"Lewiatan" to świetny film, ale powiem szczerze: uważam, że nasza "Ida" jest lepsza - mówił w rozmowie z tvn24.pl producent filmu Piotr Dzięcioł. Po zdobyciu BAFTY przyznał: coraz bardziej upewniam się w tym, że nasze szanse na Oscara sa naprawde spore". Nie pomylił się. Po raz pierwszy Oscar za film nieanglojęzyczny trafił do Polski.
Po dziewięciu nominacjach dla polskiego obrazu w kategorii film nieanglojęzyczny szczęśliwa okazał się dziesiątka. Skromny czarno-biały film Pawła Pawlikowskiego, pokonał pozostałych czterech konkurentów, w tym uważanego za faworyta rosyjskiego "Lewiatana".
Pawlikowskiemu udało się to, czego nie dokonał Andrzej Wajda "Ziemią obiecaną" ani Roman Polański "Nożem w wodzie".
- Jak się tu znalazłem? Nakręciłem czarno-biały film o potrzebie ciszy, wycofania się ze świata i kontemplacji, a teraz jestem tu - w epicentrum hałasu i uwagi świata. Życie jest pełne niespodzianek" - powiedział Pawlikowski, odbierając statuetkę. Nagrodę zadedykował m.in. rodzicom.
Bez politycznego kontekstu
Przed wyjazdem na galę producenci filmu podkreślali, że wiele zależy od tego, czy Akademia ulegnie politycznemu kontekstowi, czy też weźmie pod uwagę wyłącznie walory artystyczne.
- Mam nadzieje, że sukcesy "Idy" przełożą się na wielkie otwarcie dla polskiego kina za granicą - mówił przed ceremonią Paweł Pawlikowski. Wysłany na festiwale w Wenecji, San Sebastian i Locarno film Pawlikowskiego organizatorzy odrzucali, by podczas gali Europejskich Nagród Filmowych zasypać twórców pytaniami typu: czemu ten film nie trafił do nas na festiwal?
- Gdy organizator Berlinale zadał mi to pytanie po tym jak "Ida" zgarnęła 5 nagród EFA wybuchnąłem śmiechem. "Odrzuciliście ten film, podobnie jak inne festiwale poza Toronto". Jego mina była bezcenna - opowiadał nam ze śmiechem producent Piotr Dzięcioł.
Potwierdziła się też teoria, że zwycięzcy Europejskiej Nagrody Filmowej i BAFTY wygrywajĄ w kategorii film zagraniczny, a zdobycie Złotego Globu - który w tym roku przypadł "Lewiatanowi" - nie przesądza o Oscarze.
Ostatnimi laty zdobywca Europejskiej Nagrody Filmowej w głównej kategorii odsuwał w cień rywali z innych stron świata w walce o Oscara za film nieanglojęzyczny. Tak było z "Miłością" Michaela Hanekego, czy z "Wielkim pięknem” Paolo Sorrentino, które zdobywały w tej kategorii złote statuetki. Zwycięstwo "Idy" jest kolejnym potwierdzeniem tej zasady.
Bez precedensu
Sukces "Idy" nie ma precedensu w polskim kinie. "Ida" po raz pierwszy zauważona została na Festiwalu Filmowym w Gdyni, gdzie zdobyła Złote Lwy. Potem zaczęło się międzynarodowe szaleństwo. Film zebrał dotąd ponad 100 nagród, w tym 5 wspomnianych Europejskich Nagród Filmowych w głównych kategoriach, nagrodę BAFTY, nagrody kół krytyków w Los Angeles i Nowym Jorku, nagrody na festiwalach w Toronto, Londynie, Mińsku, Gijón i Warszawie. We Francji, Włoszech i za oceanem bił też rekordy popularności na listach box office wśród produkcji kina niezależnego.
Zachwycali się nim wielcy literaccy nobliści, jak Mario Vargas Llosa i J.M. Coetzee, a ponadto tacy filmowcy jak Alfonso Cuarón, twórca "Grawitacji", reżyserzy - jak Alexander Payne i Pedro Almodovar czy aktorki Barbra Streisand, Julianne Moore i Patricia Arquette.
Czarno-biała opowieść o szukaniu tożsamości
Akcja "Idy" toczy się na początku lat 60. XX w. Anna, młoda nowicjuszka, sierota wychowywana w zakonie (w tej roli debiutująca na dużym ekranie Agata Trzebuchowska) przed złożeniem ślubów poznaje Wandę Gruz (gra ją Agata Kulesza), swoją jedyną krewną. Od Wandy, która jest jej ciotką, dziewczyna dowiaduje się, że jest Żydówką i że naprawdę nie nazywa się Anna, lecz Ida Lebenstein. Poznaje następnie tragiczną historię swoich rodziców, zamordowanych podczas wojny. Konfrontacja z przeszłością staje się dla przyszłej zakonnicy próbą wiary.
Postać Wandy Gruz - spiritus movens całej opowieści, - jest wypadkową dwóch postaci, z których obie miały krew na rękach. - W latach 80. spotkałem w Oxfordzie bardzo uroczą starszą panią. Była żoną mojego profesora, który czasami zapraszał mnie do swojego domu na kolację i drinki - opowiada Pawlikowski w wywiadzie. - Bardzo lubiłem panią, była ciepła, dowcipna, ironiczna, mądra. I dopiero 10 lat później usłyszałem, że polski rząd wystąpił z wnioskiem o jej ekstradycję z uwagi na "zbrodnie przeciwko ludzkości", ponieważ w latach 50. była stalinowskim prokuratorem odpowiedzialnym za procesy pokazowe niewinnych ludzi, których skazywała na śmierć. Byłem w strasznym szoku. Nawet chciałem zrobić o tym dokument, ale się nie zgodziła, a ja nie mogłem długo dojść do siebie po tej wiadomości - wspomina reżyser. Tą kobietą była Helena Wolińska
Drugą osobą, której biografia miała wpływ na ostateczny kształt postaci Wandy Gruz była Julia Brystygierowa, zbrodniarka stalinowska w randze pułkownika NKWD, tzw. Krwawa Luna. Słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom i była kochanką najważniejszych polskich komunistów. Pod koniec życia dzięki przyjaźni z siostrami z podwarszawskich Lasek przeżyła nawrócenie.
Film jest koprodukcją polsko-duńską, zrealizowaną przez Opus Film i Phoenix Film we współpracy z Portobello Pictures, Phoenix Film Polska i Canal+ Polska. Dofinansowały ją m.in. Polski Instytut Sztuki Filmowej i Duński Instytut Filmowy. Zdjęcia powstawały m.in. w Łodzi i na lubelszczyźnie.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Paweł Pawlikowski przygotowuje kolejny film z tym samym producentem firmą Opus Film.
Autor: Justyna Kobus//rzw