Niecałe trzy minuty. Tyle zajęło dwóm złodziejom dostanie się na prywatną posesję, kradzież auta i oddalenie się poza zasięg kamery domowego monitoringu. Właściciel próbował jeszcze dogonić przestępców na własną rękę, ale ślad po nich zaginął.
To była noc z 24 na 25 kwietnia. Godzina dokładnie 2.22, kiedy dwóch młodych mężczyzn pojawiło się na jednej z posesji na wrocławskich Kowalach. Kiedy jeden z nich chowa się między samochodami, drugi forsuje furtkę. Obaj poruszają się ostrożnie, aby nikogo nie zbudzić. Szybko udaje się im otworzyć drzwi auta. Złodziej wchodzi do środka. Nagle zapalają się światła samochodu.
- Córka jeszcze nie spała. Ponieważ ma pokój na poddaszu, zauważyła przez okno te światła. Auto już wyjeżdżało przez bramę. Na początku się zastanawiała, czy to ja gdzieś wyjeżdżam, ale po chwili zbiegła do nas do sypialni i mnie obudziła - relacjonuje Stanisław Grochowski, właściciel samochodu.
Pilot od bramy w samochodzie
Wszystko to działo się błyskawicznie. O 2.25 złodzieje już opuszczali posesję w cudzym aucie. Pan Stanisław razem z córką wybiegli z domu, wsiedli w drugi samochód i pojechali w tym samym kierunku co dwaj mężczyźni. Jak się później okazało, na rozwidleniu dróg niedaleko od domu, wybrali tę inną niż złodzieje.
- Byliśmy pewni, że uciekali w kierunku dzielnicy, gdzie nie ma kamer. A oni wybrali główną ulicę na krajówkę w stronę Warszawy - przyznaje Grochowski.
Sprawa została zgłoszona na policję. - Prowadzimy czynności w kierunku ustalenia i zatrzymania sprawców kradzieży - mówi Łukasz Dutkowiak, rzecznik wrocławskiej policji.
Na razie jednak bez efektu. Kia sorento w kolorze czarnym, warta 120 tysięcy złotych, nie była ubezpieczona. Właściciele próbują działać na własną rękę. Szukają innych kamer, które zarejestrowały trasę ich samochodu. O pomoc poprosili też w internecie.
- Udostępniliśmy to na Facebooku. Ludzie, którzy się na tym znają, pisali, że złodzieje specjalnym urządzeniem wzmocnili sygnał z kluczyka i tak odpalili auto. Mój błąd był taki, że zostawiłem pilota od bramy w samochodzie. To przestroga dla innych - przyznaje właściciel.
Monika Grochowska, żona pana Stanisława dodaje, że nie mają podejrzeń, kto to mógł zrobić. Nie rozpoznają nikogo po sylwetce. - Liczymy na to, że komuś uda się rozpoznać sprawców - mówi.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Monitoring domowy