29 stycznia Amerykanie przeprowadzili akcję przeciw terrorystom z Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP). Operacja w prowincji Al-Bajda w południowo-zachodniej części Jemenu okazała się źle przygotowana. Podczas wymiany ognia zginął żołnierz elitarnej amerykańskiej jednostki sił specjalnych Navy SEALs William "Ryan" Owens. Wezwany na pomoc samolot typu Osprey z kolei doznał awarii silnika, w wyniku której maszyna spadła na ziemię, a ranni zostali dwaj lecący nią piloci.
Według Waszyngtonu w operacji śmierć poniosło 14 żołnierzy Al-Kaidy. Głównym celem akcji, w opinii amerykańskich sił, miało być przejęcie laptopów, telefonów komórkowych i innych informacji, które pozwoliłyby na lepsze zrozumienie Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego.
Ofiary
To jednak nie straty wśród Amerykanów czy Al-Kaidy zirytowały władze Jemenu. Oprócz komandosa w ataku zginęło co najmniej 15 cywilów, głównie kobiet i dzieci. Jak pisze Reuters, jedną z ofiar jest 8-letnia córka zabitego w 2011 roku lidera AQAP Anwara al-Awlakiego.
Dlatego też mimo to, że Biały Dom określił operację jako "sukces", Jemen oburzony dużą liczba ofiar cywilnych, zdecydował się na zawieszenie lądowych operacji komandosów USA w tym kraju.
Pierwsza akcja Trumpa
Była to pierwsza od wielu lat operacja lądowa wojsk amerykańskich w Jemenie i pierwsza, którą przeprowadzono od czasu objęcia prezydentury przez Donalda Trumpa.
Według amerykańskich wojskowych, cytowanych przez agencję Reutera, nowy prezydent USA miał autoryzować tę operację pomimo braku dostatecznych informacji wywiadowczych, wsparcia naziemnego i odpowiednich przygotowań zabezpieczających.Baza bojowników Al-Kaidy, według tych samych źródeł agencji Reutera, miała być znana na długo przed odejściem z urzędu Baracka Obamy. Poprzedni prezydent miał jednak nie wydać zgody na przeprowadzenie operacji lądowej.
Autor: kło\mtom / Źródło: NYT, Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Army