|

Triumfalny powrót legendy. Pulp wraca po 20 latach z albumem "More"

Pulp
Festiwal muzycznej różnorodności. "Nie chcielibyśmy, żeby ludzie byli tu obojętni"
Źródło: Paweł Laskosz | Fakty po południu
Niewiele zespołów decyduje się na powrót do nagrywania po ponad 20-letniej przerwie. Jeszcze rzadziej zdarza się, aby wydana po tak długiej nieobecności płyta dorównywała jakością poprzednim dokonaniom. Tak stało się jednak w przypadku Pulp - kultowej brytyjskiej formacji, której album "More", po 24 latach przerwy w nagrywaniu, 6 czerwca ujrzał światło dzienne. Artykuł dostępny w subskrypcji

Zanim jednak opowiemy o "More", warto przypomnieć, kim są Pulp. Ich kariera to historia o tym, jak czasami trzeba kilkunastu lat, aby odnieść gigantyczny sukces w niemal jedną noc. Bo chociaż Pulp powstali w 1978 roku, to na swój gigantyczny sukces komercyjny musieli czekać aż 17 lat. 

Początki w robotniczym Sheffield

Zespół został założony przez nastoletniego Jarvisa Cockera pochodzącego z Sheffield, robotniczego miasta na północy Anglii, które w latach 80., przypadających na początki działalności Pulp, było opanowane przez strajki przeciwko premier Margaret Thatcher. Wychowywany przez samotną matkę Cocker z początku nie wyrażał zainteresowania ruchem robotniczym, polityka generalnie też nie była w sferze jego zainteresowań - ważniejsze było nagrywanie amatorskich filmów z kolegami oraz muzyka. Jak wspominała matka muzyka, Christine Connolly, syn całymi dniami przesiadywał w pokoju, brzdąkając na gitarze. Connolly liczyła, że z tej izolacji wyrwie go praca u sprzedawcy ryb na miejskim targu. Jednak już wtedy odstający od społeczeństwa wyglądem i charakterem Cocker tylko pogłębił swój problem w kontaktach z ludźmi - jak mówił, po pracy nie mógł pozbyć się z dłoni zapachu ryb, który skutecznie trzymał jego rówieśników (a przede wszystkim rówieśniczki) na dystans. 

Granie na gitarze też nie wychodziło mu zbyt dobrze, ale uratowała go moda na punk rock, która uświadomiła mu, że nie trzeba grać perfekcyjnie, aby być w zespole. Braki w umiejętnościach nadrabiał niesłabnącym zapałem - kiedy w 1985 roku, próbując zaimponować dziewczynie, udawał Spidermana i wypadł z okna, zaraz po wyjściu ze szpitala grał koncerty na wózku. 

Czytaj także: