Lars Amdal został wezwany do wypadku drogowego w okolicach miejscowości Snillfjord. Na miejscu przekonał się, że przebiegająca tam szosa jest tak wąska, że nie pozwala na lądowanie śmigłowca.
Pilot zdecydował się na niezwykły manewr. W "żółwim"wręcz tempie pokonał kilkanaście metrów nad jeziorem i zbliżył się do drogi na tyle, by móc na kilka chwil "przysiąść" na barierce. To pozwoliło lekarzowi na zejście z pokładu i dotarcie do rannych.
"Trzeba podziwiać tego pilota"
- Nie znam przypadku, by przyziemiać za zaporze drogowej. Trzeba podziwiać tego pilota za jego kunszt - ocenił kolegę po fachu Robert Woźniak z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w rozmowie z TVN24. - Przyziemienie było bardzo nietypowe i bardzo trudne. Pilot podjął ogromne ryzyko - dodał.
Ratownik podkreślił, że w przypadku gdy warunki nie pozwalają na lądowanie, "istnieją instrukcje, które pozwalają na przyziemienie chwilowe". - Wtedy zespół medyczny wysiada, a pilot odlatuje w bezpieczne miejsce i czeka.
Woźniak powiedział, że praca ratownika, który lata za sterami śmigłowca to "przede wszystkim deficyt czasu i nieznajomość miejsca lądowania". - Pilot nigdy nie wie, gdzie będzie lądował. Zdarza się, że wypadek miał miejsce w środku losu i nie ma gdzie lądować. Wtedy lądujemy jak najbliżej się da.
Autor: adso//gak/kdj / Źródło: x-news.pl
Źródło zdjęcia głównego: x-news