Świetne dialogi autorstwa Katarzyny Grocholi oraz scenarzystki Ilony Łepkowskiej dostarczyły wielu zgrabnych cytatów na każdą okazję.
"Wszystko, co kocham" (reż. Jacek Borcuch, 2009 r.)
Chociaż Jacek Borcuch debiutował jako reżyser "Kallaffiorem" w 1999 roku, to swoją pozycję w polskim filmie ugruntował dopiero 10 lat później dramatem "Wszystko, co kocham". Fabuła przenosi nas do początku lat 80. ubiegłego stulecia, ale opowiada o rzeczach dotyczących nas wszystkich - młodzieńczym buncie i szalonej pierwszej miłości. A wszystko to w połączeniu ze szczerym spojrzeniem na własne przeżycia, okraszonym dobrym poczuciem humoru.
Janek (Mateusz Kościukiewicz) jest synem oficera marynarki wojennej. Niewiele oczekuje od życia, chce grać punk rocka i dobrze się bawić, pijąc pod blokiem tanie wino. Trwa piękne lato 1981 roku, Janek poznaje Basię (Olga Frycz), która jest córką solidarnościowego opozycjonisty. Między nimi rodzi się uczucie. Ich miłość natrafia jednak na przeszkody, między innymi dlatego, że pochodzą z dwóch różnych - zwalczających się - światów.
"Wszystko, co kocham" - pierwszy polski film, który trafił do konkursu międzynarodowego festiwalu Sundance - przypomina, że pierwsza miłość bywa szalona i burzliwa, a doprawiona młodzieńczym buntem nie zawsze kończy się tak, jakbyśmy tego chcieli.
Wyśnione miłości (reż. Xavier Dolan, 2010 r.)
Jeden z najlepszych kanadyjskich twórców, Xavier Dolan debiutował w 2009 roku poniekąd autobiograficznym "Zabiłem moją matkę", który swoją premierę miał podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Rok później, również w Cannes, pokazał swoją drugą pełnometrażową fabułę "Wyśnione miłości", która dzisiaj należy już do klasyki XXI-wiecznego kina.
Maria (Monia Chokri) i Francis (Xavier Dolan) są bliskimi przyjaciółmi. Podczas jednej z imprez poznają Nicolasa (Niels Schneider). Początkowo para przyjaciół okłamuje się, udając nawzajem, że nowo poznany chłopak nie zrobił na nich wrażenia. Z czasem cała trójka do siebie się zbliża, spędzają razem coraz więcej czasu, a Marie i Francis zaczynają rywalizować o miłość Nicolasa.
"Wyśnione miłości" to klasyk, łączący w sobie świetne zdjęcia i jeszcze lepsze kawałki z najmodniejszych wówczas hipsterskich klubokawiarni. To obraz młodzieńczego szaleństwa i intensywności uczuć, jaką ze sobą to szaleństwo niesie. Bo uniesienia miłosne - nawet jeśli bazują na niewypowiedzianych sygnałach i pozorach - - bywają równie silne jak rozczarowania związane z odrzuceniem. Wydaje się, że najważniejsza i najtrwalsza pozostaje przyjaźń, nawet jeśli prowadzi do popełniania tych samych błędów.
"Zakochany bez pamięci" (reż. Michel Gondry, 2004 r.)
Jeden z najbardziej poruszających filmów o miłości ostatnich lat, jest połączeniem dramatu i fantasy. Michel Gondry, który w dorobku ma wiele legendarnych dzisiaj teledysków, zaprosił tu do współpracy znakomitego scenarzystę Charliego Kaufmana.
Joel (Jim Carrey) dowiaduje się, że jego była dziewczyna Clementine (Kate Winslet) po rozstaniu poddała się eksperymentalnemu zabiegowi usunięcia wspomnień, które go dotyczyły. Mężczyzna ze złamanym sercem decyduje się na ten sam zabieg. Nagrywa jednak wcześniej swoje wspomnienia o Clementine i przekazuje je firmie przeprowadzającej te procedury. Okazuje się jednak, że w jego umyśle Clementine pozostała obecna. Nagrane wspomnienia pozwolą im odnaleźć się na nowo.
Gondry w "Zakochanym bez pamięci" pokazuje, jak łatwo przychodzi nam zapomnieć o tym, co dobre, gdy codzienność przesłania prawdziwą miłość. To jeden z tych tytułów, do których warto od czasu do czasu powrócić. Przez wielu krytyków uznawany jest za jeden z najlepszych filmów XXI wieku.
"Zjednoczone stany miłości" (reż. Tomasz Wasilewski, 2016 r.)
"Zjednoczone stany miłości" - trzecia pełnometrażowa fabuła w dorobku Tomasza Wasilewskiego - to intymny obraz początków polskiej transformacji ustrojowo-polityczno-kulturalnej, widziany z perspektywy czterech pozornie szczęśliwych kobiet. Polsko-szwedzka produkcja przenosi widzów na początek lat 90., gdzieś na polską prowincję. Wasilewski porzuca mit o miłości idealnej, spełnionej. Tutaj nie ma miejsca na słodkie, szczęśliwe serc porywy. Nie ma także wielkich przełomowych wydarzeń historycznych czy politycznych.
Reżyser, który bezpardonowo wchodzi w intymność swoich bohaterów, daje publiczności obraz potrzeby buntu, wyrwania się z szarych blokowisk, marzeń o karierze, do tego niewypowiedzianą miłość lesbijską, pożądanie i pozamałżeńskie uniesienia. Znane dobrze polskiej publiczności aktorki: Marta Nieradkiewicz, Dorota Kolak, Magdalena Cielecka i Julia Kijowska miały okazję pokazać się tu zupełnie inaczej niż w dotychczasowych rolach. Przede wszystkim Kolak, która po raz pierwszy w polskiej kinematografii zagrała rolę dojrzałej kobiety (niegrzecznie jest mówić o wieku, ale jest to tutaj dość znaczący aspekt) nieszczęśliwie kochającej inną kobietę. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że bardzo rzadko w filmie mówi się o miłości po pięćdziesiątce, a co dopiero o miłości lesbijskiej.
"Zupełnie inny weekend" (reż. Andrew Haigh, 2011 r.)
To nie jest typowy film o miłości, można rzec, że to zaprzeczenie stereotypowego romansu. Andrew Haigh - twórca zarówno serialu, jak i filmu "Spojrzenia" - największy rozgłos zyskał swoimi ostatnimi dwoma filmami "45 lat" oraz "Polegaj na mnie". Jednak bardziej wymagającą publiczność zachwycił w 2011 roku, prezentując na festiwalu SXSW "Zupełnie inny weekend".
To historia dwóch mężczyzn: Russa i Glena, którzy wpadają na siebie w klubie i lądują w łóżku. Gdy skacowani o poranku zaczynają rozmawiać, budzi się między nimi coś więcej niż przelotna namiętność. Postanawiają spędzić ze sobą resztę weekendu. Weekendu, który stanie się dla nich ważnym wspomnieniem. Bo nie ma mowy, aby ich relacja miała szansę się rozwinąć. Glen lada moment wyjedzie do Stanów Zjednoczonych.
Haigh opowiadając tę historię zdaje się pytać: kto z nas nie przeżył romansu, który skończył się za szybko, pozostawiając wspomnienie bliskości, ciepła i poczucia zrozumienia?
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film