"Zamiast czekać, aż pacjenci przyjdą do nas, poszliśmy za nimi". Testują, testują, testują

W Korei Południowej czwarty dzień z rzędu liczba nowych przypadków zakażenia koronawirusem nie przekroczyła stu. A to dane wyjątkowo wiarygodne - w żadnym innym kraju nie wykonuje się tylu testów, dzięki czemu izolowane są jedynie osoby faktycznie zainfekowane. Na doświadczenia południowokoreańskie z nadzieją patrzą te państwa, które nadal zmagają się z narastającą skalą epidemii.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO>>>

Prezydent Korei Południowej Mun Dze In ocenił, że okres szczytowy epidemii w jego kraju minął. W środę służby sanitarne poinformowały, że ciągu 24 godzin zanotowano 93 nowe infekcje. W tym samym czasie zmarły trzy osoby.

Ogólny bilans zakażeń w Korei Południowej wynosi jak dotąd 8413. Zmarły 84 zainfekowane osoby, wyzdrowiało 1540 pacjentów.

Testują, testują, testują

W Korei Południowej epidemia wybuchła 20 lutego w Daegu. Już gdy zdiagnozowano pierwsze 50 przypadków, burmistrz tego miasta mówił o "bezprecedensowym kryzysie" i wzywał wszystkich obywateli do pozostawania w domach oraz noszenia masek, również wewnątrz mieszkań.

Po ogłoszeniu stu pierwszych pozytywnych wyników badań, premier Chung Sye-kyun nazwał sytuację "pilną", a dwa dni później "alarmową". Słowa władz przerodziły się w natychmiastowe działanie.

W tym tygodniu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zwróciła się do całego świata z apelem: testujcie, testujcie, testujcie. Korea Południowa od samego początku przyjęła taki plan - przeprowadzenia jak największej liczby testów w celu wykrycia SARS-CoV-2. - W przeciwieństwie do innych krajów, gdzie badane są tylko osoby z objawami, zdecydowaliśmy się badać każdego, kto miał bezpośredni kontakt z potwierdzonymi przypadkami. Zamiast czekać, aż pacjenci przyjdą do nas, poszliśmy za nimi i sami szukaliśmy możliwych infekcji, aby zapobiec ich rozprzestrzenianiu się na społeczeństwo - tłumaczył stacji CNN południowokoreański minister zdrowia Park Neung-hoo.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT>>>

Od tego czasu Korea Południowa każdego dnia przeprowadza około 20 tysięcy testów na obecność koronawirusa. Utworzono sieć prawie stu laboratoriów, które za darmo wszystkim chętnym wykonują badania. Profesor Gye Cheol Kwon z Fundacji Medycyny Laboratoryjnej twierdzi, że wiarygodność diagnoz sięga 98 procent. Mimo tej skali działań, testów nie brakuje.

Wczesne wykrycie plus izolacja

Koreańskie Centrum Kontroli Chorób uważa, że taka strategia jest najskuteczniejsza i pozwala najlepiej ograniczyć skalę śmiertelności. W Korei Południowej umiera mniej niż 0,7 procent zakażonych. Prof. Gye wyjaśnił, że taką strategię opracowano po tym, jak w 2015 roku w Korei Południowej pojawiły się zakażenia wywołane przez wirusa MERS (zespół niewydolności oddechowej Bliskiego Wschodu). Zmarło wtedy 36 osób.

- Uważam, że wczesne wykrycie osoby zakażonej przy użyciu odpowiedniego testu, a następnie jej izolowanie, może zmniejszyć liczbę zgonów i ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa - przekonuje specjalista. Tym bardziej, że czasami nie udaje się ustalić, jak doszło do zakażenia. Przykładem może być 61-letnia mieszkanka Daegu, która koronawirusem SARS-CoV-2 zaraziła co najmniej 15 osób, w tym 14 podczas nabożeństwa i jedną w szpitalu. Nie wiadomo, jak się zaraziła, ponieważ we wcześniejszym okresie nie podróżowała za granicę i nie miała udokumentowanego kontaktu z żadną osobą, u której uprzednio wykryto infekcję.

Już w pierwszych dniach epidemii ulice opustoszały

Kiedy 21 lutego wykryto pierwszy przypadek w drugim co do wielkości koreańskim mieście Pusan, stacje metra, sklepy i inne miejsca publiczne były już pełne dozowników do dezynfekcji rąk. Przeprowadzano pomiary temperatury wszystkich podróżnych przybywających z obszarów ryzyka.

Do szpitali przyjmowano jedynie najcięższe przypadki zakażeń, żeby niepotrzebnie nie blokować łóżek i nie narażać personelu medycznego. Osoby z łagodniejszymi objawami leczono w warunkach domowych.

Do walki z koronawirusem wykorzystano nowoczesne technologie - dzięki aplikacji mobilnej działała geolokalizacja zakażonych osób, co pozwalało innym zobaczyć, których miejsc unikać i gdzie występują ogniska choroby.

"KORONAWIRUS. RAPORT”. EKSPERCI ODPOWIADAJĄ W TVN24 NA WASZE PYTANIA>>>

Koreańczycy zastosowali się do wezwań władz i już w pierwszych dniach epidemii ulice opustoszały. Dzięki temu na żadnym etapie nie było konieczne izolowanie miast, nie wprowadzono także ograniczeń w transporcie i komunikacji.

Zamknięto natomiast szkoły. Rozpoczęcie roku szkolnego zostało przesunięte, gdy epidemia jeszcze na dobre się nie rozpoczęła. Zgodnie z najnowszą decyzją uczniowie mogą wrócić do ławek najwcześniej 6 kwietnia, a więc pięć tygodni później niż planowano.

Ważnym zadaniem kontrola osób przyjeżdżających z zagranicy

Największym zadaniem dla władz Korei jest teraz kontrola osób przyjeżdżających z zagranicy. W związku z tym od czwartku wszystkie osoby przybywające do Korei Południowej będą objęte specjalnymi środkami mającymi zapobiec odnowieniu się epidemii. - Ostatnio rośnie liczba przybywających osób, u których testy dają wynik dodatni albo które mają objawy - podkreślił wiceminister zdrowia Kim Gang Lip.

Przybysze będą przechodzili pomiar temperatury ciała i wypełniali deklaracje zdrowotne na lotniskach. Mają podać kontaktowe adresy i numery telefonów oraz zainstalować aplikacje do samodzielnego informowania o stanie zdrowia – przekazała południowokoreańska agencja prasowa Yonhap, cytując Koreańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (KCDC).

Według danych KCDC do wtorku potwierdzono w kraju łącznie 55 przypadków infekcji wśród osób powracających lub przybywających z zagranicy, w tym 27 z Europy i 16 z Chin. W 47 przypadkach zakażeni to Koreańczycy, a w sześciu – Chińczycy.

- Jesteśmy obecnie w punkcie, w którym przywleczone przypadki mogą sprawić problemy. Cały świat boryka się z tą pandemią i nie jest możliwe, żebyśmy my sami nie mieli żadnych pacjentów z wirusem - przyznał lekarz ze szpitala akademickiego w Seulu Bang Dzi Wan, cytowany przez Yonhap.

Czytaj także: