Eurowizja 2024 przeszła do historii w dość nietypowy sposób. Słowa oburzenia, a nawet antyizraelskie demonstracje na ulicach szwedzkiego Malmö, okazały się być jedynie ciszą przed burzą, jaka rozpętała się w sobotę na kilkanaście godzin przed wielkim finałem. W tym wszystkim trochę żal Nemo, których przebój "The Code" wygrał 68. Konkurs Piosenki Eurowizji. - Mam nadzieję, że ten konkurs może nadal urzeczywistniać swoją obietnicę, żeby stać po stronie godności i pokoju na całym świecie - powiedzieli Nemo, odbierając statuetkę.
Eurowizja - a właściwie Konkurs Piosenki Eurowizji - tradycyjnie ma być wielkim świętem piosenki. Europejska Unia Nadawców (EBU), która od 1956 roku organizuje konkurs, od dekad podkreśla apolityczny charakter wydarzenia. 68. edycja jednego z najdłużej cyklicznie organizowanych programów telewizyjnych na świecie i najdłużej organizowanego konkursu muzycznego w telewizji na świecie, odbywała się w tym roku po raz siódmy w historii w Szwecji. A dokładnie w Malmö, które było miastem-gospodarzem po raz trzeci. Wszystko za sprawą ubiegłorocznej wygranej piosenki "Tattoo", wykonywanej przez reprezentantkę Szwecji - Loreen.
Z Szwecji do Szwajcarii. Triumf Nemo
Tradycyjnie, po zamknięciu głosowania widzów, głos zabiera producent wykonawczy Konkursu Piosenki Eurowizji - Martin Österdahl, aby potwierdzić, że głosowanie przebiegło bez zarzutu oraz że można ogłosić wyniki. W tym roku jednak publiczność powitała go buczeniem i gwizdami, które trwały przez całe jego wystąpienie. Österdahl został również wybuczany w trakcie przekazywania wyników głosowania jury holenderskiego. Buczenie i gwizdy wybrzmiały podczas łączenia z jury z Izraela.
Po ogłoszeniu wyników głosowania jury w 37 krajach, które brały udział w tegorocznej edycji, na pierwszym miejscu znalazła się szwajcarska piosenka "The Code" (365 punktów). Nie był to koniec emocji: po zsumowaniu głosów, oddanych przez widzów, przez chwilę prowadził Izrael, następnie Ukraina i Chorwacja. Szwajcaria jednak otrzymała 226 punktów od publiczności i tym samym zwyciężyła (łącznie zdobywając 591 punktów).
W tegorocznej propozycji szwajcarskiej "The Code", wykonywanej przez Nemo, znalazły się między innymi elementy operowe, drum and bass'u i rapu. 24-letnia osoba reprezentująca w Malmö Szwajcarię, jest niebinarna i nie używa rodzajowych zaimków osobowych. Preferują również, żeby zamiast zaimka osobowego, wstawiać w zdanie ich imię.
CZYTAJ TEŻ: Najpopularniejsze piosenki Eurowizji 2024. Zestawienie Nemo wywołali falę zachwytu już podczas preselekcji krajowych. Współproducentami "The Code" są Polacy: Wojciech Kostrzewa i Nikodem Milewski. W tekście Nemo zawarli osobistą podróż, jaką przebyli w procesie odnajdywania własnej tożsamości płciowej.
Nemo jest jednocześnie pierwszą osobą niebinarną, której piosenką zwyciężyła w Eurowizji. - Mam nadzieję, że ten konkurs może nadal urzeczywistniać swoją obietnicę, żeby stać po stronie godności i pokoju na całym świecie - powiedzieli Nemo, odbierając statuetkę z rąk Loreen.
Eurowizja w cieniu antyizraelskich protestów
Tegoroczna edycja stała się dla Szwedów idealną okazją, aby celebrować 50. rocznicę zwycięstwa "Waterloo", wykonywanej przez ABBA podczas 19. Konkursu Piosenki Eurowizji w brytyjskim Brighton. Ale to nie jedyny ważny jubileusz w szwedzkiej eurowizyjnej historii. W tym roku przypada również 40-lecie zwycięstwa utworu "Diggi-Loo Diggi-Ley" zespołu Herreys w Luksemburgu w 1984 roku oraz 25-lecie wygranej "Take Me To Your Heaven", śpiewanej przez Charlotte Perrelli (z domu Nilsson) w Jerozolimie w 1999 roku. Podczas wielkiego show, jego producenci niejednokrotnie i w najróżniejszy sposób - również żartobliwie - wspominali o szwedzkich zwycięstwach.
Organizacja tegorocznej edycji okazało się być jednak dla Szwedów - a przede wszystkim dla Europejskiej Unia Nadawców - wielkim wyzwaniem. Falę krytyki i oburzenia wywołała decyzja EBU o dopuszczeniu do udziału w konkursie reprezentacji Izraela. Przeciwnicy tej decyzji uważają, że EBU powinna wykluczyć Izrael z konkursu, w związku z działaniami władz tego państwa w Strefie Gazy, gdzie Izrael prowadzi wojnę przeciw Hamasowi w odpowiedzi na atak tej organizacji terrorystycznej na Izrael. EBU odrzuciła pierwsze dwie propozycje piosenek, zgłoszonych przez Izrael. Ostatecznie zaakceptowała zgłoszoną piosenkę "Hurricane" w wykonaniu 20-letniej Eden Golan, wymuszając na autorach zmiany w tekście i samym tytule. Oryginalnie utwór zatytułowany był "October Rain" ("Październikowy deszcz") i miał zawierać odniesienia polityczne, w tym do samego ataku Hamasu na Izrael.
Udział Golan wywołał falę protestów, w tym między innymi antyizraelskie demonstracje na ulicach Malmö w czwartek i sobotę, przed wielkim finałem, w którym wokalistka wystąpiła wśród gwizdów i buczenia. Protestujący przeciwko udziałowi Izraela w tegorocznej Eurowizji zwracali uwagę na podwójne standardy, stosowane przez EBU, przypominając, że w 2022 roku organizacja wykluczyła Rosję, po rozpoczęciu pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę.
Wielu artystów, biorących udział w konkursie, niejednokrotnie publicznie odcinało się od decyzji EBU, apelując o pokój w Palestynie. Sama EBU jednak wielokrotnie apelowała do wszystkich reprezentacji, aby uszanowano apolityczny charakter wydarzenia. Organizatorzy poinformowali, że każda forma manifestacji politycznych będzie traktowana jako naruszenie zasad konkursu.
"Zjednoczeni muzyką"? "W tej chwili to tylko puste słowa"
Na kilka godzin przed koncertem, pojawiły się informacje, że osoby, które miały ogłosić wyniki głosowania jury w Finlandii i w Norwegii, zrezygnowały ze swoich funkcji. A chodzi o dwójkę ulubieńców ubiegłorocznego konkursu: Kaarija z Finlandii, który zajął drugie miejsce oraz Alessandra Mele z Norwegii. Kaarija oświadczył, że w jego odczuciu ogłaszanie punktacji fińskiej nie jest dla niego właściwe. Mele natomiast w opublikowanym wideo podkreśliła, że "zjednoczeni muzyką - motto Eurowizji - powoduje, że muzyka jednoczy ludzi". - Jednak w tej chwili, są to tylko puste słowa. Proszę was wszystkich, otwórzcie oczy, otwórzcie swoje serca, pozwólcie miłości prowadzić was do prawdy... Wolna Palestyna - zaznaczyła.
Jedna z tegorocznych faworytek, Włoszka Angelina Mango, w rozmowie z BBC News powiedziała, że kontrowersje związane z udziałem Izraela budzą "wiele napięć" za kulisami i utrudniają uczestnikom "skupienie się na chwili i cieszenie się każdym momentem". - Jest mi przykro, ponieważ po raz ostatni wyjdę na tę scenę. Chcę jednak czerpać z tego radość, chcę się bawić i chcę dać wszystko widowni - dodała.
Faworyt zdyskwalifikowany. "Jego dalszy udział w konkursie nie byłby właściwy"
Jeszcze przed wielkim finałem EBU oświadczyła, że Joost Klein, reprezentujący Holandię, został zdyskwalifikowany. "Szwedzka policja badała skargę, złożoną przez członkinię ekipy produkcyjnej na temat incydentu, po jego występie w trakcie czwartkowego półfinału. W związku z tym, że działania prawne są w toku, jego dalszy udział w konkursie nie byłby właściwy" - czytamy w oświadczeniu EBU.
26-latek, który zachwycił fanów skocznym i bardzo osobistym numerem "Europapa", uważany był za jednego z tegorocznych faworytów. Zagraniczne media donosiły, że sprawą Kleina zajmuje się obecnie miejscowa prokuratura. Holender został przesłuchany, ale nie został zatrzymany. Agencja Reutera pisała w sobotę, że nie udało się jej uzyskać komentarza od przedstawicieli Kleina.
Holenderski nadawca AVROTROS wydał oświadczenie, w którym ocenił decyzję EBU jako "bardzo ciężką i nieproporcjonalną".
Szwedzi eurowizyjnymi mistrzami
Pomimo szeregu kontrowersji, jakie towarzyszyły tegorocznej Eurowizji, Szwedzi po raz kolejny udowodnili, że jak mało kto, potrafią wyprodukować niesamowite muzyczne show. Nawet w tak mało sprzyjającej atmosferze. Było ciekawie, zabawnie i sprawnie.
Przyglądając się eurowizyjnym produkcjom ostatnich dwóch dekad, co roku organizatorzy starają się zapewnić publiczności i widowni jak najlepszą rozrywkę. Starają się również zaskakiwać, zapraszać gwiazdy światowego formatu (jak Justina Timberlake'a czy Madonnę). Pewnego rodzaju stałym elementem jest już fakt, że zapraszane są postaci ważne dla eurowizyjnej publiczności, w tym zwycięzcy/zwyciężczynie z poprzednich edycji. To na tych ostatnich postawili w tym roku Szwedzi. Można się jedynie domyślać, że dla ponad 11-tysiecznej publiczności zgromadzonej w Malmö Arena, nie lada przeżyciem było zobaczenie na żywo takich eurowizyjnych ikon jak: Helena Paparizou z "My Number One" (Grecja 2005 r.), Charlotte Perrelli z "Take Me to Your Heaven" (Szwecja 1999 r.) oraz Sertab Erener z "Everyway That I Can" (Turcja 2003 r.). Tak było w czwartek. Natomiast w trakcie sobotniego koncertu, wystąpili między innymi: Björn Skifs, który 50 lat temu podbił listę przebojów evergreenem "Hooked on a Feeling" i zespół Alcazar z numerem "Crying at the Discoteque".
Trzy zwyciężczynie Eurowizji: Carola (Szwecja 1991 r.), Charlotte Perrelli (Szwecja 1999 r.) i Conchita Wurst (Austria 2014 r.) wykonały zaś "Waterloo" zespołu ABBA, co poprzedzone zostało nagraniem wideo ze eurowizyjnymi wspomnieniami słynnej grupy. Na koniec wystąpiła Loreen, prezentując nowy singiel "Forever" oraz "Tattoo".
Źródło: tvn24.pl