- Nie wszystko z tego pamiętam - uśmiecha się Alicja. Na jej pogodnej, dziecięcej twarzy wprawne oko wypatrzy bliznę. Ślad po nowatorskiej operacji, która na lepsze zmieniła jej życie. Dziewczynka urodziła się jedenaście lat temu. Na twarzy miała duże znamię, które przykrywało jedną trzecią jej buzi.
Była na świecie ledwie dwa tygodnie, kiedy przeszła pierwszą operację. Lekarze chcieli jak najszybciej działać, żeby w przyszłości Ala mogła normalnie funkcjonować. Pierwszym krokiem był zabieg dermabrazji - polegający na mechanicznym ścieraniu naskórka i górnej warstwy skóry właściwej. Niestety, poddana operacji zmiana zaczęła odrastać i pojawiły się na niej gęste włosy.
- Córka po zabiegu dermabrazji miała jeszcze dwie inne operacje polegające na usunięcia fragmentów znamienia. To niestety zmieniało i zniekształcało jej twarz - opowiada Marika Bobraj, mama Alicji.
Pierwsza taka decyzja
Alicja była przed czwartymi urodzinami, kiedy doktor Joanna Kowalik, chirurg dziecięcy i plastyczny w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach zaproponowała pionierską metodę leczenia - zastosowanie ekspandera tkankowego na twarzy pacjenta. Ekspander to specjalny implant, stopniowo wypełniany płynem, który "rozciąga" zdrową skórę w okolicy zmiany. Gdy tkanka osiągnie odpowiednią objętość i elastyczność, można ją przeszczepić w miejsce zmienione chorobowo.
Decyzją katowickiej lekarki ekspander umieszczono na szyi. Dlaczego?
- To była decyzja estetycznie korzystna dla pacjentki. Skóra na szyi jest w tym samym kolorze i posiada taką samą fakturę co twarz - opowiada dr Kowalik.
Wyzwanie
O ile założenie było nowatorskie i broniło się pod względem merytorycznymi i oczekiwanymi rezultatami, o tyle realizacja była problematyczna. Jak bowiem upilnować czteroletnie dziecko z ekspanderem wielkości piłki tenisowej na szyi, żeby nie zrobiło sobie krzywdy podczas zabawy? Sama Alicja słysząc to pytanie, beztrosko się uśmiecha.
- No, oprócz tego, że było tu coś (pokazuje dłonią szyję - red.) to żyło się normalnie i tak się też funkcjonowało. Czasami, jak nie patrzyłam w lustro, to zapominałam, że to mam - mówi dziewczynka.
Przeszczep skóry okazał się sukcesem. Dzisiaj znamię na twarzy dziewczynka może oglądać na zdjęciach. O tym, ile jej wysiłku i cierpliwości wymagało leczenie, przypominają blizny, które jednak - z tygodnia na tydzień - są coraz mniej widoczne. Mała pacjentka przechodzi laseroterapię, dzięki której jest to możliwe.
Autorka/Autor: bż
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24