|

Usłyszeli "huk walących się z trzaskiem murów", spod gruzów wyciągnięto ciała 13 osób

Eksplozja zniszczyła nowy blok, zginęło 13 osób
Eksplozja gazu zniszczyła budynek, zginęło 13 osób
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
"Przed sobą ujrzałem olbrzymi dół i sypiące się z wszystkich stron cegły i kawałki tynku" - tak wybuch, do którego doszło w październiku 1931 roku w Gdyni, relacjonował jeden z ocalałych mieszkańców budynku. W eksplozji zginął jego niespełna siedmiomiesięczny syn, a także 12 innych osób. Miejski architekt stracił niemal całą rodzinę, do szpitala trafił jego 10-letni syn, a on sam stał i przez całą noc "spoglądał na grób swojej rodziny". Miasto pogrążyło się w żałobie. Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • 8 października 1931 roku w pachnącym jeszcze nowością bloku doszło do eksplozji. Okolicą "wstrząsnęła silna detonacja", słychać było "huk walących się z trzaskiem murów".
  • Z gruzowiska wydobywano ciała kolejnych osób, wśród nich maleńkich dzieci. Rannych było kilku.
  • Akcja służb trwała całą noc, a później przez kolejne dni. W Gdyni plotkowano o przyczynie katastrofy, popularna była teoria o bombie podłożonej przez komunistów. - Doszło do wybuchu gazu - nie mieli wątpliwości badający sprawę. Było tylko pytanie, kto za to odpowiadał.
  • W pogrzebie ofiar katastrofy udział wzięły tysiące mieszkańców.
  • Po zdarzeniu władze Gdyni zarządziły zamknięcie instalacji gazowych w całym mieście.
  • Przed sądem stanęło czterech mężczyzn - trzech z nich uniewinniono, a czwartego skazano na dość niską karę.
  • Blok odbudowano, stoi w Gdyni do dziś.

Był wczesny czwartkowy wieczór 8 października 1931 roku. Wielu mieszkańców niedawno oddanego do użytku bloku Zakładu Ubezpieczeń Pracowników Umysłowych, przy alei Piłsudskiego w Gdyni, wciąż było poza domem. Do mieszkania na trzecim piętrze budynku wrócił Stanisław Drozdowski, przywitał się z żoną i maleńkim synkiem. Przyszedł wraz z kolegą. "(…) nagle podczas rozmowy rozległ się straszny huk i do pokoju wtargnął olbrzymi słup ognia. (…) Drzwi wejściowe zostały wybite. Przed sobą ujrzałem olbrzymi dół i sypiące się z wszystkich stron cegły i kawałki tynku. (…) Ocknąłem się w szpitalu. Żona moja jest również ranna, dziecko nasze, mały Jacuś, zabite" - relacjonował mężczyzna dziennikarzom.

Czytaj także: