10 miesięcy pozbawienia wolności - taki prawomocny wyrok usłyszał pracownik sklepu komputerowego, który odpowiadał za skonstruowanie prymitywnej bomby. Ta wybuchła w jednym z pasaży w Białystoku. Uniewinniony został administrator budynku, który - według prokuratury - zlecił stworzenie ładunku wybuchowego.
Sąd Okręgowy w Białymstoku uwzględnił apelację jednego z obrońców i częściowo apelację prokuratury w procesie w sprawie eksplozji, do której doszło 3 września 2018 roku po godzinie 15 w pasażu handlowym w centrum Białegostoku.
Nikt nie został ranny i nie było poważniejszych strat materialnych. Nie była też konieczna ewakuacja pracowników czy klientów.
Petardy wybuchły, benzyna się nie zapaliła
Według Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, która w śledztwie posiłkowała się opiniami biegłych, eksplozja mieszaniny pirotechnicznej w połączeniu ze znajdującymi się w pobliżu butelkami z łatwopalną substancją byłaby jednak - gdyby doszło do pożaru - dużym zagrożeniem dla ludzi i mienia.
Ostatecznie zarzuty usłyszeli: pracownik sklepu komputerowego w tym pasażu i administrator budynku. Według aktu oskarżenia, pierwszy z nich na zlecenie drugiego przygotował ładunek wybuchowy, składający się m.in. z petard, dwóch plastikowych butelek wypełnionych benzyną, włącznika elektrycznego i transformatora. To administrator miał ów ładunek zdetonować zdalnie ze swojego pomieszczenia. Choć doszło do wybuchu petard, to nie zapaliła się benzyna.
Jeden z oskarżonych przyznał się do winy. Sąd skazał ich już rok temu
Na początku procesu w pierwszej instancji pracownik sklepu przyznał się do zarzutu, wyraził skruchę i przepraszał. Twierdził, że ładunek przygotował na prośbę drugiego z oskarżonych i dostał za to 300 złotych, co miało pokryć koszty. Drugi z oskarżonych zaprzeczał jednak, by miał z tym jakikolwiek związek.
Prokuratura uważała jednak, że chciał on - poprzez pozorowany zamach - wzbudzić zainteresowanie sobą i współczucie u użytkowników pasażu, skarżących się na sposób, w jaki administruje on lokalami w tym budynku.
Jesienią zeszłego roku sąd pierwszej instancji skazał obu oskarżonych na kary po 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Mieli też m.in. zapłacić po 15 tysięcy złotych kosztów sądowych. Wyrok zaskarżyły obie strony. Prokuratura chciała kar po roku więzienia bez zawieszenia. Natomiast obrońca jednego z oskarżonych uniewinnienia lub uchylenia wyroku, a drugiego - możliwie niskiej kary (np. grzywny lub ograniczenia wolności) z zastosowaniem jej nadzwyczajnego złagodzenia.
Sąd drugiej instancji zmienił wyrok
Sąd Okręgowy w Białymstoku zmienił wyrok. Uznał, że zebrane dowody nie pozwalają - wbrew temu, co ustalił sąd rejonowy - na stwierdzenie, że nie ma żadnych wątpliwości, co do porozumienia między oskarżonymi. Uniewinnił administratora budynku, a w przypadku drugiego oskarżonego karę zaostrzył, bo orzekł ją bez zawieszenia. A to oznacza karę 10 miesięcy pozbawienia wolności.
Sędzia Marzanna Chojnowska długo uzasadniała to orzeczenie. Przypominała podstawowe zasady procesu karnego, w tym zasadę domniemania niewinności oraz to, że wszelkie wątpliwości muszą być rozstrzygane na korzyść oskarżonego oraz zasady oceny dowodów.
- Z tych też względów wydanie wyroku uniewinniającego jest konieczne nie tylko wówczas, gdy wykazano niewinność oskarżonego, lecz również wtedy, gdy nie udowodniono mu, że jest winny popełnienia zarzucanego mu przestępstwa - mówiła sędzia Chojnowska.
Dowód z pomówienia
Sąd okręgowy ocenił też, że pierwsza instancja - uznając za winnego i skazując administratora budynku - oparła się wyłącznie na wyjaśnieniach drugiego z oskarżonych, uznając je za całkowicie wiarygodne. Był to tzw. dowód z pomówienia, ale - jak uzasadniał sąd odwoławczy - niepotwierdzony czy uzupełniony w żaden inny sposób, który usunąłby wszelkie wątpliwości dotyczące roli administratora w tym przestępstwie.
A sąd rejonowy - uznając te pomówienia za wiarygodne - całkowicie zanegował wersję przedstawioną przez administratora, który od początku zapewniał, że z podłożeniem tego ładunku w swoim biurze w pasażu, nie ma nic wspólnego. - Do tego sąd rejonowy błędnie za dowód uznał badanie tego mężczyzny tzw. wykrywaczem kłamstw, przeprowadzone w postępowaniu przygotowawczym - uzasadniała sędzia Chojnowska.
Jednocześnie sąd okręgowy ocenił, że nie jest karą sprawiedliwą wyrok w zawieszeniu wobec drugiego z oskarżonych. Sędzia Chojnowska przypominała opinię jednego z biegłych, że tylko dzięki przypadkowemu błędowi konstrukcyjnemu nie doszło do zapłonu benzyny, a wtedy skutki mogły być bardzo poważne.
Sąd nie widzi skruchy i "zrozumienia tego, co się stało"
Mówiła, że sąd w postawie tego oskarżonego nie widzi skruchy i "zrozumienia tego, co się stało". Sędzia podkreślała, że było to zachowanie irracjonalne, nieakceptowalne, wielce naganne i niedające się niczym usprawiedliwić.
Motyw działania skazanego nie został w pełni wyjaśniony. Obrońca administratora budynku mówił wcześniej w mowie końcowej przed sądem okręgowym, że mogło chodzić o zniszczenie dokumentów, które miałyby być dowodem na oszustwa drugiego z oskarżonych na szkodę wspólnoty.
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku w innym procesie, dotyczącym właśnie takich oszustw z lat 2011-2018, zapadł wobec tego mężczyzny wyrok 1,5 roku więzienia.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24