Troje dzieci czeka na zoperowanie, a ich zdrowie się pogarsza. Szpital nie ma pieniędzy na tomograf

Dzieci czekające na zabiegi
Troje dzieci czeka na zoperowanie, a ich zdrowie się pogarsza. Szpital nie ma pieniędzy na tomograf
Źródło: Marek Nowicki/Fakty TVN
Trzy dziewczynki są w coraz gorszym stanie, bo od roku czekają na operację, którą można przeprowadzić w Polsce tylko w jednym szpitalu. Tylko w zasadzie to nie można, bo zepsuł się tomograf śródoperacyjny. Dyrekcja twierdzi, że na nowy nie ma pieniędzy.

Sara ma 10 lat i od urodzenia cierpi na dysplazję kręgosłupowo-nasadową. Teraz musi być noszona przez rodziców, choć jeszcze niedawno chodziła. Przestała chodzić, bo na czas nie została u niej wykonana operacja kręgów szyjnych i doszło do paraliżu.

- Była dzieckiem takim, że poruszała się na chodziku, siedziała sobie sama i dzisiaj po prostu nie robi nic z tych rzeczy. Jest po prostu dzieckiem leżącym, przykurcze się pogłębiają - mówi Angelika Szymusiak, matka Sary.

Tę samą wadę kręgów szyjnych ma Julia, która ma dodatkowo zespół Downa. Też dotychczas nie miała operacji, choć powinna mieć. Tak jak Sara traci władzę w nogach.

- Dwa lata temu była w stanie przejść 20 kilometrów. Rok temu to już było dużo mniej, a w tym roku jeszcze mniej - informuje Kinga Horyd-Ciechelska, matka Julii. - Bardzo się boję, ten strach mnie paraliżuje. No wystarczy, że Julcia niefortunnie upadnie. Ten krąg jej się przesunie w szyi i wtedy dojdzie do najgorszego - dodaje.

Nikola ma 11 lat, dobrze się rozwija, chodzi do piątej klasy, ale też ma wadę kręgów szyjnych. Polega ona na tym, że głowa trzyma się niestabilnie na kręgosłupie. To dlatego, że dwa kręgi szyjne nie przylegają do siebie w prawidłowy sposób. Przemieszczają się względem siebie, uciskając na rdzeń kręgowy.

Zepsuł się specjalny tomograf, nie da się go naprawić

Tę rzadką wadę potrafią w Polsce zoperować tylko lekarze ze Szpitala Zdroje w Szczecinie. Powinni dzieciom wszczepić śruby, które ustabilizowałyby kręgi, a te przestałyby uciskać na rdzeń kręgowy. Lekarze jednak nie operują dziewczynek, bo w październiku zeszłego roku popsuł im się śródoperacyjny tomograf, bez którego zabiegów wykonać nie można.

- Pierwszy termin mieliśmy w lipcu, więc już rok i cztery miesiące czekamy na operację - mówi Andżelika Grochalska, matka Nikoli. Czeka Nikola, czekają Julia i Sara, coraz bardziej sparaliżowane. - Jest to pilna operacja, ponieważ każdy dzień zbliża Nikolę do kalectwa - dodaje.

Przyglądają się temu nie tylko lekarze i dyrekcja szpitala, ale też Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia. Tomograf się popsuł i nie da się go naprawić. Dyrekcja placówki nie ma pieniędzy na zakup nowego. Wziąć pożyczki nie może, bo szpital jest bardzo zadłużony.

- Zakup nowego sprzętu to ogromna kwota, 3,5 miliona złotych, której szpital ze swoich środków nie jest w stanie w tej chwili wyasygnować - mówi Katarzyna Stróżyk ze Szpitala Zdroje w Szczecinie.

Zdrowie dzieci czekających na operację od ponad roku pogarsza się kaskadowo. Jedno uszkodzenie powoduje kolejne. Teraz przestają chodzić, potem pojawią się problemy z oddychaniem, potem coraz gorzej będzie pracować ich serce. To jest sytuacja zagrażająca życiu.

Czytaj także: