Tajowie, jak co roku, hucznie obchodzili Festiwal Pełni Księżyca - były sztuczne ognie, latarenki i śpiew. Ale w tym roku nadzór nad malowniczym świętem musiała sprawować policja i wojsko. Wszystko z powodu możliwości antyrządowych protestów.
Incydentów nie uniknięto - w środę krótko po północy w stolicy Tajlandii Bangkoku wybuchła bomba, która raniła 13 osób. Według władz jednak, nie została ona podłożona przez siły antyrządowe. Radosną atmosferę święta, które rozpoczyna tajskie wakacje, mącił też nieco uroczysta kremacja zmarłej w styczniu roku księżniczki Galyani Vadhana, starszej siostry króla Bhumipola.
Ale nawet zaostrzone środki bezpieczeństwa nie zatrzymały Tajów w domach. Tysiące ludzi zdecydowało się obchodzić tradycyjne święto, przypadające na pełnię dwunastego miesiąca księżycowego roku.
Pozbyć się trosk
Zgodnie z tradycją, podczas Festiwalu Pełni ludzie powierzają swoje troski "krathongom" - łódeczkom w kształcie kwiatu lotosu, wykonanym z liści bananowca, ozdobionych świeczkami, kwiatami i drobnymi pieniędzmi. Krathongi są potem puszczane na rzekę i, jak wierzą Tajowie, odpływają zabierając ze sobą ich smutki i kłopoty.
W drugim co do wielkości mieście Tajlandii, Chiang Mai do nieba poszybowały tysiące latarenek nazywanych "Yee Peng". W górę unosi je gorące powietrze. Nie zabrakło też pokazów sztucznych ogni.
jk//kdj
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters/EPA