Tylko w TVN24 GO
Nad "Rzeką dzieciństwa" Andrzeja Stasiuka
Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy wrócił z nową książką. Andrzej Stasiuk, który urodził się i wychował w Warszawie, w "Rzece Dzieciństwa" snuje opowieść o wyjazdach nad Bug do dziadków, gdzie spędzał letnie miesiące. Wokół rzeki, która jest granicą między wschodem i zachodem, wojną i pokojem toczy się opowieść pisarza. Poeta spotkał się nad Bugiem z dziennikarzem TVN24 Marcinem Kwaśnym i opowiedział o swoich rozliczeniach z Rosją, podróży do walczącej Ukrainy i zaangażowaniu w pomoc uchodźcom. - Pomagam Ukrainie, bo uważam to za mój patriotyczny obowiązek. Na razie Ukraińcy potrzebują naszych pieniędzy, nie potrzebują naszej krwi. Jeśli oni nie zatrzymają Rosji, to ona tu przyjdzie - mówił. Opowiedział o swojej podróży do źródeł ukochanej rzeki. - Gdy dotarliśmy do początku rzeki, podszedł do nas Ukrainiec. Mówił, że Polska to cudowny kraj. Dziękował za pomoc. Na końcu powiedział, że tu za górą była polska wieś, ale została spalona - relacjonował. Gdy pisarz dopytywał, kto ją spalił, Ukrainiec najpierw powiedział, że Niemcy, a później przyznał, że być może Ukraińcy. - Mam sentymentalną, czystą, najpiękniejszą rzekę a u źródeł krew, popioły, przekładaniec z trupów - zauważył Stasiuk. W rozmowie autor odniósł się również do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Marcin Kwaśny pytał, czy nie jest zaskoczony, że w Polsce zmieniła się władza, a sytuacja na granicy pozostała bez zmian. Pisarz odpowiedział, że "każda władza broni swoich granic". - Inaczej by tę władzę stracili - zaznaczył. Dodał, że na granicę polsko-białoruską nie jeździ, bo to dla niego zbyt trudne. Przekonywał, że wędrówka ludów to normalna rzecz w historii ludzkości. - Z jednej strony ludzie boją się migrantów, a z drugiej nasza gospodarka ich potrzebuje - wskazał Stasiuk.