Strażnicy graniczni odstawili na linię granicy z Białorusią Etiopczyka, który miał złamaną nogę. Funkcjonariusze biura spraw wewnętrznych SG znaleźli z kolei w beczce na terenie placówki w Dubiczach Cerkiewnych (Podlasie) częściowo stopione telefony komórkowe, paszport oraz zagraniczny dokument tożsamości. Śledztwa w tych sprawach przejęła prokuratura z sąsiedniego województwa.
Prokuratura Rejonowa w Bielsku Podlaskim przez kilka miesięcy prowadziła śledztwo dotyczące tzw. pushbacku Etiopczyka, który wiosną zeszłego roku został wydalony z Polski z poważnym złamaniem nogi.
Śledztwo wszczęto po zawiadomieniach złożonych przez aktywistów zajmujących się pomocą humanitarną przy granicy z Białorusią.
Patrol przewiózł go do szpitala, a potem na linię granicy
Etiopczyk z grupą trzech innych osób nielegalnie przekroczył granicę z Białorusi do Polski 6 maja zeszłego roku. Mężczyzna skarżył się na uraz nogi, prawdopodobnie był on skutkiem skoku ze stalowej zapory na granicy.
Mężczyzna został przez patrol SG przekazany zespołowi ratownictwa medycznego Wojska Polskiego (w związku z kryzysem migracyjnym wojsko również pełni służbę na granicy z Białorusią), który przewiózł go do szpitala w Siemiatyczach.
Tam, po diagnostyce i udzieleniu pomocy, Etiopczyk został zabrany do strażnicy SG w Mielniku, a stamtąd funkcjonariusze Straży Granicznej przewieźli go na linię granicy i doszło do tzw. zawrócenia (pushbacku).
Leżał przy zaporze, po białoruskiej stronie
Po takim wydaleniu z Polski Etiopczyk, który miał duże trudności z poruszaniem się, wciąż był przy zaporze, ale po białoruskiej stronie. Stamtąd zawiadomił aktywistów, a ci nagłośnili sprawę w mediach społecznościowych, poinformowali również SG. 7 maja 2023 roku Etiopczyk znowu nielegalnie dostał się do Polski. Znowu został zatrzymany i przewieziony do szpitala. Ostatecznie trafił do Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców. Opuścił go po kilku miesiącach. Obecnie jest w Europie Zachodniej.
Jak poinformował szef bielskiej prokuratury Adam Naumczuk, w śledztwie zostały zebrane wszystkie najważniejsze dowody.
- Przesłuchaliśmy wszystkich świadków, funkcjonariuszy SG i żołnierzy, przesłuchaliśmy lekarzy ze szpitala w Siemiatyczach, uzyskaliśmy też opinię z zakresu medycyny sądowej - powiedział prokurator.
Sprawę przejął zespół prokuratorów w Siedlcach
W takiej fazie śledztwo - prowadzone w sprawie, czyli bez postawienia komukolwiek zarzutów - zostało przekazane Prokuraturze Okręgowej w Siedlcach. Działa tam zespół śledczy, do którego od kwietnia trafiają sprawy prowadzone dotąd w różnych miejscach, a dotyczące potencjalnych nieprawidłowości w działaniu Straży Granicznej na granicy z Białorusią.
"Celem będzie zebranie i karnoprawna ocena materiału dowodowego, dotyczącego zachowań funkcjonariuszy podejmowanych wobec cudzoziemców, którzy przekroczyli granicę białorusko-polską" - informowała siedlecka prokuratura w komunikacie o powołaniu tego zespołu.
Prokuratorzy mają analizować również zakończone już postępowania. Do zespołu trafiają też śledztwa prowadzone dotąd w prokuraturach rejonowych.
Znaleźli w beczce nadpalone zagraniczne dokumenty tożsamości
Zespół zajmie się też śledztwem (prowadzone było ostatnio przez Prokuraturę Rejonową w Ostrołęce, a wcześniej przez prokuraturę w Hajnówce) dotyczącym podejrzeń przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych i zniszczenia dokumentów na terenie placówki SG w Dubiczach Cerkiewnych.
ZOBACZ TEŻ: Większość Niemców popiera kontrole na granicach
Wiosną 2024 roku znaleziono tam beczkę, w której znajdowały się m.in. częściowo stopione telefony komórkowe, paszport oraz zagraniczny dokument tożsamości. Śledztwo zostało zainicjowane czynnościami przeprowadzonymi przez Biuro Spraw Wewnętrznych SG.
Jak informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce Krystyna Gołąbek, wszystkie śledztwa, którymi zajmuje się zespół śledczy, są w fazie "in rem" (w sprawie). Oznacza to, że nikomu nie postawiono dotąd zarzutów.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grupa Granica