Rozmowy o końcu świata
156 organizacji z sześciu kontynentów. "To, co dzieje się w Polsce, jest sprawą międzynarodową"
187 kilometrów betonu, stali i drutu kolczastego na granicy podzieliło polską i białoruską puszczę. Mur przerywa korytarze ekologiczne, zagraża zwierzętom i niszczy chronione tereny. Zapora to odpowiedź polskiego rządu na kryzys migracyjny. - To, co się dzieje na Podlasiu, jest sprawą międzynarodową. Środowisko naukowe jest zaniepokojone. Mówienie, że to nas chroni przed niebezpieczeństwem, jest nieporozumieniem - powiedział w programie "Rozmowy o końcu świata" Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Zdaniem Karoliny Kuszlewicz, adwokatki zajmującej się ochroną środowiska, argument rządu jest bardzo mocny. Zaznaczyła jednocześnie, że znajdująca się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO Puszcza Białowieska jest ogromną wartością i pod pretekstem budowy muru ten cenny przyrodniczo obszar zostaje wyłączony całkowicie z kontroli społeczeństwa i naukowców. - Przystąpienie do tej budowy i moim zdaniem łamanie prawa unijnego oraz niedopuszczanie nas od informacji o tym, jak budowa wpływa na stan przyrody, wszystko to powoduje, że jestem tym przerażona - dodała Kuszlewicz. Goście programu byli pytani także o kładki dla zwierząt, które mają być odpowiedzią na wszystkie problemy, o których mówią naukowcy i eksperci. - Zapewnienie, że przejścia są skuteczne, jest dla mnie niewystarczające. Bramę miałaby otwierać straż graniczna, a to nie są przyrodnicy - mówił Radosław Ślusarczyk. Dodał, że w pobliżu budowy znajdują się dwa instytuty w Białowieży i zatrudnieni w nich wybitni naukowcy nie są dopuszczani, żeby ocenić skutki budowy muru. Podał również, że na rzekach jest płot autostradowy, który także uniemożliwia zwierzętom migrację.
ZOBACZ TEŻ: Wyniszczająca zapora. "To może być początek końca populacji"