W nocy z soboty na niedzielę przeprowadzono ewakuację brytyjskich dyplomatów oraz ich rodzin z Sudanu. Żołnierze wywieźli z ogarniętej konfliktem zbrojnym stolicy kraju ok. 30 osób. Według informacji Sky News dowództwo brało pod uwagę, że na 30-kilometrowej trasie na lotnisko konwój może znaleźć się pod ostrzałem. Portal pisze o kulisach operacji.
W niedzielę (23 kwietnia) o wywiezieniu swoich obywateli z Sudanu poinformowało kilka państw. Operacją na największą skalę była ewakuacja ambasady Stanów Zjednoczonych, w której przebywało blisko 100 osób. Ogarnięty walkami kraj opuścili też m.in. Polacy, którym pomocy udzielili "partnerzy z Hiszpanii, Niemiec i Francji".
Wyjątkowo skomplikowaną operacją była ewakuacja brytyjskiej ambasady w Chartumie, stolicy Sudanu. Minister obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace w rozmowie z BBC News wyjaśnił, że obiekt ten znajduje się między kwaterami głównymi dwóch walczących ze sobą stron. Podkreślił, że w akcję zaangażowany był personel armii brytyjskiej, Królewskiej Marynarki Wojennej i Królewskich Sił Powietrznych (RAF), a w akcji ratunkowej użyto samolotów C-130 Hercules i A400 Airbus.
Kilkanaście godzin po zakończeniu "złożonej i szybkiej" operacji - jak nazwał ją Rishi Sunak - jej kulisy opisało Sky News.
Sudan. Ewakuacja brytyjskiej ambasady
Stacja wyjaśnia na swojej stronie, że w sobotę wieczorem dyplomaci i inni pracownicy ambasady Wielkiej Brytanii, wraz z rodzinami, zgromadzili się na terenie budynku, gdzie mieli czekać na żołnierzy. Przybyło tam również kilku urzędników z innych krajów, którym Brytyjczycy zaoferowali pomoc. Łącznie na miejscu pojawiło się ok. 30 osób, w tym dzieci.
Żołnierze przylecieli do Sudanu dwoma amerykańskimi samolotami. Jak tłumaczy Sky News, około pierwszej w nocy z soboty na niedzielę wylądowali na oddalonym od punktu zbiórki o mniej więcej 30 kilometrów lotnisku Wadi Seidna. Stamtąd na teren ambasady dostali się drogą lądową, podstawionymi na miejsce pojazdami. W samolotach czekali na nich amerykańscy sojusznicy.
Sky News o najbardziej niebezpiecznym etapie misji ratunkowej
Portal podkreśla, że najbardziej niebezpiecznym etapem całej misji ratunkowej był powrót z Chartumu na lotnisko, już wraz z ewakuowanymi osobami. Na drodze przejazdu znajdowało się kilka punktów kontrolnych, a Brytyjczycy brali pod uwagę, że w ich rejonie mogą toczyć się walki.
Jak informuje Sky News, dowództwo było gotowe, by w razie takiej sytuacji wysłać na miejsce więcej samolotów i żołnierzy, posiadających możliwość "przebicia się" przez punkty kontrolne i dotarcia do dyplomatów. W takim scenariuszu oddział eskortujący dyplomatów skupiałby się nie na ich ewakuacji, a ochronie. Takiej potrzeby jednak nie było. Akcja ewakuacyjna przebiegła "względnie spokojnie", choć Sky News zaznacza jednocześnie, że w tej chwili nie wiadomo, czy brytyjski konwój po drodze napotkał na ostrzał.
Według informacji portalu samoloty, już z dyplomatami i ich rodzinami na pokładzie, wzbiły się w powietrze ok. godz. 9 w niedzielę i wróciły na Cypr, skąd wcześniej przyleciały do Sudanu.
Konflikt w Sudanie
Konflikt pomiędzy sudańską armią i paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) wybuchł 15 kwietnia. W ramach proponowanych przez rząd zmian RSF miały zostać wcielone do regularnych sił zbrojnych. Generałowie nie mogli jednak zgodzić się co do terminu, w jakim miałoby to nastąpić, a spór polityczny przerodził się w wojnę domową.
W piątek sudańska armia przekazała, że zgadza się na trzydniowy rozejm w trwających od niemal tygodnia walkach. BBC informowało jednak, że mimo teoretycznego zawieszenia broni w sobotę w Chartumie co jakiś czas wybuchały strzelaniny, dochodziło też do ataków lotniczych.
Z najnowszego raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że w wyniku walk w Sudanie zginęło w ciągu ostatniego tygodnia co najmniej 413 osób, a 3551 zostało rannych.
Źródło: Sky News, BBC, tvn24.pl