- Resort zdrowia szykuje zmiany w "ustawie podwyżkowej". Wiceminister Katarzyna Kęcka zapowiada korekty zasad ustalania minimalnych płac w ochronie zdrowia - tak by były bardziej powiązane z kwalifikacjami i zakresem obowiązków.
- Tymczasem budżet nie wytrzymuje rosnących kosztów. Luka w finansowaniu ochrony zdrowia ma w przyszłym roku sięgnąć 23 mld zł, a tylko w tym roku resort musiał dołożyć 18 mld zł na podwyżki.
- Rząd rozważa zamrożenie ustawy. Jednym z rozwiązań może być czasowe wstrzymanie corocznych podwyżek, by odciążyć NFZ i budżet.
- Więcej artykułów o tematyce zdrowotnej znajdziesz tutaj.
Przypomnijmy, na mocy działającej od 2022 roku ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia pracownicy tego sektora otrzymują 1 lipca każdego roku podwyżki. Wysokość wynagrodzenia minimalnego w ochronie zdrowia jest uzależniona od przeciętnej pensji w gospodarce narodowej w poprzednim roku oraz współczynnika pracy przypisanego do danego stanowiska. Na sfinansowanie corocznych podwyżek zawsze brakuje pieniędzy. Resort zdrowia od dawna nie ukrywa, że systemu ochrony zdrowia nie stać na to i ustawa jest do zmiany, ale wciąż nie ma konsensusu co do tego, jaki kształt ma ona ostatecznie przyjąć.
Zamrożenie pozwoli złapać oddech, ale na jak długo?
- Mamy alternatywy, czyli albo zamrożenie "ustawy podwyżkowej", albo mówimy o przesunięciu jej na styczeń 2027. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że stan finansów jest zatrważająco zły, jeśli chodzi o finansowanie świadczeń zdrowotnych. Mówimy o brakach w finansowaniu i dlatego rozważamy wszelkie możliwości. Doskonale wszyscy wiemy, że dosypywanie pieniędzy nie powoduje wbrew pozorom poprawy - powiedziała Katarzyna Kęcka.
Zatrważająco zły oznacza chociażby to, że już dziś wiadomo, iż w przyszłorocznym budżecie ochrony zdrowia zaplanowano za mało nakładów w stosunku do wydatków - o 23 miliardy złotych. Luka w tegorocznym budżecie to 14 miliardów. Aby można było zrealizować tegoroczne podwyżki wynagrodzeń, resort zdrowia musiał dołożyć do systemu blisko 18 miliardów złotych.
- Narodowy Fundusz Zdrowia będzie musiał udźwignąć rozwiązanie, obojętnie jakie ono będzie. Zamrożenie to rozwiązanie, które pozwoli złapać narodowemu płatnikowi oddech i zmniejszyć konieczność dotacji budżetowej do sfinansowania corocznych podwyżek minimalnego wynagrodzenia. Jest tylko kwestia ustalenia, jak długo to zamrożenie miałoby trwać. Nie uchroni nas to jednak przed rozwiązaniami docelowymi. A to ogromne obciążenie, miliardy złotych rocznie. Dziś, po tych kilku latach, już 53 miliardy złotych przeznaczyliśmy na konsumpcję minimalnego wynagrodzenia na tych zasadach. Trzeba się zastanowić, czy dalej idziemy w tę stronę, czy jednak poprawiamy dostępność, rozumianą jako kupno nowych usług czy skracanie kolejek. Dziś udźwignięcie tego powoduje sytuację, w której nie możemy utrzymać aktualnej dostępności, korzystając tylko ze środków pochodzących ze składki zdrowotnej - powiedział prezes NFZ Filip Nowak.
"Wynagrodzenie powinno być adekwatne"
Tymczasem przeciągają się rozmowy na temat tego, w jakim kierunku powinny pójść zmiany w "ustawie podwyżkowej", tak by z jednej strony medycy zarabiali godnie, a z drugiej - nie zwiększała się przez to tak drastycznie luka w kasie ochrony zdrowia.
- Moją rolą w resorcie jest to, żeby poukładać merytorycznie kompetencje zawodów medycznych - żeby ta "ustawa podwyżkowa", którą będziemy procedować pewnie w zmienionym kształcie, niosła za sobą jasne kryteria przydziału środków. Chcielibyśmy to bardzo racjonalnie poukładać. Wynagrodzenie powinno być adekwatne do rodzaju wykonywanej pracy i kwalifikacji. Należałoby też brać pod uwagę ilość i jakość wykonywanej pracy, możliwość wprowadzenia CAP-u (limitu wysokości wynagrodzeń - red.) czy uregulowań kontraktów - powiedziała wiceszefowa resortu zdrowia.
Jak dodała, na przykład w przypadku pielęgniarek, resort zdrowia będzie chciał zastosować korzystniejsze parametry do wyliczania wynagrodzeń dla najmniej zarabiających grup (5. i 6. grupa, czyli te, które ukończyły licea medyczne i studia podstawowe). Szczegóły rządowej propozycji zmian w "ustawie podwyżkowej" mają zostać przedstawione na przyszłotygodniowym posiedzeniu Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia.
"Ministerstwo ma tyle pomysłów, że nie powie o żadnym"
- Kiedy ta ustawa wchodziła w życie, daliśmy jako Forum Związków Zawodowych negatywne stanowisko, bo wynagrodzenie nie powinno być oparte na jednym czynniku, jakim jest wykształcenie. Mówiliśmy też o doświadczeniu zawodowym, obciążeniu pracą, środowisku pracy i stresie. Niestety, byliśmy odosobnieni w tej opinii. Ustawa weszła w życie i dla mnie korzyść jest taka, że pracownicy zaczęli zarabiać godnie. Wcześniej pracownicy medyczni mieli dopłacane dodatki wyrównawcze do pensji minimalnej. Podkreślaliśmy jednak, że przy tej ustawie rozwierają się nożyce płacowe - mówiła Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Z rezerwą do zapowiadanych przez kierownictwo resortu zdrowia propozycji podchodzi samorząd lekarski. - Jesteśmy w jedynym kraju, w którym mówi się, że lekarze czy pielęgniarki zarabiają za dużo. Nie ma takich krajów w Europie, bo ludzie świetnie rozumieją, że personel ma zarabiać godnie i ma zarabiać dużo. Czy to oznacza, że przez to ma zbankrutować system? Oczywiście, że nie. Tylko że ministerstwo ma tyle pomysłów, że nie powie nam konkretnie o żadnym. Trwa pewne sondowanie opinii publicznej i próba zmiękczenia interesariuszy społecznych. Podobną dyskusję toczyliśmy w marcu, podobną w maju. Cały czas padały niedookreślone pomysły - ocenił prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Łukasz Jankowski. - Skupmy się na reformie systemu, a to, co dzieje się wokół ustawy, to szukanie zaślepki - dodał.
- Bańka pękła. I teraz wszystkim nam zależy na tym, żeby osiągnąć konsensus, który będzie w miarę możliwości zadowalał wszystkich po kolei. Nie wszystkim spodobają się pewne rozwiązania i kierunki, ale przez wiele lat żyliśmy w bańce. Żyliśmy ponad stan - skwitowała Katarzyna Kęcka.
Autorka/Autor: Piotr Wójcik
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock